Rok 1953 rozpoczął się tak jak poprzednie. Wszystko to co najlepsze, było w kolorze naszych wschodnich sąsiadów - Związku Radzieckiego. Nadal grały stowarzyszenia sportowe i tak: Unia Chorzów to Ruch Chorzów, Cracovia była Ogniwem, Lech Poznań - Kolejarzem, AKS Chorzów czy Odra Opole - Budowlanymi, Wisła stała się Gwardią Kraków a Legia Warszawa to CWKS. To tak tylko dla przypomnienia, jakby ktoś nie czytał poprzednich dwóch historii z tego okresu. Rok 1953 zakończył się tak jak dwa poprzednie, ale tym razem nie było podziałów na grupy, tym razem grał każdy z każdym w systemie wiosna - jesień. Była to dominacja piłkarzy Ruchu na boisku i ich kibiców na trybunach. Oto historia zdobycia trzeciego z rzędu mistrzostwa Polski, a ósmego w historii.
Przed rozpoczęciem sezonu
Tym razem PZPN (wówczas jego zadania pełnił Główny Komitet Kultury Fizycznej - GKKF) nie skupiał się specjalnie na zmianach, główny postulat dotyczył zniesienia rozgrywek w podziale na dwie grupy, mistrzem zostawał ten, co wygrywał ligę, z której tak jak poprzednio spadały dwie najsłabsze drużyny. Pozostawiono ligę rezerw, które grały przed meczami ligowymi, przy czym wprowadzono limit wiekowy graczy dla tych rozgrywek - do 25 roku życia. Utworzono również ligi wojewódzkie - katowicką i krakowską. Niebiescy przygotowywali się do rozgrywek ligowych, grając sparingi z drużynami z regionu. Po odbyciu służby wojskowej w Legii Warszawa do zespołu Ruchu wrócił Oskar Breiter. W latach 50. ten piłkarz był jednym z najlepszych napastników w Polsce, wspaniale dryblował i był niezwykle szybki oraz skuteczny. Jego wspaniałą karierę pokrzyżowały liczne kontuzje. W sumie w niebieskich barwach w ciągu 3 sezonów zagrał tylko w 35 meczach, ale strzelił w nich aż 18 bramek. Nie było już duetu trenerskiego Peterek - Cebula, ten pierwszy pożegnał się z klubem, ten drugi z murawą. Cebula już samodzielnie objął pierwszą drużynę. Odszedł z klubu również Przecherka, ostatni już piłkarz pamiętający jeszcze czasy przedwojennego Ruchu z boiska.
Ligowe ABC - wiosenna runda
15 marca 1953 roku rozpoczęły się rozgrywki ligowe. W pierwszym meczu Ruch wybrał się do Bytomia na mecz z Polonią, miało to być pierwsze spotkanie tych drużyn od zeszłorocznych baraży o tytuł mistrzowski. Ruch zagrał w składzie: Wyrobek - Gebur, Bartyla, Bomba, Suszczyk, Siekiera, Mateja, Breiter, Alszer, Cieślik, Kubicki.
Był to pierwszy mecz trio ataku, o którym pisano i mówiono ABC, od pierwszych trzech liter nazwisk napastników / łączników: A-Alszer, B-Breiter, C-Cieślik.
Niestety tak jak w poprzednich meczach tych drużyn pogoda nie rozpieszczała. Prasa napisała:
Mecz mistrza z wicemistrzem zgromadził w Bytomiu ok. 20 tysięcy widzów. Rozmokły teren nie wyglądał zachęcająco i tym tylko tłumaczymy to, że oczekiwany z dużym zainteresowaniem mecz stał na słabym poziomie. Piłkarze obu drużyn grali poniżej możliwości, sprawiając wrażenie jakby ktoś niespodziewanie wyrwał ich z drzemki. Król tego spotkania był tylko jeden, słynny "Chiński Mur" Bartyla, który oprócz tego, że strzelił pierwszą bramkę, to jeszcze wszystkie ataki zawodników Polonii zatrzymywały się na nim. Z dobrej strony pokazał się również Breiter, który śmigał szybko na skrzydle. Ostatecznie Ruch wygrał 2:0, drugą bramkę w 78 minucie strzelił Cieślik po błędzie Bema, rezerwowego bramkarza bytomskiej drużyny. Ruch objął prowadzenie w tabeli wspólnie z Wisłą, zespół z Krakowa deptał po piętach drużynie z Chorzowa aż do meczu tych drużyn przeciwko sobie.
W drugiej kolejce ligowej Ruch zagrał na swoim boisku z Legią Warszawa, w bramce której bronił były chorzowski bramkarz Edward Szymkowiak. Na trybunach zebrało się ponad 25 tysięcy kibiców. Tym razem to był spektakl w pełnej krasie, obie drużyny zagrały bardzo dobre spotkanie. Prasa napisała:
Tym razem Unia zwycięstwo zawdzięcza Brajterowi, który w niedzielę osiągnął wysoką formę, dając pokaz gry na pozycji łącznika. Piłkarz Unii cofał się na tyły, wyławiał tam piłki a potem z dużą szybkością przenosił się pod bramkę CWKS, siejąc prawdziwe zamieszanie. Legia prowadziła od 6 minuty po strzale Olejnika, ale 30 minut później Ruch prowadził już 3:1 po dwóch bramkach Braitera i jednej Alszera. W drugiej połowie Szymkowiak nie dał się więcej pokonać swoim byłym kolegom z drużyny i pokazał dużą klasę broniąc strzały Cieślika i Alszera. Prasa uznała go za najlepszego gracza II połowy meczu.
29 marca drużyna Ruchu wybrała się do Gdańska na mecz z Lechią, pokonując ją 1:0 po strzale Gerarda Cieślika. Na trybunach mecz obejrzało ponad 20 tysięcy kibiców. Prasa zachwalała Niebieskich za wspaniałą formę, dziwiąc się jednak, że trwa ona tylko 30 minut i pisała:
Ta nierówność formy Unii wynika jak się nam wydaje z niedostatecznego przygotowania kondycyjnego. Chorzowianie osiągnęli tak wysokie umiejętności techniczne, mają tak wyrównany zespół pozbawiony prawie słabych punktów, że tylko brakiem odpowiedniego zasobu sił możemy sobie wytłumaczyć tak gwałtowne skoki formy w 90 minut.
W 4 kolejce ligowej do Chorzowa przyjechał beniaminek, opolska Odra. Na trybunach ponownie wynik zaczynający się od dwójki. Po raz czwarty z rzędu mecz Ruchu oglądało ponad 20 tysięcy kibiców. Ruch grał w kratkę, ale jeśli drużyna wygrywa - czy forma jest istotna? Dla ówczesnych dziennikarzy niestety tak było. Ważniejsza gra niż wynik. Piłkarze chorzowscy pokonali Odrę 2:0 po dwóch bramkach Cieślika, który jednak nie został wybrany graczem meczu. Został nim po raz drugi w sezonie środkowy obrońca Bartyla, który trzymał tyły w ryzach. Ten piłkarz urodzony w Zabrzu swoje serce oddał najlepszemu śląskiemu klubowi, jakim był Ruch Chorzów. Spędził w nim ponad 20 lat swojej kariery i historia go zapamiętała jako jednego z najlepszych obrońców reprezentujących niebieskie barwy. Po drugiej stronie na pierwszy plan wybijał się bramkarz Odry Bąszkiewicz, który obronił rzut karny wykonywany przez Bartylę, a także powtórkę tego karnego wykonywanego przez Suszczyka. Wisła straciła punkty z Polonią Bytom, więc Ruch samodzielnie już objął pierwsze miejsce w tabeli i żeby nie trzymać was w napięciu... utrzymał je do końca rozgrywek.
19 kwietnia w 5 kolejce odbyły się wielkie derby Chorzowa. Ruch vs. AKS. Gospodarzem meczu były "Zielone Koniczynki", ale mecz został rozegrany na stadionie Ruchu. Na meczu pojawili się sympatycy AKS i w sumie na trybunach zasiadło ponad 35 tysięcy kibiców.
Oba zespoły zagrały w następujących składach:
Ruch: Wyrobek - Gebur, Bartyla, Bomba - Suszczyk, Siekiera, Pohl, Breiter, Alszer, Cieślik, Kubicki.
AKS: Hajduk - Król, Janduda, Karmański - Wieczorek, Gajdzik, Powala, Januszek, Muskała, Olszówka, Vogeisteier, Lizurek.
Zdjęcie: "Sport" rok 1952 - drużyna Ruchu przed meczem z AKS Chorzów.
Prasa napisała:
Niecodzienny przebieg miały wielkie derby Chorzowa. 35000 widzów przybyłych na stadion Unii przeżywało wiele emocji i było świadkami ładnej gry i ładnie zdobytych bramek, z których aż 4 zaliczamy do serii rzadko oglądanych na naszych boiskach. Na boisku szalał Cieślik po stronie Ruchu i Muskała po stronie AKS. Ostatecznie Ruch wygrał 3:2, a wszystkie bramki dla niego strzelił Breiter. Dla AKS-u Muskała i Januszek, karnego nie strzelił Teodor Wieczorek, który uderzył 3 metry obok słupka. Sytuacja miała miejsce już w 3 minucie meczu, karny został podyktowany za rękę Gebura, który wyręczył bramkarza i z linii bramkowej wybił piłkę. Dzisiaj to byłaby podwójna kara, wtedy obyło się bez żadnych konsekwencji. Po tym meczu kontuzji doznał Oskar Breiter i w zasadzie miał sezon z głowy. Jego miejsce w składzie zajął Zygmunt Pieda, a później Hubert Pala. Atak A-B-C przestał na razie istnieć.
Mecze z 26 kwietnia zostały przesunięte na 21 czerwca, a w rozgrywkach nastąpiła miesięczna przerwa na mecze reprezentacji Polski i spotkania towarzyskie. Ruch zagrał w tym czasie w Zabrzu z II-ligowym Górnikiem, który dopiero wspinał się po szczeblach ligowych. Sparing zorganizował trener zabrzańskiej drużyny Gerard Wodarz, legendarny piłkarz przedwojennego Ruchu. Wodarz już od 1950 roku przekazywał tajniki i swoją ogromną wiedzę w Zabrzu. Wkrótce ten klub zacznie czerpać garściami nabytej wiedzy z Wielkich Hajduk.
Powrót na ligowe areny nastąpił 17 maja. Do Chorzowa przyjechał Górnik Radlin, drużyna, która miała być wizytówką ówczesnej władzy komunistycznej i górnictwa. Społeczność w Radlinie niestety nie była skora do takich poświęceń, co wkrótce wykorzystał inny Górnik, ten z Zabrza, który przejął tę rolę od swojego imiennika z Radlina. Ruch wygrał 3:1 po dwóch bramkach Cieślika i jednej Kubickiego, a dla Górnika gola strzelił Szymura. To było szóste z rzędu ligowe zwycięstwo w tym sezonie i kolejny mecz, na którym zebrała się spora liczba kibiców, tym razem było ich ponad 10 tysięcy.
24 maja Niebiescy wybrali się do Krakowa na mecz z miejscowym Wawelem. Wszyscy chcieli oglądać drużynę mistrza Polski. Na trybunach 20 tysięcy kibiców. Prasa napisała:
Na dobrym poziomie i pełen emocji mecz, w którym dwukrotnie prowadzili wojskowi, a raz Unia zakończył się sprawiedliwym wynikiem remisowym (...) Cieślik, strzelec dwóch bramek we właściwym sobie stylu. Bartyla niezawodny stoper i Wyrobek należeli do najlepszych zawodników Unii. Ruch stracił bramki po dwóch rzutach karnych, które strzelił najlepszy w krakowskim zespole Durniok. Dla Ruchu trzecią bramkę zdobył Eugeniusz Kubicki, grający na pozycji lewoskrzydłowego, który treningi rozpoczął w eRką na koszulce jeszcze w 1939 roku. Wynik 3:3 i pierwszy stracony punkt w tym sezonie.
W 8 kolejce ligowej po raz pierwszy mecz Ruchu obejrzało mniej niż 10 tysięcy kibiców, a do Chorzowa przyjechał beniaminek warszawska Gwardia, która dostała lanie aż 5:0. Kiedy w 13 minucie meczu Henryk Bartyla ustawił sobie piłkę przy rzucie wolnym oddalonym od bramki o ok. 40 metrów, nikt na stadionie nie sądził, że będzie próbował w ogóle strzelać na bramkę. On jednak wziął rozbieg i huknął jak z armaty, zdobywając bramkę na 1:0. Pozostałe cztery gole zdobył inny Henryk - Alszer. Prasa napisała:
Z wyrównanej drużyny wybijał się ruchliwy i ambitnie walczący Alszer, który był osią wszystkich zagrań i prawdziwym postrachem Stefaniszyna (bramkarz Gwardii - przyp. red.). Kontuzji doznał Pieda, a ponieważ jedna zmiana została już przeprowadzona, to w zasadzie Niebiescy grali drugą cześć meczu w 10-tkę. Prasa podsumowała te zawody jeszcze dwa dni później:
Sam wynik cyfrowy nie byłby jednak pełnym miernikiem umiejętności Unii. Wszyscy sprawozdawcy z chorzowskiego meczu stwierdzają, iż Unia zademonstrowała grę dawno nieoglądaną na naszych boiskach, że na takim meczu łatwo zapomina się o dokuczliwym deszczu, o strugach wody lejącej się za kołnierz i o innych niedogodnościach odkrytych trybun. Już wtedy narzekano na brak zadaszenia i choć w tym samym czasie budowano Stadion Śląski, to nikt o zdrowych zmysłach nigdy by nie pomyślał, aby przenieść tam drużynę Ruchu, a co dopiero spróbowałby to zrobić.
W 9 meczu ligowym drużyna Ruchu pojechała do Grodu Kraka, aby zagrać z Cracovią. Tradycyjnie za drużyną do Krakowa wybrała się rzesza chorzowskich kibiców. W sumie na trybunach pojawiło się ponad 20 tysięcy kibiców. Ruch wygrał 2:1 po dwóch bramkach strzelonych przez Cieślika, w składzie chorzowian Kubickiego zastąpił Eugeniusz Pohl, późniejszy kapitan drużyny Ruchu i piłkarz, który najdłużej nosił opaskę kapitana w historii. Mimo wyrównanego spotkania Niebiescy odnieśli kolejne zwycięstwo.
14 czerwca Ruch zagrał z Lechem Poznań. Prasa napisała:
Tym razem koncert ataku Unii trwał tylko 30 minut. W tym czasie piątka napastników chorzowskich wspierana celnymi podaniami defensywy, która już na zapleczu budowała groźne sytuacje pokazała tu swój wysoki kunszt piłkarski. Zdobyte w tym czasie bramki były majstersztykami i główka Cieślika, która przyniosła drugą bramkę była najlepszej klasy. Wielu widzów obecnych na meczu oświadczyło zgodnie, że tak zdobytej bramki nie widziano na naszych boiskach. Ruch wygrał po raz kolejny u siebie, tym razem 2:0 po strzałach Huberta Pali i Gerarda Cieślika. Pierwsze miejsce w tabeli zajmował Ruch, tuż za nim z dwoma punktami mniej znajdowała się Wisła Kraków, a w kolejnej 11 kolejce na zakończenie rundy wiosennej, to właśnie ona miała przyjechać na mecz do Chorzowa. Ten mecz zapowiadał się arcyciekawie. Prasa napisała:
Przekonamy się w niedzielę, która z tych dwóch drużyn jest najlepsza, która najbardziej godna tytułu przodownika ligowej tabeli rozgrywek.
Zakończenie rundy wiosennej. Do Chorzowa przyjechał odwieczny w ostatnich latach, jeszcze przedwojenny rywal - krakowska Wisła. Na trybunach rekord sezonu - 43 tysiące kibiców. Oba zespoły wystąpiły w składach:
Ruch: Wyrobek - Gebur, Bartyla, Bomba - Suszczyk, Siekiera, Pohl, Mateja, Pohl, Alszer, Cieślik, Pala.
Wisła: Jurowicz - Snopkowski, Szczurek, Flanek, Ślizowski, Jędrys, Kotaba, Gracz, Kościelny, Gamaj, Mordarski
Zdjęcie: Mateja Marian (Ruch Chorzów) w białej koszulce wyprzedza Stanisława Flanka (Wisła Kraków).
Ruch pokonał Wisłę 4:0 (1:0) po dwóch bramkach lewoskrzydłowego Huberta Pali, po jednej Cieślika oraz Alszera. Przy takim wyniku meczu przytaczamy fragmenty opisu spotkania z "Przeglądu Sportowego" uwielbianego tygodnika na Śląsku, a szczególnie w Chorzowie. Chyba nigdy wcześniej, ani nigdy później, nikt bardziej rzetelnie nie napisał o drużynie Ruchu:
Niesłusznie byłoby stwierdzić, że Unia osiągnęła najwyższy możliwy poziom, że jej przygotowaniu i grze nie można nic zarzucić. Ma ona wiele braków, o których warto mówić i trzeba mówić. Jest jednak najlepszą z polskich drużyn i większość polskich zespołów piłkarskich powinna się na niej wzorować. Oczywiście nasuwają się tu dalsze pytania. Chcemy wiedzieć przede wszystkim jak chorzowianie doszli do obecnego poziomu gry, w jaki sposób się przygotowują do gry i kompletują zespół, dlaczego wybijają się na tle innych polskich drużyn. Chcemy mówiąc krótko poznać podstawę sukcesów Unii, aby na jej przykładzie mogli się uczyć inni, aby jej sukcesy i jej doświadczenia walki z brakami - posłużyły polskim piłkarzom do podniesienia swojego poziomu (...)
I o meczu:
Piłkarski Śląsk przeżył w niedzielę swój wielki dzień. Unia Chorzów krocząc w rozgrywkach ligi bez porażki, pokonała najgroźniejszego rywala Gwardię Kraków w sposób niepodlegający dyskusji. Unia poza nielicznymi okresami równorzędnej gry, była zespołem panującym na boisku, choć nie wszyscy jej zawodnicy zagrali na poziomie do jakiego jesteśmy już u nich przyzwyczajeni. Wśród 43 tysięcy widzów byli i tacy, którzy opuszczając stadion zawiedzeni byli poziomem gry wiosennego mistrza ligi. W zasadzie pretensje te były słuszne, ponieważ nowokreowany mistrz popełnił wiele błędów np. Bartyla, zwykle niezawodny wypadł w tym jak ważnym meczu dość słabo. Kilka razy zdarzały mu się kiksy, po których wynikły kłopotliwe dla Wyrobka sytuacje wyjaśnione jednak przez mało zdecydowanych napastników Gwardii, którzy strzelając w aut zdjęli ciężar z serca widowni. Dobry mecz rozegrał Marian Mateja, dla wychowanka Kresów Chorzów był to debiutancki sezon w niebieskich barwach.
Część drugą opublikujemy we wtorek.
Grzej
twitter.com/grzegorzjo
Bibliografia:
Niebiescy.pl,
Trybuna Robotnicza: 1953,
Przegląd Sportowy: 1953,
Sport: 1953,
Andrzej Gowarzewski, Joachim Waloszek, Ruch Chorzów, 75 lat "Niebieskich" - Księga Jubileuszowa. Wydawnictwo GiA, Katowice 1995.
Polecamy również:
Pierwsze Mistrzostwo Polski - część I
Pierwsze Mistrzostwo Polski - część II
Złota era. Drugie Mistrzostwo Polski - część I
Złota era. Drugie Mistrzostwo Polski - część II
Ambicja i dużo (nie)szczęścia. Trzecie mistrzostwo Polski - część I
Ambicja i dużo (nie)szczęścia. Trzecie mistrzostwo Polski - część II
Wojenna ścieżka. Czwarte z rzędu mistrzostwo Polski - część I
Wojenna ścieżka. Czwarte z rzędu mistrzostwo Polski - część II
Ostatnie przed wojną. Piąte mistrzostwo Polski - część I
Ostatnie przed wojną. Piąte mistrzostwo Polski - część II
Gorzko-słodki smak. Historia szóstego mistrzostwa Polski
Taktyka 1244. Historia siódmego tytułu mistrza Polski