Większościowym udziałowcem Ruchu jest Dariusz Smagorowicz. On i kontrolowana przez niego firma 4Energy posiadają blisko 60% udziałów. Ostatnio media obiegła informacja, jakoby w Ruch zainwestować mieli katarscy szejkowie. I choć na news należało spojrzeć z przymrużeniem oka, to wywołał on lawinę komentarzy. Polskie prawo nie zabrania sprzedaży klubów piłkarskich podmiotom zagranicznym. Do tego typu "transferu" doszło w Gdańsku. Wrocławskie Centrum Finansowe, które posiadało 57% akcji Lechii, zostało kupione przez konsorcjum niemiecko-szwajcarskie. Czy ten kierunek obiorą inne polskie kluby? Trudno powiedzieć. My postanowiliśmy póki co zapytać Was, jak w przypadku swojego klubu zapatrywalibyście się na taką zmianę.
Chociaż o Ruchu Chorzów mówimy, że jest wizytówką Górnego Śląska oraz silnie akcentujemy powiązania z naszym regionem, to okazuje się, że zaakceptowalibyśmy zagranicznego inwestora, a nawet właściciela. Tylko
21% kibiców powiedziałoby stanowcze NIE. Swojego zdania nie ma tylko
2% głosujących. Pozostali, czyli
77% sympatyków Niebieskiej eRki przychylnie spoglądałoby na taką sytuację. Musimy jednakże zaznaczyć, że blisko połowa głosujących (
47%) uzależniła swoją pozytywną odpowiedź od tego, w czyje ręce i do kogo dokładnie miałby trafić Ruch.
30% kibiców nie stawia takiego warunku.
Choć na pierwszy rzut oka wyniki głosowania mogą dziwić, to przy dłuższym zastanowieniu szybko znajdujemy wytłumaczenie. Nie jest tajemnicą, że w klubie finansowo się nie przelewa. Borykamy się z licencją, musimy się godzić na odejścia ledwo wybijających się ponad średnią zawodników. Do tego dochodzi kwestia stadionu. Wiemy, że zarządzanie klubem przez miasto, to żadne rozwiązanie. Lokalni działacze też nie gwarantują wielkiego sukcesu. Zagraniczny właściciel, czy kapitał, mógłby to zmienić, choć trzeba pamiętać, że i to nie byłoby gwarancją. Przykłady PSG czy Romy pozostają jednak kuszące.
Pod kątem struktur właścicielskich w klubach piłkarskich na dwóch przeciwległych biegunach znajdują się Niemcy i Brytyjczycy. Za naszą zachodnią granicą prawo stanowi, że kluby nie mogą być sprzedane w "obce" ręce. Ma to powodować, że kibice będą się bardziej z nimi utożsamiać, co z kolei przełoży się na frekwencję. Trzeba przyznać, że tak właśnie się dzieje, bowiem to Bundesliga odnotowuje rekordy frekwencyjne. W Anglii jest zaś na odwrót, gdzie dziewięć z obecnie występujących w Premiership klubów ma zagranicznych właścicieli. Manchester United, Chelsea czy City już od dawna są pod zagranicznymi auspicjami. Kluby te jednak odnoszą sukcesy a ich stadiony puste nie stoją.
A ten klub nie miał szczęścia do zagranicznych właścicieli, którzy stali się niemalże jego grabarzami. Hiszpańskie kluby poza Barceloną i Realem pozostają zadłużone, ale dumne. Próby zakupu Malagi, czy Valencii spełzły na niczym, po tym jak lokalni działacze i samorządowcy rzucali potencjalnym inwestorom kłody pod nogi.
Marco FC K-ce
[email protected]