Po ciekawym wyjeździe do Vaduz przyszła pora na kolejnego zagranicznego przeciwnika - duński Esbjerg fB. W pierwszym meczu rozegranym w Gliwicach Ruch zdołał jedynie zremisować, gdyż nie wykorzystał kilku bardzo dogodnych sytuacji. Kwestia ewentualnego awansu miała się zatem rozstrzygnąć na wyjeździe, na którym rzecz jasna nie mogło zabraknąć fanów Niebieskiej eRki.
Koszt wyjazdu do Esbjerga był identyczny, jak przy okazji eskapady do Liechtensteinu, czyli
300 zł i 30 euro bilet w przypadku wyjazdu autokarowego, natomiast osoby wybierające się własnym transportem kupowały jedynie wejściówkę, do której dodawana była okolicznościowa koszulka "Special Guest" - z identycznym motywem jak na wyjeździe do Vaduz, jedynie ze zmienionym rywalem na duńską drużynę.
Duńczycy przekazali Niebieskim
500 biletów, które szybko znalazły swoich nabywców. Było więc pewne, że na wyjeździe pojawi się sporo fanów chorzowskiego Ruchu. Przypomnijmy, że na pierwszy mecz do Polski przyjechało jedynie
14 kibiców Esbjerg fB.
Dni do meczu mijały szybko, także nie pozostało nic tylko zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyć w drogę. Zbiórka dla osób jadących autokarami zaplanowana została
na środę na 19:00, a po godz. 20:00 grupa wyruszyła w kierunku niemieckiej granicy.
Pomimo strasznej ciasnoty w autokarze spowodowanej małymi odległościami pomiędzy siedzeniami, podróż minęła dosyć szybko. Pierwszy dłuższy postój zanotowaliśmy po przekroczeniu granicy niemiecko-duńskiej, gdzie na zajeździe czekali już na nas duńscy smutni panowie w mundurach wraz z polskimi spottersami. Co ciekawe, miejscowi stróże prawa przygotowali dla kibiców Ruchu specjalne broszurki, w których wypunktowali co możemy robić, a co będzie karane. Po dokładnym obejrzeniu broszury szybko przekonaliśmy się, jak przyłożono się do jej stworzenia. Pierwszą rzeczą, która aż raziła w oczy, była
flaga Monako / Indonezji, która widniała przy danych Polskiej Ambasady. Ciekawe, czy ulotka powstała przy współpracy z polską stroną, bo i po naszych "asach" takich cudów można się spodziewać... ;)
Po około godzinnym postoju wycieczka wyruszyła już do miasta docelowego, gdzie dojechaliśmy po godz. 11:00. Autokary wyprowadzono wprost pod miejscowy kościół. Tam cała grupa wysiadła, odbierając bilety i okolicznościowe koszulki, po czym wszyscy w większych bądź mniejszych grupkach rozeszli się po mieście. Część wybrała pobyt w pobliskich ogródkach piwnych i barach, inny zwiedzali miasto, a jeszcze inni wybrali się na basen lub zjeść coś ciepłego. Na szybach kiosków można było zobaczyć gazety, które na stronach tytułowych informowały o najeździe 500 chuliganów z Chorzowa ;) Ciekawostką był napis na szyldzie jednego ze sklepów:
"Mam nadzieję, że wygracie - RUCH CHORZÓW". W tak dobrych nastrojach mijały godziny do meczu. W międzyczasie nie zabrakło drobnych i większych incydentów. Kilka osób zostało zatrzymanych m.in. za posiadanie pirotechniki, jednak najważniejszą kwestią jest
zdobycie przez kibiców Ruchu 6 flag fanów Esbjerga.
Im bliżej meczu tym miejscowi policjanci stawali się coraz bardziej irytujący i nadgorliwi, co można było zauważyć podczas przemarszu części kibiców na mecz oraz w pobliżu stadionu, gdzie m.in. problemem okazało się dopicie piwa, bo o godz. 17:00 (czyli na godzinę przed pierwszym gwizdkiem) ubzdurano sobie, że bramy stadionu dla Niebieskich zostaną zamknięte.
Na szczęście przed pierwszym gwizdkiem większość Niebieskiej Ferajny zasiadła na sektorze gości. Ogólnie mecz z trybun obejrzało
470 fanów Ruchu, w tym
20 kibiców Elany Toruń oraz
30 Widzewiaków i z tego miejsca dziękujemy naszym zgodowiczom za wsparcie.
Sektor przyozdobiony został flagami: "Special Guest", "RTS" i "FC London" (Widzewa), "Mokre - Elana Toruń on tour", "Elana Toruń", "Niebieskie Siemce - Ekipa Wyjazdowa", "19/R\20", "N/R\K", "Radlin", "Świętochłowice", "Mysłowice on tour", "Bandycki Batory", "Jaworzno", "NRŚL Gang", "Niebieskie Łaziska".
Niebiescy doping rozpoczęli już na kilkanaście minut przed meczem i zakończyli go kilkanaście minut po jego zakończeniu. Tym samym w Danii zaprezentowany został pokaz mniej więcej
130-minutowego ciągłego dopingu w wykonaniu kibiców Ruchu. Rzecz jasna najgłośniej na sektorze gości było w czasie trwania obu połów meczu, jednak i w pozostałych momentach, w tym w przerwie, narzekać nie można było. Niebieska Szarańcza dawała z siebie wszystko i bez żadnych przeciwwskazań można powiedzieć, że po raz kolejny graliśmy u siebie. Miejscowi pomimo podobnego liczbowo młyna nie byli wstanie przeszkodzić Niebieskim w ich celebracji widowiska. Dodatkowo trzeba zaznaczyć, że z powodu stracenia przed meczem flag płot gospodarzy pozostał pusty. W młynie Esbjerga zagościło jedynie kilka machajek.
Chorzowscy fani podkręcali natomiast korbę dopingu - nawet stracone bramki, ku zdziwieniu miejscowych, nie były w stanie powstrzymać zabawy. Zainteresowanie meczem objawiło się również u Polaków mieszkających w Danii, którzy również byli obecni na stadionie.
W przerwie nową przyśpiewkę w postaci przeróbki
"Horto Magiko" zaintonował i wdrożył na sektorze pewien "dzikowąsy" jegomość z południowych rewirów Śląska. Przyśpiewka dosyć szybko zadebiutowała w pełnym zakresie na sektorze Ruchu.
Im bliżej do końca spotkania, tym zabawa bardziej nabierała tempa. Koszulki poszły w odstawkę i pełen fanatyzm mieliśmy już bez cerat. Nawet stracona w końcówce bramka nie była w stanie zagłuszyć sektora gości, choć trzeba przyznać, że miejscowi nagle się ożywili myśląc, że od awansu dzieli ich już tylko chwila.
I właśnie ta chwila okazała się gwoździem do trumny, ponieważ Niebiescy zdołali wyrównać na 2:2 w doliczonym czasie gry i tym samym cudem awansowali do kolejnej rundy.
Tego, co działo się na sektorze kibiców Ruchu nie da się opisać. Każda z obecnych tam osób przeżyła to na własny sposób, ale naprawdę było gorąco.
Szał radości i wrzawa nie do opisania. Jedno jest pewne - była to jedna z tych chwil, której nie zapomni się do końca życia i właśnie dla takich chwil warto poświęcać czas, pieniądze i często zdrowie, by móc podążać za swoją ukochaną drużyną.
Po ostatnim gwizdku kibice i piłkarze mieli chwilę, by ochłonąć po tym, co się stało. Wspólne śpiewy były już tylko ukoronowaniem wywalczonego awansu. Osobno na podziękowanie zasłużył
Janek Kocian, który również podziękował kibicom i niczym "Superman" wyskoczył do góry z uniesioną w wiwacie pięścią. Po chwili trener paradował już po murawie w wyjazdowej koszulce kibiców, która została mu rzucona z sektora.
Doping dalej niósł się po stadionie, bo najważniejsze, że "jesteśmy zawsze tam...". Kibice jeszcze trochę czasu musieli spędzić na stadionie, bo bramy zostały zamknięte. Wypuszczono jedynie część kibiców udających się do samochodów, natomiast grupa autokarowa przy akompaniamencie beatboksu zapodawanego przez jednego z kibiców czekała na przybycie kierowców i wypuszczenie ze stadionu. Części osób udało się wymknąć ze stadionu i udać się na miasto, także zabawa miała miejsce również
rynku, gdzie przejechała np. Niebieska Ciuchcia, a duńska policja coraz bardziej irytowała się przedłużającą wizytą chorzowskich kibiców.
Około godz. 23:00 autokary wyruszyły w drogę powrotną. Noc znów minęła szybko, do czasu postoju na niemieckiej stacji, gdzie z powodu promocji i wizyty smutnych panów postój z 20 minut wydłużył się do 2 godzin. Po wyjaśnieniu sprawy grupa ruszyła dalej i kolejny dłuższy postój miał miejsce już w Polsce, a sam wyjazd autokarów zakończył się około godz. 17:00.
W czasie drogi fani Ruchu poznali również kolejnego rywala w eliminacjach Ligi Europy, którym jest ukraiński Metalist Charków. Po tej informacji widać było, że nikt z kibiców nie jest zadowolony z wyników losowania, bo mogliśmy trafić na inne dużo bardziej ciekawe drużyny, w tym m.in. Partizan Belgrad. Na ale cóż, wyników losowania nie zmienimy. Pozostaje nam wesprzeć drużynę na tym wyjeździe nawet pomimo sytuacji panującej na Ukrainie. W końcu jesteśmy zawsze tam...!
źródło: Niebiescy.pl