Pomimo dobrej postawy w drugiej połowie, chorzowianie nie potrafili odpowiedzieć warszawskiej Legii na dwa ciosy, które pognębiły 14-krotnych mistrzów Polski. Chorzowianie wracają na Górny Śląsk z bagażem zimowych doświadczeń i morałem - sytuacje trzeba wykorzystywać.
Kartki wymusiły na Janu Kocianie roszady w wyjściowej jedenastce. I tak na skrzydło wrócił Marek Zieńczuk, a na środek boiska Bartłomiej Babiarz. Na prawej obronie po dłuższym czasie spędzonym na ławce rezerwowych, miał wystąpić reprezentant Polski U-21, Marti Konczkowski. Legia w obliczu wielu kontuzji żongluje 16 zawodnikami, ale Jan Urban nie przygotował na ten mecz fajerwerków i postawił na sprawdzony trzon zespołu.
Na krótką chwilę przed pierwszym gwizdkiem Pawła Pskita, z chmur zaczął padać gęsty śnieg, który zaczął powoli przykrywać murawę przy Łazienkowskiej. Piłkarzy z trybun przywitało blisko 200 osób, a pustka wprawiała w konsternację piłkarzy. - Dziwnie to wyglądało, bo graliśmy ten mecz jak sparing. Brakowalo atmosfery rywalizację o stawkę. nieznany był mi cel rywalizacji - tłumaczył po meczu Inaki Astiz. - Za bardzo z widowiskiem piłkarskim nie miało to nic wspólnego - wtórował Hiszpanowi, Marcin Malinowski. Dlatego mecz rozpoczął się sennie. Pierwsze minuty, to nic innego jak Legia przy piłce, a "Niebiescy" czyhający na błąd. Bojaźliwe podejście doprowadziło do sytuacji, że chorzowianie potrafili wymienić góra kilka podań, najdbliżej 40 metrów od bramki Kuciaka. Rzadkie wrzutki w pole karne gospodarzy były raczej rozgrzewką, niż zagrożeniem dla bramkarza rywali.
Przebudzić boiskowe towarzystwo postanowił Brzyski. Najpierw z rzutu wolnego zaprawił w bojach zarzniętego Buchalika, by później w 34 minucie prawie go pokonać. Prawie, bo na drodze znakomicie uderzonej piłki stanął Malinowski, który głową nieznacznie zmienił jej lot, na tyle skutecznie, że przeleciała minimalnie obok słupka. W opresji chorzowianie mogli być również, kiedy futbolówka odbijała się od ręki Dziwniela po podaniu Radovicia. Arbiter nie dostrzegł jednak w tym zagraniu celowości, dlatego skończyło się na głośnym oburzeniu "Legionistów". Na impuls kolegi odpowiedział Astiz. Wychowanek Osasuny na raty pokonał golkipera Ruchu, najpierw trafiając w słupek. Dobitka była już bezbłędna. Bramka dodała animuszu staraniom lidera T-Mobile Ekstraklasy. Kolejne problemy przyszły od Helio Pinto, który kąsliwie uderzył, a Buchalik miał spore problemy ze sparowaniem piłki, dlatego uspokojenie sytuacji przez "Malinę" było niezbędne. Pierwsze senne 45 minut, chorzowianie zakończyli z jednobramkową stratą.
W przerwie intensywnie rozgrzewał się Jankowski, który zagrał od pierwszej minuty drugiej połowy. Jan Urban również nie próżnował w przerwie i wymienił Brozia na Ojamę. "Niebiescy" chcąc wykorzystać element zaskoczenia, 20 sekund po wznowieniu gry mógł wyrównać stan rywalizacji. Starzyński dostał piłkę marzenie w polu karnym Legii, nadawcą podania byłw właśnie Jankowski. Futbolówka zmierzała wprost na prawą nogę środkowego pomocnika, a ten z całej siły skierował ją między słupki. Na nieszczęscie Kuciak skrócił kąt i "Figo" nabił nogi rywala. Kto wie, czy ten kluczowy moment nie zaważył na losach tego spotkania. Kolejną szansę od losu otrzymał Kuświk. Podanie na wolne pole wyczyściło mu drogę do bramki, pozostał tylko Kuciak i on. Snajper Ruchu zdecydował się na drybling co zamknęło mu drogę do bramki, bowiem w tym czasie zdążyli wrócić defensorzy drużyny z Warszawy i skutecznie zablokować wszystkie możliwości rozwiązania sytuacji. - Takie sytuacje trzeba wykorzystywać, szczególnie z Legią - skwitował Malinowski.
Warszawiacy zadowoleni z tego, co otrzymali od Ruchu - czyli szansy na zapewnienie sobie zwycięstwa, postanowili z niej skorzystać. W 63 minucie przed polem karnym znalazł się Radović. Spokojnie wziął na siebie Stawarczyka i założył mu siatkę, tyle że podanie trafiło do Ojamy, a ten spokojnym strzałem pokonał bezradnego Buchalika. "Niebiescy" jak skarcony uczeń z podciętymi skrzydłami bez większego polotu konstruowali ataki. Najlepsza okazja do złapania kontaktu przydarzyła się w 84 minucie, kiedy po 2 rzucie wolnym z kolei, Filip Starzyński uderzył w poprzeczkę. Kilka chwil później Włodyka podcinką chciał pokonać słowackiego golkipera "Wojskowych" - bezskutecznie.
Ostatnią akcją godną uwagi była niezbyt finezyjna, ale skuteczna gra ciałem Kuświka, który przepchnął obrońcę z Warszawy i znalazł się sam na sam z bramkarzem. Jednak nie miał z czego uderzyć, a piłka wylądowała na rzucie rożnym. Ostatni gwizdek zakończył męczarnie zawodników, którym przyszło rywalizować również z naturą. Szkoda, że "Niebiescy" kolejny raz nie potrafili przywieźć z Warszawy choćby punktu.
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE
Legia Warszawa 2:0 (1:0) Ruch Chorzów
Bramki: Astiz 34', Ojamaa 63'
Żółte kartki: Astiz - Starzyński
Składy:
Legia: Kuciak - Bereszyński, Astiz, Jodłowiec, Wawrzyniak - Broź (46' Ojamaa), Vrdoljak, Pinto (77' Furman), Radović, Brzyski - Dwaliszwili (62' Mikita).
Rezerwowi: Skaba, Kopczyński, Rzeźniczak.
Trener: Jan Urban
Kapitan: Ivica Vrdoljak
Ruch: Buchalik - Konczkowski, Malinowski, Stawarczyk, Dziwniel - Smektała (77' Kowalski), Surma, Babiarz (46' Jankowski), Starzyński, Zieńczuk (65' Włodyka) - Kuświk.
Rezerwowi: Kamiński, Tymiński, Kwiatkowski, Brodziński.
Trener: Jan Kocian
Kapitan: Marcin Malinowski
Sędzia: Paweł Pskit (Łódź)
Mecz bez udziału publiczności.
źródło: Niebiescy.pl