Kompromitacja - to jedyne słowo, które nieprzymuszone rzuca się na usta, by ocenić to, co wydarzyło się w Białymstoku. Ruch przegrał różnicą sześciu bramek, a sposób w jaki do tego doszło woła o pomstę do nieba. "Niebieskich" nie było stać nawet na trafienie honorowe.
Jacek Zieliński przed meczem zszokował zestawieniem swojego zespołu. Najbardziej w obronie, gdzie na bokach zagrali Babiarz i... Janoszka, a na środku pojawił się niespodziewany debiutant Helik. Do pierwszego składu powrócił Tymiński, który zastąpił "wykartkowanego" Marcina Malinowskiego, a Filip Starzyński znów był desygnowany do gry jako "podwieszony" za Jankowskim.
W pierwszych minutach maszyna przygotowana przez Jacka Zielińskiego zadziałała w miarę dobrze. Chorzowianie prowadzili grę i nie dawali rywalom zbytnio dojść do głosu. Trwało to jednak tylko 15 minut. Później rozpoczęło się to, czego nawet w najczarniejszych snach kibice Ruchu nie byli w stanie sobie wyobrazić. 19 minuta i błąd Babiarza, który przerodził się w akcję bramkową. Zła interwencja Kamińskiego zmusiła do wybicia Stawarczyka, lecz ten nieszczęśliwie nabił "Kamyka", a Piątkowski dopełnił tylko formalności. Trzy minuty później - bohater meczu Dani Quintana ograł Helika oraz Tymińskiego i bez skrupułów, delikatną podcinką umieścił piłkę w siatce.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy strzał Kamila Włodyki zza pola karnego odmieniłby losy meczu. Gdyby trafił do siatki zamiast w poprzeczkę, byłoby 2:1 i jego strzał pewnie aspirowałby do bramki sezonu, ale... piłka nie chciała wpaść. Próby "Niebieskich" przeważnie kończyły się na 20 metrze, jedynie w 43 minucie zagrania Sultesa, Janoszki i Jankowskiego powodowały palpitacje serca, kiedy piłka raz po raz przelatywała wzdłuż bramki.
Przerwa miała coś zmienić. Szkoleniowiec Ruchu nie czekał na szczęśliwy traf i postanowił wprowadzić drugiego napastnika - Grzegorza Kuświka. Obraz gry znów na chwilę wyglądał tak, jakby losy spotkania miałyby się odmienić. Jednak szybko i brutalnie, nawet najwięksi marzyciele zostali sprowadzeni na ziemię. W 49 minucie Quintana mimo asekuracji czterech obrońców Ruchu oddał precyzyjny strzał i na tablicy zapalił się wynik 3:0. Trzy minuty później ten sam Quintana postanowił, że spróbuje swych umiejętności znanych z gier komputerowych i podał na wolne pole do Gajosa. Ten zaś nie miał nic innego do zrobienia, niż pokonać bezradnego Kamińskiego. Wyrok - 4:0 do Jagiellonii.
Okrzyk kibiców - "jeszcze siedem" - zdawał się być coraz bardziej proroczy. Wynik niebezpiecznie zbliżał się do katastrofalnej "siódemki", w czym wydatnie pomagali sami "Niebiescy". Chociażby sytuacja z 63 minuty zdecydowanie potwierdza tę tezę. "Jaga" najpierw wychodzi 4 na 2, później Quintana podaje znakomicie do Balaja, a Albańczyk strzela tak, że Kamiński nawet nie zdąży się ruszyć. I tak do 64 minuty było już 5:0.
Wściekły Jacek Zieliński rzucał gromami w swoich zawodników, wytykając im w niewybredny sposób dziecinne błędy. Jednak komentarze na nic się zdały. A jakże... Po meczu Łukasz Surma przyznał: - Rozkleiliśmy się jak dzieci. Owa dziecinada nie skończyła się na pięciu śmiertelnych ciosach, w powietrzu wisiał szósty, który przybliżał się z każdą kontrą, podaniem rozciągającym grę i niekonwencjonalnym zagraniem gospodarzy.
Ostatnie 25 minut upływało w oczekiwaniu na wykonanie wyroku, który dopełniłby białostockiej hańby, która powoli staje się klątwą "Niebieskich". Przypomnijmy, że to przecież trochę ponad trzy miesiące temu, Ruch spadł w Białymstoku z Ekstraklasy. Nie zmieniły tego nawet próby Janoszki, który chciał oddać strzał tyłem do bramki i Grzegorza Kuświka, któremu piłka zatańczyła między nogami. Nawet nie dał rady Włodyka, który przewracał się w polu karnym by wywalczyć jedenastkę, lecz po chwili wstał i oddał kolejny, niecelny strzał na bramkę Jagiellonii. W sumie celnych strzałów "Niebieskich" było... o wiele za mało, czyli... Uwaga! Jeden.
Sekundy płynęły, a "Jaga" mając pod kontrolą wydarzenia boiskowe pozwoliła sobie na nutkę nonszalancji i w 93 minucie zagrała kolejną świetną piłkę w oddanym kompletnie polu karnym. Balaj znów rozweselił miejscową publiczność, która była blisko dopięcia swego, czyli zobaczenia siedmiu bramek w meczu.
Tyle wydarzyło się w Białymstoku w ciągu 90-kilku minut. Tyle wystarczyło, by obnażyć wszystkie braki i słabości Ruchu, drużyny, która jeszcze niedawno walczyła o najwyższe cele. Teraz walczy nie o honor, ale o resztki twarzy. Zespół "dzięki" ostatnim dwóm meczom stracił kredyt zaufania, ciężko wywalczony w derbach i w zwycięskim spotkaniu z Legią. Kredyt, który nie jest odnawialny, ale zadłużył "Niebieskich" na kilkanaście tysięcy zranionych seRc...
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE
Jagiellonia Białystok 6:0 (2:0) Ruch Chorzów
Bramki: Piątkowski 19', Quintana 21', Quintana 49', Gajos 51', Balaj 64', Balaj 90'
Żółte kartki: Babiarz, Kuświk
Składy:
Jagiellonia: Słowik - Tosik, Ukah, Pazdan, Straus - Plizga (70' Drażba), Grzyb, Gajos, Quintana, Mackiewicz (46' Bandrowski) - Piątkowski (60' Balaj).
Rezerwowi: Baran, Pawłowski, Norambuena, Porębski.
Trener: Piotr Stokowiec
Kapitan: Rafał Grzyb
Ruch: Kamiński - Babiarz, Helik, Stawarczyk, Janoszka - Sultes (60' Kowalski), Surma, Tymiński (46' Kuświk) Starzyński, Włodyka - Jankowski (80' Kwiatkowski).
Rezerwowi: Buchalik, Dziwniel, Brodziński.
Trener: Jacek Zieliński
Kapitan: Łukasz Janoszka
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa)
Widzów: 6008 (ze względu na remont na stadionie nie ma sektora gości)
|
źródło: Niebiescy.pl