- Nie dość, że Ruch lideruje, to jeszcze wszyscy grają na niego. Resovia wygrywa z Puszczą, Chrobry z Arką a ŁKS traci punkty z Podbeskidziem. Śledzę uważnie, serce bije mi mocno. Tak jak rekordem były kiedyś kolejne spadki Ruchu do niższych ligi, teraz awans do Ekstraklasy, po awansach rok po roku, też byłby rekordem świata. A gdyby tak jeszcze zdobyli piętnaste mistrzostwo... - mówi
Profesor Jan Miodek, który udzielił wywiadu portalowi slazag.pl. Prezentujemy wybrane fragmenty.
(...)
Jak pan ocenia drużynę, która - zupełnie niespodziewanie - wygląda jakby faktycznie mogła bić się o kolejny awans?
- Kibicem Ruchu jestem 70 lat. Mistrzostwo Polski wywalczone w roku 1952 pamiętam jak wczoraj. W Polsce zawsze musiało być inaczej, więc rozgrywki wówczas toczyły się w dwóch grupach i ich zwycięzcy spotkali się w finałowym dwumeczu. Ruch i Polonia Bytom. W Chorzowie było 7:0, a sam Gerard Cieślik strzelił 4 gole. W rewanżu w Bytomiu, na śniegu, padł bezbramkowy remis. Powiem panu, że ten mój Ruch przez 70 lat przyzwyczaił mnie do takiej huśtawki nastrojów, że sam już nie pamiętam, ile razy mówiłem o tych chłopakach także: "Wy pierońskie dziady!". Z miłości oczywiście, bo oni moi są i stąd również takie emocje. Zawsze byli nieobliczalni. Do dziś nie pojmę, jak to możliwe, że drużyna z takim dorobkiem wylądowała na czwartym szczeblu rozgrywkowym. Dożyłem nawet ligowego meczu z Gwarkiem Tarnowskie Góry!
(...)
Tę drużynę stać na kolejny awans?
- Stać. Oni sami powinni w to uwierzyć.
To odpowiedź rozumu czy serca?
- Bardziej serca. Rozum mówi: "Za wcześnie, kwiatku, za wcześnie", ale przecież nie jesteśmy liderem II ligi przez przypadek. Mówię: drugiej ligi, bo za moich czasów tak się ją nazywało, a Ekstraklasa była po prostu ligą pierwszą. Sama nazwa Ruch Chorzów wywołuje szacunek. Swoje przeżyliśmy: wyszliśmy z piłkarskiej kwarantanny i wracamy tam, gdzie nasze miejsce. Ujmę to tak: chcę wierzyć, że oni uwierzyli, że mogą awansować. Że nie mogą już grać nigdzie indziej, tylko na samej górze.
Kogo w tej drużynie ogląda pan z największą przyjemnością?
- Jestem sentymentalny i największy sentyment mam do "Ecika" Janoszki. Wybaczam mu ten niewykorzystany karny w Krakowie, bo chciał dobrze, zmylił rywala, ale strzelił za lekko i bramkarz zdążył obronić. Przy takim zwodzie i mocniejszym strzale nie miałby szans. Ale ten Daniel Szczepan… Jak huknął ostatnio z 30 metrów… Z takimi piłkarzami można myśleć o Ekstraklasie, tym bardziej, że trener jest bardzo rozsądny, spokojny. Rozmawiam z wieloma ludźmi blisko Ruchu i widzę właśnie rozsądek i racjonalne budowanie.
Na koniec: widział pan już pomnik Gerarda Cieślika przed Stadionem Śląskim?
- Jeszcze nie, muszę wybrać się, najlepiej z synem i wnukami, którzy od urodzenia słuchają, jak genialnym piłkarzem był Gerard Cieślik. Moje wnuki oglądają filmy o Cieśliku w internecie, jeden z moim udziałem zresztą. On był sportową miłością mojego życia. Nie było większego, przy całym uznaniu dla Pietrzykowskiego, Kuleja, Szewińskiej… Mnie na widok tego człowieka wilgotniały oczy. Wie pan, że kiedyś wygłaszając referat o fenomenie Ruchu w Chorzowie Batorym, gdy doszedłem do nazwiska Cieślika, to nie mogłem skończyć, bo ścisnęło mnie za gardło? Żaden inny sportowiec nie wszedł w moje życie tak bardzo jak on. Jest pomnik i wspaniale, więc teraz czekam jeszcze na stadion jego imienia w Chorzowie.
źródło: slazag.pl