strona główna Forum Kibiców Fan Page Niebiescy.pl Twitter Niebiescy.pl Stowarzyszenie Wielki Ruch Typer Foto TV Niebiescy w Youtube Relacje LIVE
Wspomnienia "Grzybka". Awans z Ruchem do ekstraklasy (cz. 1)
  • Data: 14.04.13; 15:00  Dodał: Wojciech Grzyb
Nadeszła pora na premierę wspomnień "Grzybka", które będziecie mogli czytać w serwisie Niebiescy.pl! Wojciech Grzyb, ikona chorzowskiego Ruchu, na początek opisał historię awansu z "Niebieskimi" do ekstraklasy.

Opowieść jest naprawdę długa, dlatego postanowiliśmy podzielić ją na dwie części. Kiedy zaprezentujemy drugą? Nastąpi to za mniej więcej tydzień. Tymczasem zapraszamy do czytania!

* * *

Od ostatniego awansu Ruchu do ekstraklasy (2007) minęło już trochę czasu, ale wciąż żyje we mnie to niesamowite uczucie szalonej radości i dumy, jaka mnie wówczas rozpierała. Po czterech sezonach tułaczki w pierwszej lidze i dwukrotnych dramatycznych bojach barażowych o zachowanie bytu na tymże szczeblu wróciłem z moim ukochanym klubem do najwyższej klasy rozgrywkowej, czyli tam gdzie jego miejsce. Wprowadziłem Niebieskich "na salony" jako kapitan i szczerze mówiąc, niczego co wcześniej spotkało mnie w piłce, nie dało się porównać z tym fantastycznym przeżyciem.

Aby jednak móc doświadczyć tych niezapomnianych emocji związanych z awansem musiałem wcześniej do tego Ruchu w końcu trafić. Udało się po 12,5 roku gry w innych klubach i w lutym 2006 roku podpisałem umowę z I-ligowym średniakiem, jakim był wtedy Ruch. Sporo osób dziwiło się, że zdecydowałem się zamienić ekstraklasową Odrę Wodzisław na drużynę, która dwa sezony z rzędu ratowała się przed spadkiem do trzeciej ligi (obecnie drugiej) dopiero w barażach. Sam zresztą na jednym z tych meczów byłem i pamiętam, że momentami odwracałem głowę, kiedy Niebiescy przegrywali ze Zniczem Pruszków 0-2 i w końcówce na naszą bramkę sunęły kolejne groźne akcje skazywanych na porażkę gości. Na szczęście nie udało im się zdobyć trzeciego gola, który przesądziłby o degradacji Ruchu po tym jak w Pruszkowie zwyciężył przecież 4-2!

W drużynie Znicza brylowali wtedy Kameruńczyk Ferdinand Chi Fon oraz przyszła podpora Ruchu, słynny Michał "Pulo" Pulkowski, który trafił na Cichą już w następnym sezonie. Podobno naszych działaczy urzekła dobra gra "Pulka" i fakt, że we wspomnianym dwumeczu nie notował żadnych strat... Jakoś trudno mi w to uwierzyć po tym, jak poznałem Michała w ciągu kilku lat wspólnego grania heh.


W Grecji z "Guciem" Warzychą.

Wracając jednak do sedna - w styczniu 2006 roku podjąłem decyzję, że nie przedłużę wygasającej w czerwcu umowy z Odrą i zaproponowałem jej włodarzom wcześniejsze rozwiązanie kontraktu. Pamiętam, że najbardziej zdziwionym i chyba jedynym, który próbował mnie namówić na zmianę tej decyzji był dyrektor Odry Edziu Socha, natomiast prezes Serwotka sprawiał wrażenie nawet zadowolonego takim obrotem sprawy, ponieważ dzięki temu w kasie zostało ok 60 tys. zł, których dobrowolnie się zrzekłem byle tylko Odra puściła mnie do Ruchu już wtedy. Byłem przekonany, że to co robię jest słuszne, a że Ruch nie był wówczas w stanie za mnie zapłacić, załatwiłem to w taki właśnie sposób.

W decyzji tej pomógł mi również zabieg artroskopii stawu skokowego, któremu poddałem się w grudniu 2005 roku, a po którym istniało pewne zagrożenie, iż mogę nie zdążyć zakończyć rehabilitacji przed wznowieniem rozgrywek ekstraklasy. Pierwsza liga ruszała wówczas dwa tygodnie później. I miałem rację, ponieważ wspomniany staw pomimo bardzo intensywnej rehabilitacji u śp. doktora Wielkoszyńskiego doskwierał mi jeszcze przez kilka kolejek rundy wiosennej. No właśnie. Zanim zaczęła się ta runda, która miała upłynąć pod znakiem w miarę szybkiego zabezpieczenia I-ligowego bytu, pojechałem ze swoją nową drużyną na obóz do Aten, który zorganizował nam nie kto inny jak Krzysiu Warzycha. Miałem już za sobą pierwsze treningi w niebieskiej koszulce oraz pierwsze wywiady jak to wspaniale jest wrócić na stare śmieci, do domu, do klubu, w którym się przecież wychowałem i któremu kibicuję od dziecka. Wiedziałem też, że moja dyspozycja pozostawia wiele do życzenia, a kostka boli jak cholera.

W Atenach przez całe zgrupowanie trenowałem na pół gwizdka. Trener Wleciałowski od początku wiedział o moim problemie i cierpliwie czekał na poprawę. Po dwóch tygodniach obozu i walki z samym sobą, w dniu wyjazdu do Polski graliśmy ostatni bodajże piąty sparing na greckiej ziemi z jakimś trzecioligowcem. Po zwycięstwie nad Panathinaikosem (1-0 "Pepe" Ćwielong) każdy myślał, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Postrzelamy sobie trochę na zakończenie i wracamy do kraju. Przed meczem zagadnął mnie "Wleciał": "Wojtek chciałbyś wejść na pół godzinki pograć?". Myślę sobie: jasne, przeciwnik raczej niewymagający, więc powinno być w miarę bezpiecznie... "OK, trenerze. Pora zaliczyć seniorski debiut w koszulce Ruchu".


Wojtek Myszor, ja, "Bizak" i "Śrutek".

Mecz wcale nie był łatwy - wręcz przeciwnie. Zmęczeni trudami zgrupowania nie byliśmy w stanie strzelić tym agresywnym i topornym grekom do przerwy żadnej bramki. Wszedłem na boisko od początku drugiej połowy i pamiętam tylko jak Wojtek Myszor, życząc mi powodzenia, zapytał czy te nowe buty, które miałem na sobie to "strzałówki"... Lepszego debiutu wymarzyć sobie nie mogłem. W jednym z pierwszych kontaktów z piłką strzeliłem jednego z ładniejszych goli w mojej karierze. Grzegorz Bonk zacentrował z rzutu rożnego, piłka przefrunęła nad całym polem bramkowym i spadła wprost na moją prawą stopę. Kąt był bardzo ostry, ale podjąłem błyskawiczną decyzję o strzale z woleja i piłka wpadła w boczną siatkę przy długim słupku bramki Greków. Pierwszy z gratulacjami i szerokim uśmiechem był przy mnie Mariusz Śrutwa, który notabene od ponad roku namawiał mnie razem z "Bizakiem" na powrót do Ruchu. Wygraliśmy tamten mecz 1-0, a ja cieszyłem się w głębi duszy jak małe dziecko.

Jeśli chodzi zaś o "Bizaka", to przypomniało mi się momentalnie jak w czasie swojego nieudanego epizodu w Odrze któregoś dnia powiedział do mnie: "Grzybek, ty jeszcze wrócisz do Ruchu i będziesz strzelał bramki". Wtedy jakoś nie chciało mi się wierzyć ani w jedno ani w drugie, ale po strzeleniu tamtego pierwszego gola zaświtało mi w głowie, że może jednak Krzysiek miał rację z tym strzelaniem bramek dla Ruchu? Okazało się, że miał. Co prawda w rundzie wiosennej trafiłem do siatki tylko raz i to do "pustaka" w Ostrowcu Świętokrzyskim, ale w następnych sezonach było już z moją skutecznością o wiele lepiej, a słowa "Bizaka" okazały się prorocze.

Wspomniana runda rewanżowa sezonu 2005/06 zaczynała się w Chorzowie od bardzo prestiżowego meczu z "gorolami" z Sosnowca. Muszę wspomnieć, że kiedy prowadziłem już rozmowy z Ruchem, zadzwonił do mnie ówczesny dyrektor Zagłębia Wojciech Rudy i złożył bardzo konkretną oraz mocno konkurencyjną dla oferty finansowej Ruchu propozycję, której oczywiście nie mogłem przyjąć. Tyle w temacie. Sam mecz rozczarował tak naszych kibiców jak i nas samych, a mnie przede wszystkim. Trener postawił na mnie od początku, ale ja wciąż nie byłem gotów na pełne 90 minut. Nie byłem gotów nawet na to, by podjąć w miarę równorzędną walkę z przeciwnikiem. Bardzo chciałem, ale nie mogłem. Skończyło się 0-0. Z dużej chmury mały deszcz.


Na prezentacji drużyny w hali MORiS.

W drugiej kolejce znów bezbramkowy remis ze Szczakowianką w Jaworznie. I choć tam mogłem pokusić się już nawet o gola, to mój występ jak i całego zespołu był nieudany, czemu wyraz dali nasi kibice krzycząc po meczu w naszą stronę "Ruch to my, a nie wy...". Pierwszy raz pojawiły się wtedy w mojej głowie wątpliwości - czy ja na pewno dobrze zrobiłem? Kilkanaście dni wcześniej niesamowite przyjęcie kibiców, jakie spotkało mnie na prezentacji drużyny w hali MORiS-u dobitnie utwierdziło mnie w słuszności decyzji o przenosinach do Chorzowa. Na samo wspomnienie o tamtym dniu wciąż "gęgol mi staje na karku", jakby to powiedział "Klakier" (Marcin Klaczka). Aż tu nagle dwa bezbramkowe remisy, a kibice już z nami jadą... Cóż, fani Ruchu zawsze byli wymagający. Liczyli na zwycięstwa tak z Zagłębiem, jak i ze słabą Szczakowianką, a wszyscy musieliśmy obejść się smakiem.

Tydzień później u siebie wreszcie zgarnęliśmy trzy punkty, a i ja sam mogłem być w miarę zadowolony ze swojego występu. Wniosek mógł być jeden - idzie ku lepszemu. Ale nic bardziej mylnego. Po "wielkanocnej" pechowej porażce ze Świtem, a następnie dwóch z rzędu przegranych na Cichej z wracającym do elity Widzewem oraz Śląskiem Wrocław zaczęło się robić nieciekawie. Mało tego, PZPN nałożył na klub karę sześciu ujemnych punktów i znaleźliśmy się na samym dnie. To był drugi i ostatni moment, w którym dopadły mnie wątpliwości, czy aby na pewno dobrze zrobiłem przychodząc już teraz do niepewnego utrzymania w pierwszej lidze Ruchu...


Nasza ekipa w którymś z hoteli.

Na szczęście pogadaliśmy poważnie przy browarku we własnym gronie i wzięliśmy się do roboty. Już na pomeczowym rozruchu zwróciłem się do "Bonczka" słowami: "zamknijmy sklepik i nie przegrajmy już do końca ligi...". Sam nie wierzyłem w to co mówiłem, ale czułem, że coś trzeba zrobić, cokolwiek aby tylko tchnąć nowego ducha w tą ekipę. A mieliśmy naprawdę ciekawy zespół. "Śrutek", "Bizak", Wojtek Myszor, Seba Nowak, Przemek Łudziński, Marcin Makuch, Grzesiek Baran, "Miki" (Grażvydas Mikulenas), wspomniani już "Klakier", "Pulo" czy "Bonczek", młodzi "Pepe" i "Ecik" i kilku innych ciekawych zawodników, którzy dołączyli do nas później, m.in. Ariel Jakubowski, "Jezier", ”Sokół”, "Adams" czy "Miodek". Wszyscy podjęli temat, ale pewnie mało kto łącznie ze mną wtedy wierzył, że jesteśmy w stanie tego dokonać.

Następny mecz graliśmy na trudnym terenie w Polkowicach. Jeszcze w autobusie odebrałem telefon od naszego dyrektora Krzysztofa Ziętka, który poinformował mnie, że PZPN przyjął odwołanie Ruchu i przywrócił nam zabrane wcześniej punkty. Teraz jeszcze my musieliśmy zrobić swoje na boisku. I zrobiliśmy. Po wyrównanym meczu bez historii, który powinien zakończyć się bezbramkowym remisem, jakimś cudem zdołaliśmy wygrać. Ten cud nazywał się nie inaczej jak Michał Pulkowski. To właśnie "Pulo" zdobył zwycięskiego gola w końcówce spotkania, a dokonał tego bezpośrednim uderzeniem z rzutu wolnego z odległości około 25 metrów od bramki Szmatuły. A co w tym wszystkim jest najśmieszniejsze? Michał nie był wyznaczony do wykonywania tego stałego fragmentu gry i kiedy ktoś inny szykował się do strzału, on podbiegł cichaczem do ustawionej piłki i strzelił... wślizgiem! Bezpośrednio przed kopnięciem piłki "Pulek" poślizgnął się i w momencie oddawania strzału praktycznie leżał już na ziemi. Żartowaliśmy później, że tylko dlatego trafił do bramki Polkowic, bo nie jest żadną tajemnicą, że strzał z dystansu nigdy nie był jego mocną stroną. A już na pewno nie nad murem. Tak czy inaczej wracaliśmy do Chorzowa niezwykle szczęśliwi i bogatsi nie o trzy, a o dziewięć punktów!

Z tego meczu w Polkowicach utkwił mi w pamięci jeszcze jeden obrazek. Wśród nielicznej grupki kibiców, jaka zdecydowała się nas wspierać tego dnia na stadionie Górnika był jeden wyjątkowo pijany, oczywiście ze szczęścia po naszym zwycięstwie osobnik. Po ostatnim gwizdku sędziego w geście radości postanowił on wspiąć się na dwumetrowy płot odgradzający sektor gości od murawy boiska, po czym runął z całym impetem na betonową posadzkę. Naszą radość momentalnie zastąpiła konsternacja i niepokój o zdrowie tego nieszczęśnika, tym bardziej, że po upadku długo się nie podnosił i trzeba było wezwać karetkę. Po jakimś czasie nasz ówczesny kierownik drużyny Kris Jędrulok dostał info, że pechowiec odzyskał przytomność i tylko mocno się poobijał.


Z "Pulkiem" podczas meczu z Lechią Gdańsk.

Zwycięstwo w Polkowicach zapoczątkowało naszą serię piętnastu kolejnych meczów bez porażki, w których m.in. pokonaliśmy 4-1 KSZO w Ostrowcu, 2-0 "Jagę" w Białymstoku czy 5-1 Polonię Bytom Probierza w Chorzowie i bez problemów utrzymaliśmy się w drugiej lidze (obecnie pierwszej), zajmując ostatecznie siódmą pozycję.

Pięć ostatnich meczów wspomnianej serii było już rozgrywanych w ramach nowego sezonu 2006/2007, w którym Ruch Chorzów oficjalnie grał o AWANS do ekstraklasy. Chętnych było więcej, bo zarówno Jagiellonia jak i Zawisza Bydgoszcz głośno mówiły o swoich ekstraklasowych ambicjach. W pierwszej kolejce wróciliśmy na stadion do Polkowic, ale tym razem wywieźliśmy tylko remis 1-1 po bramce debiutującego w niebieskich barwach Tomka Sokołowskiego. W drugim, kolejnym wyjazdowym spotkaniu po szalonym i dramatycznym meczu wygraliśmy na gorącym terenie z warszawską Polonią 4-3 i jedną z bramek znów strzelił "Sokół", czym zamknął usta wielu sceptykom i przeciwnikom jego (byłego "Legionisty") transferu na Cichą. Przegraliśmy dopiero w szóstej kolejce na Stadionie Ludowym w Sosnowcu, a ogromny udział w zwycięstwie gospodarzy 2-1 miał wychowanek Ruchu Sławek Pach. Sam zdobył jedną z bramek, a przy drugiej asystował. Szkoda, że nie trafił do naszego zespołu, bo razem z Mariuszem Śrutwą chcieliśmy go ściągnąć do Ruchu, ale podobno przeciwny takiemu obrotowi sprawy był trener Marek. Jego młodszy brat Mirosław grał ze Sławkiem kilka lat wcześniej w jednej drużynie i, mówiąc łagodnie, podobno starszy z braci nie miał o Pachu najlepszego zdania. Szkoda, bo to naprawdę niezły zawodnik i wtedy w Sosnowcu załatwił nas praktycznie w pojedynkę. Być może był tak bardzo zmotywowany, bo chciał udowodnić komuś coś?

Od początku nowego sezonu w drużynie nie było już z nami jej wieloletniego kapitana, symbolu oraz człowieka, który miał bardzo duży udział w sprowadzeniu mnie na Cichą, czyli Mariusza Śrutwy. Na życzenie trenera Wleciałowskiego klub nie przedłużył z Mariuszem wygasającego z końcem czerwca 2006 roku kontraktu. Szok i niedowierzanie. Zastanawialiśmy się w gronie drużyny jak to w ogóle jest możliwe, że doszło do takiej sytuacji i jak sobie poradzić z faktem, że Mariusza definitywnie już nie będzie w szatni. Wszelkie rozmowy rady drużyny tak z trenerem jak i z właścicielem klubu Mariuszem Klimkiem niczego nie zmieniły. Ja osobiście byłem mocno przeciwny takiemu obrotowi sprawy i przyznam, że nie do końca rozumiałem i akceptowałem decyzję Wleciałowskiego, ale teraz z perspektywy czasu wiem, że to nie była jedyna nie do końca jasna i zrozumiała decyzja Pana Marka.




Wyjazdowy mecz z Kmitą Zabierzów, a na moim ramieniu opaska kapitańska.

Następną taką podjął już rok później, kiedy parę dni po wywalczonym awansie zrezygnował z funkcji pierwszego trenera. Do dzisiaj nie wiem, co było prawdziwą przyczyną tej dziwnej, nie tylko w moim odczuciu, decyzji. Wracając do sprawy Mariusza, pamiętam, że z jednej strony było mi bardzo żal, iż w tak nieoczekiwany sposób straciliśmy niezwykle ważne ogniwo, z drugiej jednak strony miałem świadomość, że bez względu na to musimy iść do przodu i przygotować się do zbliżającego się sezonu oraz walki o awans. Przez jakiś czas panowało bezkrólewie i nikt nie palił się specjalnie do objęcia schedy po tak wyrazistym kapitanie, jakim był "Super Mario". W końcu na obozie w Wiśle w ośrodku Kleopatra przeprowadziliśmy wybory, bo ktoś tym kapitanem musiał zostać. Chociaż moim i nie tylko moim faworytem był Marcin Klaczka to drużyna zdecydowała, abym to ja zajął miejsce Mariusza i pełnił tę jakże zaszczytną funkcję. Tym samym po niespełna półrocznym pobycie w Ruchu zostałem jego kapitanem. Pomyślałem - czegóż można chcieć więcej? Tylko jednego. Awansu do ekstraklasy! Oczywiście miałem świadomość tego, że zostałem kapitanem Niebieskich tylko dlatego, iż z dnia na dzień pozbyto się z klubu mojego poprzednika, ale w żaden sposób nie zmieniało to faktu, że byłem niezmiernie dumny i zaszczycony takim obrotem sprawy. Tym bardziej, że przed nami był sezon, który zapowiadał się na długi i wyczerpujący, po którym wszyscy, bo zarówno działacze, kibice jak i my piłkarze obiecywaliśmy sobie naprawdę wiele. Jak się później okazało mieliśmy ku temu wszelkie podstawy, bo sympatycy Ruchu od dawna nie przeżywali tylu niezapomnianych, emocjonujących i co najważniejsze zwycięskich spotkań.

Co prawda w rundzie jesiennej do ostatniej siedemnastej kolejki byliśmy w tabeli za plecami bydgoskiego Zawiszy, ale w tejże kolejce dotychczasowy lider się potknął, a my po zwycięstwie na niewygodnym terenie w Bielsku-Białej 1-0 po bramce Przemka Łudzińskiego zajęliśmy jego miejsce i nie oddaliśmy przodownictwa już do końca rozgrywek. Pamiętam naszą ogromną radość po końcowym gwizdku sędziego i głośne "mamy lidera w Chorzowie mamy lidera...", śpiewane przez dwutysięczną grupę naszych fanatyków. Czuliśmy się wtedy w Bielsku jak u siebie i tak było jeszcze w kilku innych miejscach, np. w meczu z Kmitą Zabierzów rozgrywanym na stadionie Wawelu Kraków. Dla mnie wyjątkowego i pamiętnego z dwóch powodów. Po pierwsze około dwa tysiące dopingujących nas żywiołowo kibiców. Po drugie zwycięstwo 2-1 po dwóch moich trafieniach do siatki Artura Sarnata. Radość nie do opisania. Podobne doznania przeżyłem jeszcze w Gliwicach, gdzie wygraliśmy z Piastem 3-2, a mnie udało się strzelić dwie bramki i zanotować asystę przy zwycięskim golu "Łudki".


Wielka radość po zwycięstwie. Obok mnie kierownik naszej drużyny, Kris Jędrulok.

Było też w tej pierwszej rundzie kilka potknięć. Poza wspomnianą porażką w Sosnowcu, przegraliśmy też 0-1 z Jagiellonią w Chorzowie oraz w sposób całkowicie niewytłumaczalny 0-4 z broniącą się przed spadkiem Unią Janikowo. Najważniejszą informacją dla wszystkich kibiców Niebieskich na koniec tego skądinąd udanego 2006 roku dla Ruchu jak i dla mnie osobiście było to, iż na półmetku rozgrywek I-ligowych zajmujemy pozycję lidera oraz gramy dalej w rozgrywkach Pucharu Polski, w których odprawiliśmy z kwitkiem Polonię Warszawa (6-0 w Chorzowie) oraz wielkiego faworyta Wisłę Kraków i to po zwycięstwie w Krakowie 2-1 (gole Barana i Łudzińskiego).

WOJCIECH GRZYB

fot. Archiwum Wojciecha Grzyba / Niebiescy.pl



Wysoka porażka w Szczecinie
REKLAMA
OSTATNI MECZ
29. kolejka Ekstraklasy - 20.04.2024 r. godz. 17:30, Chorzów
Czas na szpil »
Relacja LIVE »
Relacja z meczu »
Relacja z trybun »
Konferencja »
D. Modrzyk »
T. Stefanik »
P. Manowski »
Fotogaleria »
Oprawy »
Skrót meczu »
Wideo »
2:3
RUCH CHORZÓW - WIDZEW ŁÓDŹ
 Kozak 76'
 Kozak 90'
 Silva 2'
 Sanchez 48'
 Pawłowski 90' (k)
REKLAMA
NASTĘPNY MECZ
ŚLĄSK WROCŁAW - RUCH CHORZÓW
al. Śląska 1, Wrocław
27.04.2024 r. godz. 17:30
:
TV NIEBIESCY
REKLAMA
PLAN PRZYGOTOWAŃ
08.01 - 19.01 - treningi w Chorzowie
17.01 g. 11:30 - sparing: Polonia Bytom 1:1 Ruch
20.01 - 01.02 - zgrupowanie w Belek (Turcja)
23.01 g. 15:30 - sparing: Ruch 1:1 Kecskemeti TE
26.01 g. 14:00 - sparing: Ruch 0:1 Drita Gnjilane
30.01 g. 14:00 - sparing: Ruch 2:1 Brera Strumica
31.01 g. 14:00 - sparing: Ruch 1:1 FK Skupi
02.02 - 08.02 - treningi w Chorzowie
09.02 g. 20:30 - 20. kolejka Ekstraklasy: Ruch - Legia Warszawa
* Więcej informacji o sparingach można zobaczyć po najechaniu na
TRANSFERY
PRZYSZLI
Robert Dadok (Górnik)
Mike Huras (Vfb Stuttgart)
Josema (Leganes)
Ksawery Kwiatkowski (Ruch II)
Patryk Stępiński (Widzew)
Dante Stipica (Pogoń Szczecin)
Adam Vlkanova (Viktoria Pilzno)
Filip Wilak (Lech Poznań)
ODESZLI
Paweł Baranowski (GKS Jastrzębie)
Dawid Barnowski (?)
Maciej Firlej (Puszcza)
Krzysztof Kamiński (Płock)
Konrad Kasolik (Wieczysta)
Artur Pląskowski (?)
Tomas Podstawski (?)
Jan Sedlak (?)
Kacper Skwierczyński (Waterford)
Dominik Steczyk (Preussen)
Tomasz Swędrowski (Wieczysta)
Remigiusz Szywacz (?)
STRZELCY - TOP 5                         ASYSTY - TOP 5
   Daniel Szczepan4
   Tomasz Swędrowski3
   Michał Feliks2
   Tomasz Foszmańczyk1
   Kacper Michalski1
   Daniel Szczepan2
   Mateusz Bartolewski1
   Kacper Michalski1
   Tomasz Swędrowski1
   Filip Starzyński1
ŻÓŁTE KARTKI
   Maciej Sadlok5
   Mateusz Bartolewski3
   Kacper Michalski3
   Tomas Podstawski3
   Miłosz Kozak2
   Juliusz Letniowski2
   Tomasz Swędrowski2
   Daniel Szczepan2
   Remigiusz Szywacz2
   Tomasz Wójtowicz2
REKLAMA
NA SKRÓTY
  • Terminarz meczów Ruchu
  • Runda jesienna
  • Runda wiosenna
  • Kadra Ruchu
  • Sztab szkoleniowy Ruchu
  • DOŁĄCZ DO NAS!
    REKLAMA
    REKLAMA
    TABELA
    1. Jagiellonia Białystok 55
    2. Śląsk Wrocław 51
    3. Lech Poznań 51
    4. Górnik Zabrze 48
    5. Legia Warszawa 47
    6. Pogoń Szczecin 47
    7. Raków Częstochowa 46
    8. Widzew Łódź 42
    9. Stal Mielec 38
    10. Piast Gliwice 35
    11. Zagłębie Lubin 35
    12. Radomiak Radom 35
    13. Warta Poznań 34
    14. Puszcza Niepołomice 32
    15. Cracovia 32
    16. Korona Kielce 30
    17. ŁKS Łódź 21
    18. Ruch Chorzów 20
    REKLAMA
    REKLAMA
    REKLAMA
    REKLAMA
    TV NIEBIESCY
    BUTTONY
    90 Minut Widzew To MY
    UKS Ruch Chorzów Elana Toruń
    Kibice.net
    Copyright by Niebiescy.pl © 2005-2024 | Polityka prywatności