Chyba najmniejszym z możliwych nakładem sił poznaniacy pokonali Ruch. Chorzowianie zaprezentowali się dramatycznie słabo, nie pokazując absolutnie nic, co dawałoby - choć przez chwilę - nadzieję na korzystny wynik.
Po raz kolejny katem, przyodzianym w niebieski kaptur, był Artjoms Rudnevs. Tym razem nie dał szans zawodnikom także reprezentującym niebieskie barwy, ale występującym w roli ofiary. I to ofiary całkowicie bezbronnej, która przez 90 minut egzekucji pozostawała bez jakiegokolwiek atutu. Brakowało siły ognia w ofensywie, determinacji w walce o środek pola, a przybrana defensywna taktyka natychmiast spaliła na panewce, bo cały blok obronny snuł się po polu karnym, dając przeciwnikowi pole do popisu.
Zresztą, na dobrą sprawę, już po 20 minutach... nie było czego bronić. Wtedy po raz siódmy w sezonie ręce do góry, w geście radości uniósł Rudnevs. Matko Perdijić interweniował tak niefortunnie, że piłka poleciała w kierunku Łotysza, a ten jedynie nadstawił kolano i patrzył, jak trzepoce siatka. - Jest w niesamowitym gazie, piłka go szuka. W tym wypadku nawet go "nabiła". Chciałbym, żeby choć jeden z nas był w takiej formie - komplementował snajpera Rafał Grodzicki.
Poza Rudnevsem Lech miał w piątek co najmniej dwóch bohaterów - Jakuba Wilka i Mateusza Możdżenia. To oni bardzo solidnie pracowali na to, by jeszcze przed przerwą podciąć "Niebieskim" skrzydła. Wilk przy pierwszym golu zmusił do błędu Perdijicia. Sam także miał szansę trafić, ale w dogodnej sytuacji, miast dopełnić formalności, przestrzelił. Możdżeń z kolei w 30 minucie ukoronował swą dobrą grę, podwyższając prowadzenie Lechitów. Młody pomocnik przyjął futbolówkę na klatkę piersiową i zabrał się do wykonania półobrotu. Nim kryjący go Marek Szyndrowski zdołał się obrócić we właściwą stronę, Możdżeń już frunął w powietrzu, składając się do uderzenia. - Wiedzieliśmy, że nie możemy sobie pozwolić na otwartą grę. Ale stworzyliśmy Lechowi dwa prezenty, wynikające chyba głównie z braku koncentracji - utyskiwał Marcin Malinowski.
Ruch sprawiał jednak wrażenie nie tyle zdekoncentrowanego, co zagubionego, nie mającego jakiegokolwiek pomysłu na zdobycie kontaktowej bramki, ba - goście z trudem klecili kontrataki, a jeśli już się udawało, na ogół kończyły się na szesnastym metrze. Mocno zawiedli Maciej Jankowski i Paweł Abbott, totalnie oddając się pod opiekę obrońców. Drugi z wymienionych nie powinien zresztą w drugiej połowie pojawić się na boisku, ale sędzia był dla niego wyjątkowo łaskaw - po bezmyślnym, wyjątkowo brutalnym faulu na Hubercie Wołąkiewiczu ujrzał tylko żółtą kartkę.
W drugiej połowie Lech wciąż dominował, ale nie spieszno było mu ze szturmowaniem bramki Perdijicia. Znów błysnął Rudnevs - najpierw dobił z pięciu metrów próbę Możdżenia, a niedługo potem "ostemplował" poprzeczkę. - Zmobilizowaliśmy się na drugą połowę i niestety łatwo straciliśmy trzecią bramkę. Można powiedzieć, że wtedy było już po meczu - stwierdził trener Waldemar Fornalik.
O czwartego gola poznaniacy otarli się jeszcze w 81 minucie, kiedy Piotr Stawarczyk wypuścił w uliczkę... Semira Stilicia. Lecz Serb także nie ustrzegł się błędu i posłał piłkę w aut. - Zapomnieliśmy, że też potrafimy grać w piłkę - zwiesił głowę Grodzicki. - Po raz kolejny sami strzelamy sobie gole. To nie Lech był bardzo silny, ale przede wszystkim Ruch bardzo słaby - dodał.
Lech Poznań 3:0 (2:0) Ruch Chorzów
Bramki: Rudnevs 20', Możdżeń 30', Rudnevs 48'
Żółte kartki: Kotorowski, Możdżeń - Abbott
Składy:
Lech: Kotorowski - Injac, Wołąkiewicz, Djurdjević, Henriquez - Tonev (58' Kriwiec), Możdżeń (72' Kamiński), Murawski, Stilić (86' Ślusarski), Wilk - Rudnevs.
Rezerwowi: Burić, Drygas, Drewniak, Ubiparip.
Ruch: Perdijić - Lewczuk, Grodzicki, Stawarczyk, Szyndrowski - Grzyb (46' Janoszka), Straka, Malinowski, Zieńczuk (72' Smektała) - Jankowski, Abbott (82' Olszar).
Rezerwowi: Pesković, Burliga, Komac, Piech.
Sędzia: Dawid Piasecki (Słupsk)
Widzów: 4.000
|
źródło: Niebiescy.pl