Drużyna Ruchu Chorzów zawita dzisiaj do Stalowej Woli po ponad 17 latach. Z tym miastem mamy bardzo miłe wspomnienia, gdyż 23 maja 2007 roku Niebiescy przypieczętowali tam awans do Ekstraklasy.
Zespół trenera Marka Wleciałowskiego zremisował wówczas ze Stalą 0:0, a na boisku zobaczyliśmy następujący skład: Mioduszewski - Nykiel, Klaczka, Adamski, Grzyb - Sokołowski, Pulkowski, Baran, Jakubowski (84' Domżalski) - Janoszka (46' Łudziński), Ćwielong (46' Mikulenas).
Kibice Ruchu stawili się w Stalowej Woli w 230 osób i wywiesili na płocie trzy flagi: "19 /R\ 20", "Staszów" oraz "Igloopol Dębica".
Co ciekawe, po zakończeniu meczu drużyna Niebieskich nie wyruszyła w drogę do domu, tylko udała się do jednego z lokali, gdzie wspólnie obejrzała finał Ligi Mistrzów Milan - Liverpool.
Zapraszamy do obejrzenia zdjęć oraz przeczytania naszych relacji z tego pamiętnego dnia.
Stal Stalowa Wola 0:0 Ruch Chorzów
(87 zdjęć, autor: Neo)
Relacja z wyjazdu
Na wyjazd do Stalowej Woli, wybieramy się 2 autokarami i kilkoma autami. Zbiórkę mieliśmy pod budynkiem klubowym o 10:15 rano. W trasę wyruszyliśmy ok. 10:30. Podroż mija spokojnie. Po drodze dołączają do nas: autobus Fan Clubu ze Staszowa (35 osób), 4 auta i bus Igloopolu Dębica (25 osób) i 1 auto Widzewa (6 osób). Na miejscu meldujemy się kilkanaście minut przed 17. Jest nas około 230 osób, bardzo dobrej ekipy. Niestety, nie wszyscy weszli na sektor. Kilkanastu fanatyków z zakazami przesiedziało mecz w autokarze. Gościnnie wspierało nas także kilku chłopaków ze Stali Rzeszów. Doping prowadzimy tylko na początku i na koniec meczu. Ogólnie na stadionie ok. 3 tys. ludzi. Doping Stalówki w miarę dobry. W pierwszej połowie machają małymi fankami. W drugiej prezentują sektorówkę "Stalówka", a na płocie wywieszają folię "Władcy Podkarpacia", którą podświetlają stroboskopami. Robią także flagowisko z dużych flag. Mecz kończy się wynikiem 0:0, co daje nam upragniony awans do ekstraklasy. Piłkarze po meczu podchodzą pod nasz sektor, dziękując nam za przybycie. Podróż powrotna mija spokojnie, przy lekkim uzupełnianiu płynów w okolicznych stacjach benzynowych. Dziękujemy za wsparcie kibicom Igloopolu Dębica, Widzewa Łódź, Stali Rzeszów i FC Staszów. Jesteśmy zawsze tam, gdzie Nasz Ruch Chorzów gra!
Relacja z meczu
Na ten moment kibice chorzowskiego Ruchu czekali cztery lata. Dziś marzenie się ziściło. Niebiescy powrócili w szeregi ekstraklasy!
Sam moment awansu nie był jednak wielkim wydarzeniem. Chorzowianie po dość nudnym spotkaniu bezbramkowo zremisowali ze Stalą Stalowa Wola. Na szczęście, dzięki pracy włożonej we wszystkie mecze w sezonie, dzisiejszy remis w zupełności wystarczył do tego, by w lipcu przystąpić do rozgrywek na najwyższym szczeblu rozgrywek.
Chorzowianie swój sukces mogli jednak spokojnie przypieczętować zwycięstwem. W pierwszej połowie znakomitą okazję na zdobycie gola miał Łukasz Janoszka, który głową uderzył w poprzeczkę bramki strzeżonej przez Tomasza Wietechę. Golkiper Stali tego dnia musiał się sporo napocić, by zachować czyste konto. Na dodatek w jednym ze starć otrzymał potężny cios w udo i wydawało się, że nie dotrwa do końca meczu. Za linią końcową boiska solidnie rozgrzewał się już Stanisław Wierzgacz, bramkarz rezerwowy. Ostatecznie Wietecha dograł mecz do końca, przy czym co chwila przy jego polu bramkowym zjawiał się masażysta.
Jego umiejętności w pierwszej części meczu sprawdzali jeszcze Ireneusz Adamski, który "przygrzał" z rzutu wolnego (bramkarz instynktownie wybił piłkę w bok) oraz Piotr Ćwielong, groźnie strzelając obok słupka.
W przerwie trener Wleciałowski zdecydował się na zmianę w składzie. Za powołanych do reprezentacji Polski młodych zawodników - Piotra Ćwielonga i Łukasza Janoszkę - na boisko weszli Grażvydas Mikulenas i Przemysław Łudziński.
Druga odsłona meczu rozpoczęła się jednak od doskonałych okazji dla Stali. Największe zagrożenie dla Ruchu stanowił Przemysław Pałkus, który z ogromną rotacją z rzutu rożnego posyłał piłki w pole karne Niebieskich. W 47. minucie po jego dośrodkowaniu piłkę w kierunku bramki gości skierował Marek Drozd, ale szczęśliwa interwencja Roberta Mioduszewskiego ocaliła zespół Ruchu przed stratą bramki. - Gdybym po drodze dotknął tę piłkę, to padłaby bramka samobójcza. To był mój ewidentny błąd - bił się w pierś Wojciech Grzyb. Za chwilę Pałkus próbował zaskoczyć "Miodka" bezpośrednim strzałem z kornera. Bramkarz Ruchu przeniósł jednak piłkę nad poprzeczką.
W dalszej części gry to chorzowianie dyktowali warunki. W 55. minucie meczu Grażvydas Mikulenas w akcji z Tomaszem Sokołowskim strzelił minimalnie obok słupka bramki gospodarzy, zaś chwilę później Krzysztof Nykiel oddał kąśliwy strzał nad poprzeczką z lewej strony pola karnego.
W 70. minucie gry szarżę na bramkę Stali przeprowadził Przemysław Łudziński. Tuż przed polem karnym został on jednak faulowany i Niebiescy mieli dobrą okazję do zmiany rezultatu tego spotkania. Stały fragment wykonał Tomasz Sokołowski. Piłka nie trafiła celu, a została wybita przed pole karne. Tam czekał już na nią popularny "Przemo", ale jego soczysty strzał wybronił wijący się z bólu bramkarz gospodarzy.
"Sokół" swoich umiejętności strzeleckich z rzutu wolnego spróbował raz jeszcze w minucie 78, jednak bez oczekiwanego efektu. W ostatnich minutach spotkania szalę zwycięstwa na korzyść Ruchu mógł przelać Grażvydas Mikulenas, który został wypuszczony w pole karne przez Przemysława Łudzińskiego. "Miki" chciał założyć miejscowemu golkiperowi "siatkę", ale ten nie dał się zaskoczyć i zatrzymał piłkę w rękach.
Ostatecznie spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem i bez względu na wyniki innych meczów Ruch już dziś może się cieszyć z awansu do ekstraklasy. Piłkarze Niebieskich zapowiadają, że w pełni szczęśliwi będą jednak wtedy, gdy trafią do I ligi z pierwszego miejsca. Do końca sezonu pozostały już tylko 3 kolejki. Jesteśmy pewni, że fotel lidera zostanie w Chorzowie!
Zwycięstwo "Jeziera" i spółki
Piłkarze Ruchu, po zakończonym spotkaniu ze Stalą ani myśleli szybko wracać do domu. Kilkadziesiąt minut po ostatnim gwizdku sędziego na stadionie Stali, w Atenach rozpoczynał się finał Ligi Mistrzów. "Niebiescy" zatrzymali się więc w jednym z gościńców i wcielili się w role kibiców.
Finał Ligi Mistrzów pokazał, jakie podziały panują w drużynie. Oczywiście te czysto kibicowskie. Na zmianę można było usłyszeć śpiewy wielbiące Milan i Liverpool, które przeplatane były śpiewami o Ruchu. Sympatykom drużyny angielskiej przewodził Marcin Klaczka, zaś włoskimi "Rossoneri" Remigiusz Jezierski. Obaj zawodnicy specjalnie na tę okazję ubrali się w koszulki swoich ulubionych zespołów.
Spotkanie zakończyło się wygraną Milanu 2:1 i ostatecznie w lepszych humorach do Chorzowa wracali "Jezier" i spółka :)
źródło: Niebiescy.pl