Jednym z pierwszych, który osobiście pogratulował w niedzielę Ruchowi awansu do pierwszej ligi był Henryk Kula. Wiceprezes PZPN ds. organizacyjno-finansowych oraz prezes Śląskiego ZPN po zwycięstwie (4:0) w finale baraży z Motorem Lublin wręczył Niebieskim okazały puchar.
- Bardzo mi się podobało, przeżyłem trochę emocji, bo mocno trzymałem kciuki, by do pierwszej ligi awansowała kolejna nasza drużyna. Ruch to wielka firma, historia śląskiej piłki, przed- i powojenna. Cieszę się, że mogłem widzieć radość tych kibiców, poczuć ją, bo… przez 5 minut, przed fetą, gdy wbiegli już na murawę, znajdowałem się wśród nich, w "kotle". Zdarzyło mi się to pierwszy raz, ale… nie było tak źle. Żyję, wszystko jest dobrze, tylko znowu mam ubranie do czyszczenia, bo zdążono mnie oblać szampanem - opowiada z uśmiechem Henryk Kula.
Szef Śląskiego ZPN doskonale pamięta, co działo się 3 lata temu, kiedy Ruch spadł do III ligi, kibice ogłosili bojkot i nosili się z zamiarem skoncentrowania energii nie upadłej spółce należącej do udziałowców, z którymi nie potrafili znaleźć wspólnego języka, a na grającym wtedy w klasie B UKS-ie. Prezes Kula był jedną z osób stanowczo sprzeciwiających się takim rozwiązaniom i mocno akcentował, że nie wpuści "nowego" Ruchu do IV ligi, przekonując, że wciąż warto ratować ten "stary".
- Byłem wtedy na łączach z wieloma ludźmi kochającymi Ruch. Argumentowałem, że Ruch to historia, tradycja. Porównywałem go do domu, który spłonął, ale zostały po nim fundamenty i łatwiej na nich zbudować coś na nowo niż dopiero wykopywać doły, tworzyć coś od zera. Okazało się, że miałem rację. Tłumaczyłem kibicom, że nie możemy zapominać o tej tradycji. Że kraje, które o niej zapominały, ginęły. Że nowy Ruch nie będzie już tym samym Ruchem. Dziś bardzo się cieszę i serdecznie gratuluję właścicielom, prezydentowi miasta, obecnemu zarządowi, kibicom oraz wszystkim tym, którzy dołożyli swoją cegiełkę do powrotu na szczebel centralny, na zaplecze ekstraklasy - mówi wiceprezes PZPN.
- Ruch zawsze był klubem bliskim prezesowi Rudolfowi Bugdołowi, dlatego jako młody działacz, 22 lata temu, zacząłem poznawać go od kulis. I wiecie co? Gdyby obecny prezes, Seweryn Siemianowski, pojawił się tu wcześniej, to może tak źle by nie było. Może Ruch nie poleciałby tak nisko. Tylko się cieszyć, że prezes jest, że mu się chce, że otacza się odpowiednimi ludźmi, kochającymi klub. Oni mają "eRkę" w sercu, a nie tylko na ustach - podkreśla Henryk Kula.
Teraz Niebiescy zdają się już dochodzić do ściany, a trudno będzie myśleć o przebiciu głową muru bez nowoczesnej infrastruktury. - Piękne stadiony budowano etapami w Bielsku, w Szczecinie… Jest wiele przykładów, że można modernizować obiekt po kolei, spokojnie. Na pewno Ruch musi zostać przy Cichej 6, choć różne słyszało się i słyszy pomysły. Ale dla mnie to nie do przyjęcia. Ruch to zawsze Cicha 6. Nie obrzeża miasta, nie centrum miasta, nie Stadion Śląski. Jako Ślązak z bólem serca mówię, że warszawski PGE Narodowy jest piłkarsko lepszym stadionem niż nasz Śląski, tam ogląda się mecze bardziej komfortowo, ale u nas jest niepowtarzalny klimat. Na niedzielnym finale w Chorzowie był Zbigniew Bartnik, prezes Lubelskiego ZPN. Powiedział mi w którymś momencie: "Ślązacy to jednak mają piłkę w sercu, czują ją. Doping jest taki, że w innych częściach Polski tego nie ma" - opisuje Henryk Kula.
źródło: Sport