Piłkarze Ruchu Chorzów uczcili 250. mecz Waldemara Fornalika na ławce trenerskiej w Ekstraklasie i pokonali Lechię Gdańsk. Choć pierwsza połowa zakończyła się nokautem Lechii, to w drugiej było już znacznie więcej emocji. Gości było stać jednak tylko na dwie bramki autorstwa Michała Maka i spotkanie zakończyło się zwycięstwem Ruchu 3:2. Bramki dla chorzowian zdobyli Stępiński, Zieńczuk i Koj.
Po wywalczonym wręcz remisie z Wisłą Kraków, Waldemar Fornalik musiał poradzić sobie ze stratą kolejnego stopera. Rafał Grodzicki zobaczył 8 żółtą kartkę i stało się jasne, że przeciwko Lechii nie zagra. Dlatego też "Waldek" desygnował do gry duet Koj-Cichcocki. Na bok obrony awizowany został Szyndrowski. Z przodu chorzowianie mieli zagrać w takim zestawieniu, jak w Krakowie. Z kolei von Heesen dokonał tylko jednej, wymuszonej kontuzją zmiany. Podobnie do Ruchu, nie mógł zagrać stoper Gerson, w jego miejsce pojawił się natomiast Mario Maloca.
Mecz otworzył się bardzo szybko, bo już w pierwszej minucie. Po dośrodkowaniu Maka w polu karnym ofiarnie interweniował Marek Szyndrowski. Gdyby nie zmiana toru lotu piłki, ta pewnie trafiłaby do Kuświka, który już czekał za plecami "Skutera". Chwilę później strzał Borysiuka z rzutu wolnego minął bramkę Putnockiego o sporą odległość. Ruch mógł odpowiedzieć dobrą dwójkową akcją Konczkowski-Mazek, ale podanie tego pierwszego było zbyt mocne i golkiper gości zdążył dobiec do piłki. Akcja przeprowadzona przez grających na skrzydle zawodników była jedyną, która miała szanse powodzenia. W pozostałych Niebiescy nie potrafili przedrzeć się poza 40 metr od bramki rywali. "Lechiści" z kolei wysoko ustawieni odbierali piłkę nawet na połowie gospodarzy. Ale... W talii Fornalika był Stępiński. Akcja Lipski-Konczkowski-Stępiński zakończyła się golem. Centra "Koncziego" odbiła się jeszcze od defensora gdańszczan, by trafić na głowę "Stępla". Świeżo upieczony reprezentant Polski nie miał problemów, by wyprzedzić Wojtkowiaka i zdjąć pajęczynę z rogu bramki Maricia.
To odmieniło sytuację na boisku. Chorzowianie zaczęli częściej mieć piłkę przy nodze, a przez to znacznie częściej bywać pod polem karnym gości. Tam jednak brakowało szczęścia, aby kluczowym podaniem otworzyć akcję. Ruch musiał też mimo wszystko uważać na Michała Maka. Skrzydłowy Lechii walczył nie tylko pod bramką rywali, ale także pod swoją - gdzie faulowany dawał oddech swoim kolegom z defensywy. To było jednak zbyt mało, bo w 23. minucie Ruch prowadził już 2:0. Wystarczyło dobre rozprowadzenie do nogi Marka Zieńczuka, żeby doświadczony pomocnik umieścił piłkę przy słupku bramki gości. Warto dodać, że kolejną kluczową piłkę zagrał Lipski, który wypatrzył swojego niepilnowanego kolegę. Rozpędzony pomocnik już trzy minuty później spróbował strzału z dystansu, lecz poradził sobie z nim bramkarz. Po chwili było jednak 3:0, bo Michał Koj wykorzystał dośrodkowanie "Zienia" i zdobył gola głową.
Ruch przez kilka chwil oddał też inicjatywę gościom, którzy choć stwarzali pozory konstruowania groźnych akcji, to byli rażąco nieskuteczni. Przede wszystkim z rzutów wolnych, które na siłę starali się zakończyć strzałem. Efekt? Futbolówka o kilka czy kilkanaście metrów mijała słupki bramki "Puto". Kolejne zagrożenie Ruch stworzył po rzucie wolnym wykonywanym przez Zieńczuka. Choć pierwszą centrę wybili jeszcze stoperzy, to druga Iwańskiego trafiła już do Stępińskiego który przed sobą miał już tylko Maricia. Snajper Niebieskich był jednak na pozycji spalonej. Chorzowianie nie zwalniali tempa i co chwila powodowali palpitacje serca u defensorów "Biało-Zielonych". Do przerwy Ruch jednak korekty wyniku nie dokonał, ale do szatni piłkarze schodzili wyłącznie z uśmiechem na ustach. Gdańszczanie z kolei schodzili na ścięcie, gotowi przyjąć gromy od von Heesena.
Pierwszą ofiarą słabej gry gości padł Peszko, którego od pierwszej minuty drugiej części zastąpił Daniel Łukasik. Fakt faktem - Lechia grała bardziej ofensywnie i bliżej bramki rywala, ale gdy podchodziła za blisko, chorzowianie czyścili sytuacje. Poza szansą Wojtkowiaka, który uderzył z pierwszej piłki, ale kolejną interwencję wysokich lotów zaliczył Putnocky. Chorzowianie spokojnie poczekali aż rywale się wyszumią i zaczęli robić swoje. Spokój widoczny w ich poczynaniach przekładał się też na nietuzinkowe zagrania np. Patryka Lipskiego grającego no look pass. Chorzowianie nie zapominali jednak o założeniach taktycznych Waldemara Fornalika, który ewidentnie nakazał swoim piłkarzom grać z kontry. Jedna z nich, w której odważny rajd przez całą połowę Lechii przeprowadził Mazek, ale zabrakło już pary, by oddać strzał. Lepszą szanse miał Zieńczuk, lecz sytuacyjne uderzenie było kompletnie nieprzygotowane i futbolówka o dobre dwa metry minęła bramkę gości.
Atmosferę przy Cichej zmąciła 65. minuta. Wtedy Michał Mak dostał piłkę na lewym skrzydle, ograł swojego imiennika - Koja i z zimną krwią wpakował piłkę do siatki. Ofiarą tej akcji padł też Konczkowski, który długo leżał na boisku, by w końcu poprosić o zmianę. Nim to nastąpiło, goście zdobyli kontaktową bramkę i w trzy minuty byli już tylko o krok od Niebieskich. Jej autorem był nie kto inny jak Mak, który wykończył doskonałe podanie Łukasika. W końcu Ruchowi udało się przeprowadzić zmianę i korektę ustawienia, bowiem na murawie pojawił się Podgórski. Do defensywy cofnąć musiał się Marek Zieńczuk. Chorzowianie przeżywali po swojej prawej stronie trudne momenty, bowiem goście czuli, że Mak jest w gazie i eksploatowali swojego skrzydłowego w 100%. Limit pecha się jednak wyczerpał i Niebiescy dobrze zastawionymi szykami obronnymi wyjaśniali sytuację.
Gdyby w 76. minucie arbiter Gil uwierzył Grzegorzowi Kuświkowi, mogło być 3:3. Sędzia jednak nie dopatrzył się faulu w polu karnym, choć delikatne pchnięcie Zieńczuka wytrąciło "Kuśwę" z równowagi. Znacznie groźniej było dwie minuty później. Rzut wolny wykonywany przez Łukasika z bocznego sektora boiska trafił w plecy Malocy i o centymetry minął słupek bramki Putnockiego. Nerwy przy Cichej były coraz większe. Chorzowianie mogli wykorzystać szansę z 82. minuty, kiedy 4 metry przed bramką futbolówkę pod nogami miał Szyndrowski, ale nie zdołał oddać dobrego strzału. Dobitkę miał jeszcze świeżo wprowadzony Efir, ale został złapany na spalonym. "Lechiści" raz po raz strzelali na bramkę "Puto", lecz ani Kovacević, ani Łukasik nie potrafili zrobić tego celnie. Piłka wpadła do siatki Ruchu w 90. minucie, ale nadzieje gości w niwecz obrócił arbiter liniowy, który wskazał pozycję spaloną Janickiego. Doliczone 4 minuty niewiele zmieniły w obrazie gry - Lechia atakowała bez pomysłu a Ruch skrupulatnie wybiją futbolówkę poza własną połowę. Gościom nie pomógł nawet Marić w polu karnym przy jednym ze stałych fragmentów gry. Dlatego też mecz zakończył się ważnym zwycięstwem Ruchu, które dało zawodnikom z Chorzowa miejsce w pierwszej ósemce na koniec rundy jesiennej.
Zapraszamy do śledzenia naszej
relacji LIVE
Ruch Chorzów 3:2 (3:0) Lechia Gdańsk
Bramki: Stępiński 10', Zieńczuk 23', Koj 26' - Mak 65', Mak 68'
Żółte kartki: Szyndrowski - Maloca
Składy:
Ruch: Putnocky - Konczkowski (71' Podgórski), Cichocki, Koj, Szyndrowski - Mazek (90' Szewczyk), Surma, Iwański, Lipski, Zieńczuk - Stępiński (82' Efir).
Rezerwowi: Skaba, Trojak, Lenartowski, Włodyka.
Trener: Waldemar Fornalik
Kapitan: Łukasz Surma
Lechia: Marić - Wojtkowiak, Maloca, Janicki, Wawrzyniak - Peszko (46' Łukasik), Borysiuk (85' Żebrakowski), Kovacević, Makuszewski, Mak - Kuświk (76' Krasić).
Rezerwowi: Budziłek, Stolarski, Marković, Chrapek.
Trener: Thomas von Heesen
Kapitan: Maciej Makuszewski
Sędzia: Paweł Gil (Lublin)
Widzów: 6829 (mecz bez udziału kibiców gości, na których ciążył zakaz wyjazdowy)
|
źródło: Niebiescy.pl