Ruch Chorzów wraca z Kielc z trzema punktami na koncie. Dzięki trafieniom Visnakovsa i premierowym Mariusza Stępińskiego, Niebiescy wygrali z Koroną 2:1. Mimo że to chorzowianie pierwsi stracili bramkę, przez cały mecz konsekwentnie dążyli do wyrównania i pokazali, że na Cichej powstaje zespół, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Dzięki zwycięstwu Niebiescy zameldowali się na 4. miejscu Ekstraklasy.
Ruch nauczony doświadczeniem pierwszych połów wolał od początku wziąć sprawy w swoje ręce. Dlatego pierwszą groźną akcję mógł przeprowadzić już w 3 minucie. Mógł, ponieważ Rołand Gigołajew zdecydował się na indywidualny rajd zamiast szukać podania do kolegi i w efekcie stracił piłkę. Gospodarze odpowiedzieli niemal natychmiast główką Pyłypczuka, która choć była celna, nie sprawiła większych problemów Matusowi Putnockiemu. Jeszcze lepszą szansę chorzowianie mieli po kornerze, ale futbolówka zagrywana przez Zieńczuka ominęła wszystkich, którzy czyhali na piłkę w okolicach 5 metra. Niestety, to gospodarze zadali pierwszy cios, a konkretniej Paweł Sobolewski. Skrzydłowy z Kielc zdecydował się na centrę z prawego skrzydła, ale futbolówka minęła wszystkich w szesnastce i pomiędzy nogami "Puto" wpadła do siatki, otwierając wynik już po 8 minutach gry. Minęło kilka minut nim zamroczeni chorzowianie doszli do siebie i skonstruowali kolejną sensowną akcję.
Boiskowe zagubienie Niebieskich tak naprawdę minęło dopiero w 16 minucie. Piłkarze Fornalika podeszli bliżej bramki Treli za sprawą ni to strzału ni to centry Oleksego, sparowanego na korner przez byłego golkipera Piasta. Tyle że zamiast okazji dla Ruchu, piłka znalazła się pod nogami Sobolewskiego i otworzyła mu drogę do pola karnego rywali. Akcja choć zapowiadała się groźnie, to zakończyła się jedynie niecelnym strzałem Jovanovicia. Moment słabości Niebieskich nie przysłonił jednak tego, co działo się od kilku chwil. Wciągnięta do narożnika Korona popełniała coraz więcej błędów w obronie, ale piłka jak na złość lądowała poza boiskiem albo na ciele obrońców. "Scyzory" zaś nastawiły się na szybkie piłki za plecy obrońców. Jedno z takich zagrań mogło zakończyć się golem, ale Przybyła sam uznał, że jest na spalonym i nie ruszył do futbolówki, choć liniowy był zgoła innego zdania. Sporo zamieszania w szeregi rywali wprowadzały natomiast piłki zagrywane przez Lipskiego pomiędzy defensorów "Żółto-Czerwonych". Jedna z nich zakończyła się trafieniem Visnakovsa. Łotysz dostał piłkę na prawym skrzydle i ze skraju pola karnego z całych sił uderzył w kierunku bramki. Bezradny Trela zdołał tylko musnąć strzał, który wyrównał stan rywalizacji.
Dobre kilkanaście minut nie wystarczyło, by stłamsić zapędy rywali. Gdyby nie perfekcyjna postawa Koja, sytuacja Ruchu byłaby znacznie trudniejsza. Młody defensor klubu z Cichej raz za razem gasił kolejne akcje "Koroniarzy". Niebiescy mogli pójść za ciosem, ale szybka kontra wyprowadzona przez Gigołajewa zakończyła się niecelnym dośrodkowaniem. Podobnie piłka spłatała figla Zieńczukowi, który zamiast grać do "Gigiego" uciekającego na wolną pozycję, wystrzelił ją w powietrze. W końcówce pierwszej części Sobolewski znów spróbował centry, ale tym razem nie w światło bramki, a Przybyle zabrakło kilku centymetrów, by dotknąć piłkę.
Na drugą połowę z wielką chęcią zdobycia gola wyszedł Visnakovs i gdyby nie zdwojone siły rzucone przez Koronę by zatrzymać rywala, akcja zakończyłaby się przynajmniej strzałem. Coraz lepsza postawa Gigołajewa i Visnakovsa napawała optymizmem przed kolejnymi sekundami. W 56 minucie przed wymarzoną szansą na zdobycie gola stanął Lipski, ale młody pomocnik niecelnym strzałem pogrzebał świetną akcję Gigołajewa i Zieńczuka. "Zieniu" pocieszył jeszcze młodszego kolegę, który nie dowierzał, że tak fatalnie się pomylił. Pierwszy kwadrans drugiej połowy toczył się pod dyktando Niebieskich, którzy jednak z czasem wytracili i chęci, i pomysły na rozgrywanie kolejnych akcji. To była tylko woda na młyn dla kielczan, którzy coraz lepiej czuli się z piłką przy nodze na dobre kilkadziesiąt sekund, opanowując grę na połowie zawodników Waldemara Fornalika.
W 69 minucie debiutu w Niebieskich barwach doczekał się Mariusz Stępiński, który na boisku zastąpił Marka Zieńczuka. Jednak przez dłuższy czas nowy nabytek Ruchu nie doczekał się kontaktu z piłką. Z resztą całe spotkanie straciło na impecie. Zmiany przeprowadzane przez obu trenerów, a także faule na Fertovsie i Koju doprowadziły do minutowych przerw, po których zawodnicy nie potrafili od razu nabrać rozpędu znanego z poprzednich akcji.
Kiedy futbolówka w końcu w 80 minucie dostała się pod nogi "Stępla", od razu znalazła się w siatce. Ruch wyszedł na prowadzenie nie tylko dzięki trafieniu byłego zawodnika Widzewa, ale także Rafałowi Grodzickiemu, który po raz pierwszy w spotkaniu zabrał się z piłką pod pole karne Treli i natychmiast zaliczył asystę. Trzy minuty później Putnocki dwukrotnie zrehabilitował się za swoją niepewną interwencję z pierwszej połowy. Za pierwszym razem wybronił 100% szansę Trytki z 16 metra, parując futbolówkę na róg, z którego gospodarze za wiele już nie mieli. Drugą okazję miał Gabovs, ale uderzenie w prawy róg bramki Putnockiego nie miało szans powodzenia. Po drodze piłkę na remis miał na głowie Trytko, ale tym razem znacznie przestrzelił. Ruch dowiózł do 95 minuty wynik i do Chorzowa wraca z kompletem punktów.
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE
Korona Kielce 1:2 (1:1) Ruch Chorzów
Bramki: Sobolewski 7' - Visnakovs 34', Stępiński 80'
Żółte kartki: Koj, Visnakovs, Lipski
Składy:
Korona: Trela - Gabovs, Malarczyk, Dejmek, Sylwestrzak - Sobolewski (59' Zając), Jovanović, Fertovs, Cebula (82' Sierpina), Pyłypczuk - Przybyła (73' Trytko).
Rezerwowi: Marzec, Kiercz, Aankour, Grzelak.
Trener: Marcin Brosz
Kapitan: Piotr Malarczyk
Ruch: Putnocky - Konczkowski, Grodzicki, Koj, Oleksy - Zieńczuk (69' Stępiński), Surma, Urbańczyk, Lipski (74' Iwański), Gigołajew - Visnakovs (90' Szyndrowski).
Rezerwowi: Skaba, Cichocki, Lenartowski, Mazek.
Trener: Waldemar Fornalik
Kapitan: Rafał Grodzicki
Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń)
Widzów: 8251 (w tym 676 kibiców Ruchu)
|
źródło: Niebiescy.pl