Ruch był faworyzowany przed sobotnim starciem z ligowym kopciuszkiem z Łodzi. Skończyło się niespodzianką, po której "Niebiescy" mogą oddalić się od mistrzowskiego tytułu.
ŁKS sprawił przy Cichej niespodziankę, a przez długi czas był bliski doprowadzenia do sensacji. Scenariusz to nieprawdopodobny, zwłaszcza że to gospodarze świetnie rozdali sobie karty już po pół minucie gry. Tuż po pierwszym gwizdku arbitra do piłki posłanej w pole karne gości dopadł Arkadiusz Piech, ograł obrońców i efektownym uderzeniem wyprowadził Ruch na prowadzenie.
Równanie układane w głowach kibiców Ruchu było proste - "Niebiescy" byli murowanym faworytem do zwycięstwa, a na dodatek już po kilkudziesięciu sekundach otworzyli wynik. Wydawało się, że gwarantuje to pogrom podobny do tego z jesieni (Ruch zwyciężył przy Alei Unii 4:0). Stało się jednak zupełnie inaczej.
Chorzowianie oddali rywalowi inicjatywę i sprawiali wrażenie zagubionych. Zupełnie jak we wtorkowym finale Pucharu Polski z Legią Warszawa (0:3). - Zawodnicy byli spięci. Pracowaliśmy nad tym, by jak najszybciej zapomnieć o meczu z Legią. Ale być może coś jeszcze "siedziało" w głowach piłkarzy? - zastanawiał się trener Waldemar Fornalik. Szkoleniowiec chorzowian momentami nie mógł już opanować nerwów i spoglądając na nieporadność swoich podopiecznych ze złości kopał w murawę.
Ruch popełnił w pierwszej połowie serię błędów, które zadecydowały o wyniku meczu. W 15 minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego "Niebiescy" nie upilnowali w polu karnym Artura Gieragi. Obrońca łodzian skwapliwie z tego skorzystał i z bliska wpakował piłkę pod poprzeczkę. W 33 minucie obrona chorzowian zaspała po raz kolejny, dając bezkarnie wbiec w "szesnastkę" Rafałowi Kujawie. Ten, mając sporo swobody, uderzył po koźle i pokonał Michala Peskovicia.
"Niebiescy" długo nie mogli otrząsnąć się z ciosów zadanych przez przyjezdnych. Obudzili się dopiero w drugiej połowie i zdołali wyrównać. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego instynkt snajpera obudził się w Piotrze Stawarczyku, który dołożył głowę gdzie trzeba i z bliska pokonał Pavle Velimirovicia. Gracze Ruchu mogli pokusić się o zwycięstwo, bo stworzyli sobie ku temu kilka okazji. Zawiodła skuteczność - z kilku metrów w bramkarza trafił Igor Lewczuk, podobnie zachował się Paweł Abbott. Do siatki raz jeszcze trafił Piech, ale sędzia zasygnalizował spalonego. - Brakowało ostatniego podania, większej skuteczności - wyliczał Abbott.
"Oczko" zdobyte z ŁKS pozwoliło chorzowianom zrównać się dorobkiem punktowym z Legią. Warszawianie jednak mają do rozegrania niedzielny mecz z Jagiellonią Białystok. W przypadku zwycięstwa "Legionistów" marzenia Ruchu o tytule mogą prysnąć jak bańka mydlana. - To prawda, straconych dziś punktów może zabraknąć w walce o mistrzostwo - przyznał Stawarczyk. Z kolei trener Fornalik wciąż wierzy w pomyślny finisz sezonu: - Patrząc na to, jakie wyniki notują drużyny z czołówki, wszystko może się wydarzyć.
Zapraszamy do przeczytania naszej relacji LIVE.
Ruch Chorzów 2:2 (1:2) ŁKS Łódź
Bramki: Piech1', Stawarczyk 66' - Gieraga 15', Kujawa 32'
Składy:
Ruch: Pesković - Lewczuk, Grodzicki, Stawarczyk, Szyndrowski - Grzyb (46' Janoszka), Lisowski, Straka (87' Starzyński), Zieńczuk - Abbott (51' Jankowski), Piech.
Rezerwowi: Perdijić, Burliga, Smektała, Niedzielan.
Trener: Waldemar Fornalik
Kapitan: Rafał Grodzicki
ŁKS: Velimirović - Gieraga, Łabędzki, Seweryn Gancarczyk, Gercaliu - Łobodziński (69' Marek Gancarczyk, 73' Laizans), Łukasiewicz, Iwański, Bonin, Saganowski - Kujawa (79' Kita).
Rezerwowi: Olszewski, Klepczarek, Sasin, Romańczuk.
Trener: Andrzej Pyrdoł
Kapitan: Marek Saganowski
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków)
Widzów: 199 (pozostała część stadionu była zamknięta dla publiczności)
|
źródło: Niebiescy.pl