- Był sukces sportowy, organizacyjny i udało się wyprowadzić klub na prostą także finansowo. Teraz trzeba przełknąć pierwszą bardzo gorzką pigułkę. Zobaczymy jak działacze, ale także otoczenie klubu zareaguje. Przekonamy się, kto z zawodników ma charyzmę i potrafi zostać w trudnym momencie - mówi legendarny napastnik Ruchu Chorzów
Mariusz Śrutwa, który udzielił wywiadu portalowi Interia.pl. Prezentujemy wybrane fragmenty.
Jeszcze przed poniedziałkowym meczem z Radomiakiem stało się jasne, że Ruch spadł z Ekstraklasy. Co było głównym powodem?
Mariusz Śrutwa: - Ruch rozpoczął drogę do spadku jeszcze zanim zaczął się sezon, kiedy latem dokonywano roszad w kadrze i przeprowadzano transfery. A trzeba było wykorzystać euforię związaną z awansem. Od początku grać tak samo jak w poprzednim sezonie, wygrać kilka spotkań i mieć kapitał punktów, by później było łatwiej. I wtedy prościej byłoby przystosować się do warunków Ekstraklasy. Tymczasem zaczęto zmieniać styl, ale zatracono to, co do tej pory zawsze było atutem Ruchu: charakter. To mu pozwoliło przejść drogę z trzeciej ligi do ekstraklasy. I zwykle to nie był wcale najlepszy piłkarsko zespół, który łatwo wygrywał ligę. Przychodziło mu to z trudem, ale właśnie charakter i wola walki sprawiały, że te trochę mniejsze umiejętności piłkarskie udawało się przykryć. Grał też wysoko, pressingiem, stanowił monolit. Na boisku wychodziło 11 zawodników, którzy przede wszystkim walczyli i biegali. To zostało gdzieś zagubione. Ruch chciał grać inaczej, mieć bardziej poukładaną piłkarsko drużynę, ale zawodnicy, którzy doszli, nie mieli odpowiedniej jakości, by zdobywać punkty i zapewnić utrzymanie. Utracone DNA drużyny, to był główny powód spadku.
Dwa razy zmieniano trenera. Z którym Ruch grał najlepiej?
- Przede wszystkim zmiany robiono wtedy, kiedy nie był do tego dobry czas. Nie do końca rozumiem i chyba nie tylko ja, co miało dać zwolnienie pierwszego szkoleniowca i zastąpienie go asystentem. Tu nie ma mowy o efekcie nowej miotły czy mobilizacji. A po kilku meczach Jan Woś został też zwolniony. To przecież podważa wcześniejszą decyzję. Teraz trudno racjonalnie ocenić, który szkoleniowiec zawalił. Trener Skrobacz mówi, że przeszedł najtrudniejsze mecze, że przed zespołem byli łatwiejsi rywale i został zwolniony. Jan Woś może mówić, że zrobił lepszą średnią niż Skrobacz, w sześciu meczach przegrał tylko raz i też mu podziękowano. Obecny szkoleniowiec powie, że przejął zespół w beznadziejnej sytuacji i trudno było coś więcej zdziałać, a i tak najlepiej punktował. Trzech trenerów, a nie wiadomo, który jest winien.
(...)
Z czego Ruch zostanie zapamiętany w tym sezonie w Ekstraklasie?
- Z tego, że bardzo dobrze prezentował się podczas meczów na trybunach Stadionu Śląskiego. Mimo spadku popularność Ruchu bardzo mocno wzrosła. Sportowo zapamiętamy Ruch też z tego, że w ważnych momentach, kiedy ważyły się losy meczów, a co za tym idzie utrzymania, w drużynie nie znalazł się lider, który potrafiłby pociągnąć drużynę. Wystarczy przypomnieć takie mecze jak z Koroną Kielce, kiedy w ostatnich minutach stracił zwycięstwo albo z Cracovią, z która grał godzinę w przewadze zawodnika i nie umiał wygrać. Dałoby się pewnie znaleźć jeszcze ze dwa, trzy spotkania, w których wypuszczał punkty w końcówkach lub po kuriozalnych golach. Gdyby nie to, Ruch by mógł się utrzymać.
źródło: Interia.pl