Maciej Mizia to osoba, która łączy drużyny Ruchu Chorzów i Zagłębia Sosnowiec. Wieloletni kapitan Niebieskich po raz pierwszy trafił na Cichą w 1990 roku, właśnie z klubu zza Brynicy.
- Gdy przeniosłem się z Sosnowca do Chorzowa, to znajomi ostrzegali mnie, bym na treningi nie jeździł autem na rejestracji sosnowieckiej. "Uważaj, bo ci auto rozwalą!" Ale nikt mi go nie rozwalił, Ślązacy byli wobec mnie mili i serdeczni - wspomina z uśmiechem Mizia.
Przybysz z Sosnowca nie miał lekko w Ruchu, gdzie na ludzi zza Brynicy patrzono niechętnie. Na pierwszym treningu poturbował go, niby przypadkowo, Tomasz Jaworek. - Chłopaki z Ruchu myśleli, że jestem gorolem z Sosnowca, więc chcieli mnie postawić do pionu. Gdy się jednak dowiedzieli, że pochodzę z Bielska, to szybko zrodziła się przyjaźń. Zostałem zaakceptowany przez szatnię, Mietek Szewczyk i reszta szybko nabrała do mnie szacunku. Do tego stopnia, że pięć lat byłem kapitanem Ruchu - opowiada Mizia, który na inaugurację sezonu 1990/91 przyjechał na Stadion Ludowy, ale już w niebieskiej koszulce.
- Zremisowaliśmy z Zagłębiem bezbramkowo, nie wykorzystując jedenastki. Właściwie to miałem strzelać tego karnego, ale sfaulował mnie... przyjaciel z Zagłębia, czyli Janek Gałuszka i uderzył ktoś inny. I ten strzał obronił debiutant w sosnowieckiej bramce, Robert Stanek, obecny dyrektor sportowy Zagłębia - przypomina.
źródło: Niebiescy.pl / Sport