- Zwalnianie trenera po trzech meczach, gdy zdobyłeś cztery punkty, a masz przed sobą spotkanie z drużyną ze strefy spadkowej, nie jest według mnie w porządku. Tym bardziej, że wiadomo, że na Puszczy gra się bardzo trudno, a Śląsk to jedna z drużyn, które powinny bezpośrednio awansować do Ekstraklasy. Uważam, że można było zakomunikować po sezonie, że mnie po prostu w klubie nie chcą - powiedział były trener Niebieskich
Dawid Szulczek, który udzielił wywiadu portalowi Weszlo.com. Zapraszamy do przeczytania wybranych fragmentów.
Jak wygląda twój czas od sierpnia, kiedy zwolniono cię z Ruchu Chorzów?
Dawid Szulczek: - Przede wszystkim mam czas dla rodziny. Wyjścia z córką do kina, do zoo, do wesołego miasteczka. Spędzanie czasu z żoną, z rodzicami. Ale jednocześnie wykorzystuję ten czas pod kątem rozwoju. Spotykam się z ludźmi i podpatruję kolegów, innych trenerów, pracujących na poziomie Ekstraklasy i nie tylko. Wcześniej okresy, kiedy nie miałem pracy, trwały najdłużej dwa miesiące.
W przeszłości byłem na stażu u Marka Papszuna w Rakowie, jeszcze zanim pracowałem jako asystent w Wiśle Kraków. W zeszłym sezonie miałem okazję widzieć, jak działa Legia Warszawa. Niedawno byłem w Motorze, a w ostatnich dniach przyglądam się pracy w Polonii Bytom. Te kluby chciałem obejrzeć od środka.
(...)
Skąd wyniosłeś pracowitość, z którą jesteś kojarzony?
- Myślę, że z domu. Gdy dorastałem na Śląsku, wokół dużo ludzi pracowało na dwóch etatach, żeby związać koniec z końcem. Mój tata też. Był elektromechanikiem, elektromonterem, a dorabiał jako stróż nocny. Ojciec był też wielkim kibicem Ruchu i zabierał mnie na mecze.
Ruchu, w którym sam występowałeś. I byłeś nawet kapitanem rocznika 1990.
- "Piłkarz" to za duże określenie jak na mnie. To była tylko piłka młodzieżowa. Występowałem jako defensywny środkowy pomocnik, czasami stoper. Byłem zawodnikiem, który rozumiał, co działo się na boisku. Pomagałem kolegom, pewnie dlatego wybrali mnie na kapitana. Myślę, że zawsze byłem osobą, która umie wspierać i dogadywać się z ludźmi, choć moje ostatnie pół roku pracy trenerskiej w Ruchu i to, co ukazywało się w mediach, może temu zaprzeczać.
(...)
Gdy w sierpniu ubiegłego roku odezwał się do ciebie Ruch, długo się wahałeś, czy przyjąć posadę?
- Nie, bo to klub, dzięki któremu narodziła się we mnie pasja do piłki. Podchodziłem do tego tematu bardziej sercem niż głową. Już wcześniej działacze z Chorzowa kilka razy brali mnie mocno pod uwagę, ale wtedy nie mogłem przyjść. Gdy prowadziłem Wigry, działacze z Suwałk odrzucili ofertę wykupu od Ruchu, która wynosiła 100 tys. złotych. W ubiegłym roku po spadku z Wartą byłem bez pracy, więc łatwiej było to zrealizować.
Co cię zaskoczyło, gdy trafiłeś do Ruchu?
- Dopóki pracowałem w Chorzowie, wyrażałem swoje zdanie w różnych kwestiach. Uważam, że Ruch może być klubem, który ustabilizuje się na poziomie Ekstraklasy, ale dziś to idzie bardziej w kierunku ustabilizowania na poziomie I ligi.
Gdy trafiłem do zespołu, udało się delikatnie wzniecić energię. Pod koniec ubiegłego roku byliśmy wysoko w tabeli I ligi. Tylko Arka punktowała lepiej. Ja generalnie mam tak, że początki mojej pracy w klubach są bardzo dobre wynikowo. W Wigrach zajmowaliśmy czołowe miejsce w II lidze. ale później na dwa lata straciliśmy prezesa, który dawał fundusze i to wszystko budował. To była olbrzymia strata i dlatego nie zrobiliśmy awansu z Wigrami.
(...)
W Ruchu, po tym jak twój zespół wygrał aż 12 z 15 spotkań i był w tabeli drugi za Arką, ewidentnie coś się po zimie posypało. Jeszcze w listopadzie ogrywacie u siebie 6:0 Odrę Opole, a już w lutym obecnego roku przegrywacie na Stadionie Śląskim, na oczach 53 tys. ludzi, 0:5 z Wisłą Kraków. Późniejsze wyniki były dużo gorsze.
- W relacjach tak czasami bywa, że strony nie pasują do siebie. My w Ruchu też do siebie nie pasowaliśmy. Muszę znaleźć miejsce, gdzie moja wizja funkcjonowania będzie odpowiadała działaczom, włodarzom i szatni. Albo takie, gdzie ludzie zarządzający zespołem pozwolą mi trochę zmienić szatnię, jeżeli będzie taka potrzeba.
Pytałeś o porażkę z Wisłą. Oczywiście, że miała duże znaczenie. Nawet bardzo duże. Wisła jest dużo mocniejsza kadrowo od Ruchu i na 10 spotkań zwycięży z nim siedem czy osiem razy.
Ale nie zawsze 5:0.
- No właśnie. Ten mecz nas przerósł i miał spore konsekwencje w dalszym funkcjonowaniu. Ale z drugiej strony - kilka dni po tamtej porażce w ćwierćfinale Pucharu Polski wygraliśmy 2:0 z rozpędzoną wtedy w Ekstraklasie Koroną Kielce, a następnie zremisowaliśmy 2:2 z Termaliką, która była wtedy liderem I ligi. Więc chyba jednak nie było aż tak źle.
Ostatecznie zostałeś zwolniony po trzech kolejkach obecnego sezonu. Wygrałeś z Górnikiem Łęczna, zremisowałeś z Puszczą w Niepołomicach, przegrałeś we Wrocławiu ze Śląskiem.
- Zwalnianie trenera po trzech meczach, gdy zdobyłeś cztery punkty, a masz przed sobą spotkanie z drużyną ze strefy spadkowej, nie jest według mnie w porządku. Tym bardziej, że wiadomo, że na Puszczy gra się bardzo trudno, a Śląsk to jedna z drużyn, które powinny bezpośrednio awansować do Ekstraklasy. Uważam, że można było zakomunikować po sezonie, że mnie po prostu w klubie nie chcą. Tym bardziej, że jeszcze w maju miałem telefony i mogłem podjąć się innego projektu.
Chodzi o Ekstraklasę?
- O ciekawy projekt, duże wyzwanie, ale nie chcę więcej mówić. Odmówiłem, bo miałem ważny kontrakt z Ruchem, gdzie była też narracja na zasadzie: "Nowy sezon, nowe nadzieje. Chcemy to odbudować".
Czego nauczył cię ten czas w Ruchu? Tak po ludzku.
- Uważam, że w życiu trzeba umieć się podnosić. To trochę jak z biznesie. Ile razy słyszysz, że ktoś został miliarderem, a wcześniej parę razy bankrutował i ciągle wychodził na powierzchnię? To się zdarza. W zawodzie trenera jest tak samo. Zobacz, jakie wspaniałe świadectwo daje teraz Jerzy Brzęczek.
(...)
Po pracy w Ruchu ciągnie się jednak za tobą to, że zacząłeś świetnie, a później było zdecydowanie gorzej.
- Moja średnia punktów z Ruchem to 1,63 na mecz. Generalnie to jest lepsza średnia, gdyby porównać mnie z moim poprzednikiem oraz następcą. Niedawno zadzwonił do mnie znajomy dziennikarz i mówi: "Zobacz, Dawid. O niedawno zwolnionym Przemysławie Cecherzu mówi się, że wykonał świetną pracę z Wieczystą, a miał średnią punktową 1,57. Ty miałeś w Ruchu 1,63 i mimo to odbiór jest taki, że wykonałeś fatalną robotę". Mogę jeszcze dodać, że Wieczysta ma większy budżet od Ruchu i trochę lepszych piłkarzy.
źródło: Weszlo.com