Były trener Ruchu Chorzów Jan Kocian szybko znalazł nowe miejsce pracy. Tuż po rozstaniu z Niebieskimi Słowakiem zainteresowała się Lechia Gdańsk, jednak ostatecznie zwyciężyła oferta Pogoni Szczecin.
- Zacząłem z żoną planować wyjazd na wakacje, a okazało się, że pierwszy telefon z ofertą odebrałem jeszcze zanim wyjechałem z Chorzowa. Byłem w samochodzie, kiedy zadzwoniono z jednego z klubów pierwszej ligi. Odparłem, że możemy rozmawiać, ale pierwszeństwo ma dla mnie ekstraklasa. Później otrzymałem ofertę z Lechii, z tym że tutaj problemem był niejasny podział kompetencji między zarządem i właścicielem. Nie zawsze zgadzają się ze sobą w kwestiach personalnych, musiałbym więc czekać na podjęcie wiążących decyzji, a z Pogonią sprawy potoczyły się bardzo szybko. W poniedziałek miałem telefon, a we wtorek już leciałem z Wiednia do Berlina na spotkanie z prezesami - opowiada Jan Kocian w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Kocian przyznał, że bardziej zabolało go zwolnienie z Ruchu niż z funkcji selekcjonera reprezentacji Słowacji. - Poczułem niewdzięczność za to, co tam osiągnęliśmy. Na Słowacji mawiamy, że z g... nie da się ukręcić bicza, ale w Chorzowie własnie tego dokonaliśmy. Nikt po nas nie oczekiwał takiego sukcesu, wszyscy naokoło się dziwili, gdy nam się to udało. Dlatego bolało mnie to zwolnienie, zwłaszcza że czułem, iż wciąż mogę coś tej drużynie dać. Bardzo emocjonalne było spotkanie z kibicami. Fani specjalnie przyszli mnie pożegnać, zapełniła się cała trybuna, aż mi łzy poleciały - mówi.
56-letni szkoleniowiec, zapytany o to, czy został ofiarą własnego sukcesu, odpowiada: - Tak się właśnie czuję. Awansowaliśmy do pucharów, które złamały Ruchowi kark. W okresie przygotowawczym błędów nie popełniłem, wyniki wszystkich badań wychodziły zawodnikom dobrze. Ale problem w tym, że graliśmy praktycznie taką samą jedenastką przez cały poprzedni sezon, w nowych rozgrywkach było to samo. Mieliśmy za wąską kadrę. Chciałem zawodników będących w stanie z miejsca wskoczyć do składu, a przychodzili do nas tylko tacy, którzy mogli wzmocnić nas dopiero za pół roku czy rok. To był największy problem - wzdycha Jan Kocian.
Przeczytaj też:
» Smagorowicz: "Nie mieliśmy wyjścia"
» Trener Kocian odpowiada Prezesowi Smagorowiczowi
źródło: Niebiescy.pl / Przegląd Sportowy