Za kilkadziesiąt godzin przyjdziemy na Cichą, aby wziąć udział w wyjątkowym meczu. Wyjątkowym, bo po raz setny zmierzymy się z naszymi odwiecznymi rywalami zza miedzy czyli Górnikiem Zabrze. Każdy z nas, kibiców Ruchu wie, że niezależnie od tego jakie miejsca zajmują oba zespoły w tabeli, w jakiej są obecnie formie, to jest zawsze najważniejszy mecz w sezonie!
Każdy z nas ma jakąś swoją historię związaną z Wielkimi Derbami Śląska. Najstarsi pamiętają pierwsze derby, które odbyły się 18 marca 1956 roku w Zabrzu. Nieco młodsi pamiętają chyba jedne z najlepszych w całej ich historii, te miały miejsce 16 sierpnia 1970 roku na Cichej, w obecności 42000 kibiców! Ruch i Górnik zagrały wtedy koncertowo, ale to Niebiescy okazali się lepsi, wygrywając 3:2! Dramaturgia tego meczu godna Alfreda Hitchocka. Najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie wzrastało. Już w 1 minucie nieodżałowanej pamięci Edward Herman strzelił pierwszego gola dla Ruchu, po kwadransie było już 2:0 po golu Joachima Marksa. Górnik po przerwie po golach Jana Banasia i Włodzimierza Lubańskiego wyrównał, ale Eugeniusz Faber na 15 minut przed końcem zadał decydujące trafienie. Po meczu przez kilkanaście minut trwała na trybunach owacja dla obu zespołów!
Można powiedzieć, że podobne emocje towarzyszyły nam kilka lat temu na Stadionie Śląskim, kiedy Ruch znowu pokonał zabrzan 3:2, na trybunach również pojawiło się ponad 40 tysięcy widzów, ale dla mnie najważniejsze derby miały miejsce w Zabrzu 7 czerwca 1989 roku. Na 4 kolejki przed końcem sezonu trzy śląskie (!) drużyny zajmujące podium tabeli miały równo po 44 punkty. Niebiescy pojechali do Zabrza opromienieni zwycięstwem nad Widzewem 4:0, a Górnik, który rządził w lidze od sezonu 1984/1985 zdobywając czterokrotnie tytuł Mistrza Polski, szykował się po piątego "majstra" z rzędu. Niebiescy, którym zawsze w Zabrzu szło jak po grudzie, za sprawą Darka Gęsiora i "Gucia" Warzychy, wygrali to spotkanie 2:1!
I nic dziwnego by w tym nie było, gdyby nie zajście w jakim brałem udział siedząc na trybunach. Otóż Waldek "King" Fornalik sfaulował na 3 minuty przed końcem meczu w polu karnym jednego z napastników Górnika. Rzut karny! Siedząc na głównej trybunie razem z moimi kolegami z kabaretu, widząc, że nikt się nie kwapi do egzekwowania jedenastki, powiedziałem głośno, że gola z tego nie będzie! W tym momencie siedzący przede mną, dość postawny jegomość warknął: "Jak go nie wdupi, to lepi pitej". Kiedy Rysiek Kołodziejczyk frunął już w ten kąt, gdzie leciała piłka, ja frunąłem już gdzieś w okolice wyjścia. Miałem wtedy 24 lata i jakieś 30 kilogramów mniej, więc biegłem i biegłem. Myślę, że mógłbym rywalizować wtedy z najlepszymi w Polsce średniodystansowcami! Oczywiście nie był to czyn chwalebny, ale stwierdziłem, że chyba nie będę mógł liczyć na pomoc kogokolwiek. W każdym razie od tego czasu chyba nigdy nie pokonałem biegiem takiego dystansu! Mam nadzieję, że równie emocjonująco i z oby pozytywnym wynikiem zakończą się te setne derby. Czego Państwu i sobie życzę!
Z Niebieskim pozdrowieniem,
Bogdan Kalus
P.S. Jedno jest pewne. Pod pewnymi względami na pewno będą to wyjątkowe Wielkie Derby Śląska, ale to niespodzianka i nie będę jej zdradzał w tym miejscu.
» Przeczytaj też: Jan Miodek - Z Górnikiem po raz setny