Zbliżające się setne wielkie derby Śląska, czyli pojedynek chorzowskiego Ruchu z zabrzańskim Górnikiem, przywołują nieuchronnie w takim starym kibicu jak ja lawinę wspomnień. Pamiętam jak dziś 18 marca 1956 roku, kiedy dzieje tych meczów się zaczęły. Niebiescy pojechali do ligowego beniaminka, jakim byli wtedy zabrzanie, i przegrali 1:3. Honorową bramkę zdobył dla chorzowian Henryk Alszer, a porażkę tę - w perspektywie następnych lat - można uznać za symboliczną: oto zbliża się kres kariery piłkarskiej Gerarda Cieślika i jego kolegów z legendarnej mistrzowskiej drużyny pierwszej połowy lat 50., do ekstraklasy wchodzi nowy klub - potężny finansowo i sportowo, zasilony paręnaście miesięcy później wspaniałymi piłkarzami, którzy skończyli służbę wojskowo-piłkarską w Legii - Ernestem Pohlem i "Epi" Kowalem, i zaczyna się jego panowanie w polskim futbolu.
Ale stary mistrz nie dawał za wygraną. 5 sierpnia tegoż 1956 roku - w rundzie rewanżowej - w Chorzowie było 2:1 dla Ruchu po bramkach Cieślika i Droździoka (ten ostatni pochodził z Kalet - oglądałem go jeszcze w barwach tamtejszej Unii, gdy przyjeżdżała do Tarnowskich Gór na A-klasowe pojedynki z Kolejarzem czy Śląskiem; siostra Droździoka była utalentowaną bramkarką, uczennicą tarnogórskiego Liceum Pedagogicznego, i zdobywała z koleżankami tytuły mistrza Polski piłki ręcznej szkolnych klubów sportowych).
Jak napisałem wyżej, zaczynało się wtedy w polskiej ekstraklasie panowanie Górnika, ale Ruch się odgryzał, walczył, czego efektem jest marsz łeb w łeb w tabeli wszech czasów i jednakowa liczba - po czternaście - tytułów mistrzowskich. W roku 1968 na przykład, w czasach Piechniczka, Fabera, Hermana i Gomolucha, marsz po mistrzowską koronę zwieńczył Ruch zwycięstwem 3:1 nad Górnikiem Zabrze (parę dni później przegrał z nim finał Pucharu Polski 0:3).
A skoro przywołałem wyżej pojedynek pucharowy, to dopowiem, że moim zdaniem najlepszy mecz z Górnikiem rozegrał Ruch w Zabrzu w półfinale tegoż pucharu w Wielkanoc 14 kwietnia 1963 roku, wygrywając aż 3:0 po bramkach Fabera, Kasprzyka i Lercha (w drużynie górniczej zadebiutował wtedy junior Włodzimierz Lubański). Niestety, w finale 1 maja przegraliśmy niespodziewanie na Stadionie Śląskim z Zagłębiem Sosnowiec 0:2.
Na ogół zresztą było niemal regułą w następnych sezonach, że Ruch zdobywał mistrzowski tytuł, gdy wygrywał czy remisował z Górnikiem, bo tak w ogóle ma z nim bilans zdecydowanie ujemny - zwłaszcza na boisku przeciwnika.
Gdybym zaś miał wskazać moment najbardziej wzruszający w historii derbowych pojedynków, bez chwili wahania wskazałbym na rok 2008, kiedy obie jedenastki wyprowadzili na murawę Stadionu Śląskiego legendarni dawni piłkarze obu klubów - Gerard Cieślik i Włodzimierz Lubański (Ruch wygrał ten mecz 3:2). Pięknie jest ta scena wkomponowana w film o śp. Gerardzie, zmontowany po jego pogrzebie.
Na koniec - komentarz językowy o słowie
derby. Pochodzi ono od nazwiska
Derby; nosił je angielski lord, który w roku 1780 zapoczątkował doroczny wyścig koni trzyletnich. Takie też było pierwotne znaczenie rzeczownika derby - "klasyczna gonitwa na wyścigach koni trzyletnich". Znaczenie wtórne - doskonale nam wszystkim znane - to "mecz dwóch lokalnych drużyn (miasta, regionu)". Jako stary kibic przyzwyczajony jestem do zaadaptowanej postaci tegoż słowa, czyli traktowanej jako liczba mnoga i odmienianej
derby - derbów - derbom - derbami - w derbach (np. w zdaniach: "Górnośląskim derbom Ruch-Górnik zawsze towarzyszą wielkie emocje", "Były to ostatnie derby" czy w moim otwierającym dzisiejszy felieton: "Derby przywołują lawinę wspomnień"). Tymczasem większość słowników podaje, że jest to nieodmienny rzeczownik rodzaju nijakiego (jak np.
rugby), a i w prasie można spotkać coraz częściej konstrukcje typu "Ostatnie derby warszawskie było interesujące".
By całkowicie nie zrywać z tradycją i angielskim rodowodem, dopuściłem singularne użycie
derby - przede wszystkim w odniesieniu do gonitwy trzyletnich koni. Ponieważ jednak w języku sportowym od lat używane były postacie pluralne
derbów, derbom, derbami, w derbach, bezwzględnie bym je dopuścił, a i zarejestrował w słownikach.
JAN MIODEK
źródło: Niebiescy.pl