Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zamierza bardzo mocno zaostrzyć przepisy ustawy o imprezach masowych. Politycy są przekonani, że mają rację, a co o tym sądzą eksperci?
O planowanej nowelizacji ustawy poinformował kilka tygodni temu szef MSW, Bartłomiej Sienkiewicz. Propozycje zmian mają być gotowe na początku 2014 roku. Ministerstwo zamierza m.in. sprecyzować przepisy dotyczące używania środków pirotechnicznych i sektorówek, wprowadzić regulacje dotyczące przejazdów kibiców, ustalić sankcje dla służb porządkowych, którym zdarza się odmówić interwencji, a także zmienić liczbę osób, od której rozpoczyna się impreza masowa. Zdaniem Sienkiewicza tysiąc osób to za dużo - prawdopodobnie już wkrótce impreza masowa będzie się rozpoczynać od... trzystu osób.
Sprawa ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych znalazła się w programie debaty, która w zeszłym tygodniu odbyła się w Warszawie w siedzibie tygodnika "Polityka" (pisaliśmy już o niej
tutaj). W dyskusji wzięli udział m.in. profesor prawa Monika Płatek, prezes OZSK Mariusz Jędrzejewski oraz były generał policji Adam Rapacki. Wśród zaproszonych znalazł się również sam minister Sienkiewicz, który jednak odmówił udziału w debacie.
Przypomnijmy, że obecnie obowiązuje w Polsce ustawa z 2009 roku, która została przygotowana z myślą o EURO 2012. Jednym z jej twórców był Adam Rapacki, wówczas wiceminister spraw wewnętrznych i administracji. - W ustawie zawarliśmy niektóre rozwiązania, które miały zagwarantować, że będziemy w stanie zapewnić bezpieczeństwo w czasie mistrzostw Europy. Jestem zdania, że w ustawie i przepisach kodeksu karnego jest wystarczająco dużo argumentów, które w zupełności pozwalają panować nad sytuacją - uważa Rapacki.
Co ciekawe, przed EURO 2012 część kibiców wykazała się zrozumieniem w związku z koniecznością wprowadzenia ostrzejszej ustawy, jednak miała nadzieję, że po zakończeniu mistrzostw uda się zmienić prawo na bardziej przystępne. - EURO było czasem szczególnym, Polska była na świeczniku i każdy na nas patrzał. Po EURO wystąpiliśmy jednak o zmianę prawa. Przygotowaliśmy zmiany w ustawie, a szef sejmowej Komisji Sportu obiecał nam, że do 25 lutego 2013 roku zostanie wszystko załatwione. Minęło kilka miesięcy i mamy całkowitą ciszę. Chcemy znaleźć consensus, ale ze strony władz nie ma takiej woli - tłumaczy Mariusz "Megafon" Jędrzejewski, prezes Ogólnopolskiego Związku Stowarzyszeń Kibiców, prywatnie fan Arki Gdynia.
Adam Rapacki.
Rząd nie tylko nie chce współpracować z kibicami, ale zamierza jeszcze bardziej w nich uderzyć i po raz kolejny zaostrzyć przepisy. Takie działanie zdecydowanie potępia znana prawniczka z Uniwersytetu Warszawskiego, profesor Monika Płatek. - Jeżeli ktoś mówi, że coś wymaga zaostrzenia to znaczy, że nie czyta przepisów, nie zna ich, nie potrafi ich stosować i jest leniwy. Jest wystarczająco dużo przepisów, które pozwalałyby nawet na represyjne traktowanie kibiców już dzisiaj. Tutaj jednak nie o to chodzi. Niestety, prawo od dawna nie służy temu, by je stosować, a stwarzać pozór możliwości, które polegają na tym, że się proponuje ciągle nowe przepisy. Mam nadzieję, że jak stworzą kolejne ustawy, to też ich nie będą stosować. Groźba jest jednak taka, że mogą zacząć to robić - komentuje profesor Płatek.
- Mamy trochę wypaczony obraz bezpieczeństwa na imprezach piłkarskich. Gdyby ktoś się wysilił, zrobił analizę porównawczą i zobaczył, jak to wygląda w krajach, które wydają nam się wzorcem (np. ligi brytyjskie), to okazałoby się, że wcale nie jest tak słodko. Nasze stadiony nie są bardziej niebezpieczne niż wszystkie inne. Nie widzę potrzeby zmiany ani zaostrzania przepisów karnych. Nie wiem, co minister Sienkiewicz miał na myśli. Uważam, że dzisiejsze przepisy pozwalają na to, aby panować nad wszystkim. Problemem pozostaje racjonalne korzystanie z tych możliwości - zaskakuje swoją wypowiedzią były generał policji, Adam Rapacki.
- Pan minister powinien zrozumieć, że po prawo karne sięga ten, kto jest niedouczony, ma mało pomysłów i nie potrafi słuchać. Na litość boską, nie można tworzyć nowych przepisów na kibiców. Ani nie są oni tacy ważni, ani tacy wyłączni - wskazuje z kolei profesor Monika Płatek, której zdaniem ministerstwo zamiast tworzyć nowe przepisy, powinno się zająć obraźliwymi transparentami (ma na myśli trans kibiców Lecha Poznań "Litewski chamie klęknij przed polskim panem"). - Jeżeli naprawdę zdarza się, że siadacie wszyscy razem i rozmawiacie o tym, jak rozwiązać problem, to fajnie. To może pomóc przemóc te podziały - dodaje.
Kibice w swoim projekcie nowelizacji ustawy zaproponowali m.in., aby można było odpalać race na stadionach, co dozwolone jest w kilku innych państwach. Podczas debaty przypomniał o tym Piotr Pytlakowski, dziennikarz śledczy tygodnika "Polityka", który skierował swoje pytanie do Adama Rapackiego. - Prawo nie jest wieczne i można się zastanowić nad zmianą przepisów w tym zakresie. Dopóki jednak race są zabronione, to nic dziwnego, że osoby, które je odpalają, ponoszą za to konsekwencje - zaznacza były generał policji.
Ryszard Sadłoń.
Musimy przyznać, że jesteśmy trochę zdziwieni wydźwiękiem debaty, która odbyła się w siedzibie "Polityka". Nie spodziewaliśmy się takich komentarzy ze strony profesor Moniki Płatek, a zwłaszcza generała Adama Rapackiego. Żałujemy, że z udziału w rozmowie zrezygnował minister Bartłomiej Sienkiewicz, gdyż byłaby szansa przekazać mu inne, właściwsze (jak widać nie tylko zdaniem kibiców) racje i może trochę opamiętać. Nieobecność szefa MSW doskonale pokazuje podejście władz do kibiców, obywateli, którzy płacą podatki.
- Ludzie rządzący w państwie muszą zrozumieć, że powinno się pielęgnować uczucia patriotyczne, przywiązanie do klubu, regionu, miasta i w tym kierunku wychowywać ludzi, którzy przychodzą na mecze. A nie umywać ręce i zrobić nam ze stadionu miejsce, na którym będzie cisza, spokój i brak pozytywnych emocji - podsumowuje radny miasta Chorzowa, Ryszard Sadłoń.
źródło: Niebiescy.pl