Ciężar gatunkowy meczu był wyjątkowy - wygrany spotkania spychał przeciwnika do strefy spadkowej. Ku zaskoczeniu wielu, osławieni pogromcy Manchesteru City dali kolejną w tym sezonie plamę na rodzimym poletku.
W niedzielę minęło niemal dokładnie pół roku od przedostatniej kolejki sezonu 2009/10. Wówczas przy Cichej Ruch w doliczonym czasie gry pozwolił Siergiejowi Kriwcowi strzelić gola na wagę zwycięstwa Lecha (2:1), co przesądziło o rozstrzygnięciu wyścigu po mistrzowską koronę. Sześć miesięcy później "Kolejorz" przyjechał do Chorzowa zagrożony osunięciem się w ligowej tabeli w jej czeluście. O taką samą stawkę grali "Niebiescy", jednak faworytem - po sensacyjnym zwycięstwie z Manchesterem City w Lidze Europy - byli goście. - Grałem w piłkę i doskonale wiem, że o takim meczu jak z Manchesterem trudno zapomnieć. Myśli się o tym, jak było wspaniale i trudno się zmobilizować na kolejne spotkanie - ocenił Waldemar Fornalik.
Ruch, którego w bieżącym sezonie często spotykała krytyka za grę zachowawczą, zaczął odważnie - postawił na otwartą piłkę, ofensywne akcenty rozkładał zwłaszcza na skrzydła drugiej linii. Ale efektywniejszy długo był "Kolejorz". Z rzutu wolnego nieźle przymierzył Seweryn Gancarczyk, sporo "wiatru" w polu karnym robili też Jakub Wilk i Jacek Kiełb. "Niebiescy" jednak dzielnie chowali się za gardą i nieustępliwie przetrzymywali napór rywala. - Prawda jest taka, że była między zespołami różnica umiejętności, na korzyść Lecha. Nadrabialiśmy tym, z czego Ruch słynął i chce słynąć - zaangażowaniem - komentował Fornalik.
Jego podopieczni w pierwszej części meczu ograniczali się głównie do kontr, ale widząc, że nie stoją na straconej pozycji, przycisnęli po przerwie. Druga partia była już popisem chorzowian. Trener Jose Mari Bakero, w swym ligowym debiucie na ławce "Lechitów" musiał z konieczności przemeblować blok obronny - kontuzji doznał Manuel Arboleda, a za kartki zawieszony był Luis Henriquez. Poprzestawiana defensywa "Kolejorza" zgrzeszyła brakiem zrozumienia przy stałym fragmencie gry. W 60 minucie do piłki ustawionej w narożniku boiska popędził Andrej Komac. Słoweniec dośrodkował na głowę Łukasza Janoszki. "Ecikowi" precyzji nie zabrakło. Po chwili świeżo upieczony tata wraz z kolegami wykonał "kołyskę". - Andrej dziś świetnie się wprowadził, a Łukasz zrobił prezent dziecku - cieszył się Wojciech Grzyb.
Lech po stracie bramki próbował odrobić stratę, ale jego próby były tylko rozpaczliwą szarpaniną. Nie pomogli rezerwowi - Artjoms Rudnevs, Mateusz Możdżeń i Sławomir Peszko. Szansę na zmianę rezultatu i uratowanie choćby punktu "Lechici" otrzymali w doliczonym czasie gry. Ale tym razem los nie był tak łaskaw, jak pół roku wcześniej, a Peszko o wykonywanym tuż sprzed pola karnego rzucie wolnym wolałby jak najszybciej zapomnieć. - Radocha jest naprawdę duża - nie krył zadowolenia Fornalik. - Ale za tydzień czeka nas kolejny ciężki mecz - przestrzegał Rafał Grodzicki, przy okazji dziękując też kibicom. - Na trybunach było w końcu tylu widzów, ilu chcielibyśmy na każdym spotkaniu, to na pewno nam pomogło.
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE
Ruch Chorzów 1:0 (0:0) Lech Poznań
Bramka: Janoszka 61'
Żółte kartki: Janoszka, Malinowski, Nykiel, Komac - Gancarczyk, Peszko, Stilić, Wilk
Składy:
Ruch: Perdijić - Nykiel, Grodzicki, Stawarczyk, Sadlok - Grzyb, Malinowski, Pulkowski (56' Komac), Straka (90' Lisowski), Janoszka (81' Piech) - Jankowski.
Rezerwowi: Pilarz, Derbich, Świerblewski, Zając.
Lech: Burić - Kikut, Bosacki, Djurdjević, Gancarczyk - Wilk, Injac, Kriwiec (64' Możdżeń), Stilić, Kiełb (57' Peszko) - Tshibamba (71' Rudnevs).
Rezerwowi: Kotorowski, Wojtkowiak, Zapotoka, Bereszyński.
Sędziował: Dawid Piasecki (Słupsk)
Widzów: 8.000 (kibice Lecha nie weszli na sektor gości)
źródło: Niebiescy.pl