Hit kolejki niewiele miał wspólnego z dobrym widowiskiem. "Niebiescy" wyraźnie odstawali od rywali z Warszawy i zasłużenie przegrali, a ich katem okazał się Marcin Mięciel, który dwukrotnie pokonał Krzysztofa Pilarza.
"Niebiescy" do stolicy wybrali się bez chorego Andrzeja Niedzielana i Gabora Straki, który nie mógł zagrać z powodów rodzinnych. Od pierwszych minut było widać brak obu tych graczy. Pod nieobecność Słowaka w środku pola Ruchu powstała spora luka, a przez absencję Niedzielana trener Waldemar Fornalik zdecydował się na grę tylko jednym napastnikiem. Artura Sobiecha miał wspierać Marcin Nowacki, lecz efekty jego starań były marne.
Chorzowianie, zupełnie odwrotnie niż w poprzednich spotkaniach, zagrali bojaźliwie i niespecjalnie starali się narzucić rywalom swój styl gry. Warunki dyktowała bowiem od pierwszych minut Legia.Warszawianie napierali na przeciwników coraz mocniej, a ich starania w końcu przyniosły skutek. Marcin Mięciel już w 8 minucie zrehabilitował się za zmarnowanie "setki" kilka chwil wcześniej i po błędach Tomasza Brzyskiego (dał uciec Sebastianowi Szałachowskiemu) oraz Rafała Grodzickiego (zawinił w kryciu) dopełnił formalności z najbliższej odległości. W podobnych okolicznościach padł drugi gol, a w roli głównej znów wystąpił Mięciel. Tuż przed zejściem na przerwę napastnik Legii ponownie wykorzystał błędy kompletnie zagubionej defensywy Ruchu.
"Niebiescy" nie wyróżniali się praktycznie niczym. Raz dobrej okazji nie wykorzystał Łukasz Janoszka, który uderzył sprytnie obok Jana Muchy, ale piłka minęła zarówno golkipera, jak i… słupek. W poprzeczkę trafił z kolei Piotr Stawarczyk, który jednak zamierzał dośrodkować i bramkę "ostemplował" przypadkowo, czego zresztą sam nie krył. - Chciałem wrzucić piłkę do któregoś z kolegów, ale piłka zeszła z nogi i niewiele brakowało, aby wpadła do bramki - mówił Stawarczyk.
Akcjom Ruchu brakowało tempa, a sami zawodnicy sprawiali wrażenie, jakby brakowało im przekonania i wiary w to, że mogą strzelić gola. Dość powiedzieć, że pierwszy celny strzał (na 13 oddanych) goście oddali dopiero w 90 minucie! Rezerwowy Pavol Balaz kropnął mocno z woleja, ale na posterunku był Mucha. - Gdybyśmy już od początku zagrali inaczej, tak jak w drugiej połowie, to mielibyśmy szansę nie przegrać i nawiązać równorzędną walkę - oceniał trener Waldemar Fornalik. Trudno zgodzić się z jego opinią, bo Ruch całe spotkanie zagrał bardzo przeciętnie, a patrząc przez pryzmat ostatnich meczów ligowych - wręcz fatalnie.
Gdybyśmy od początku zagrali tak, jak w pierwszej połowie to mielibyśmy szansę nie przegrać na Legii i nawiązać równorzędną walkę.
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE.
Legia Warszawa 2:0 (2:0) Ruch Chorzów
Bramki: Mięciel 8', Mięciel 41'
Żółte kartki: Astiz, Borysiuk - Baran
Składy:
Legia: Mucha - Rzeźniczak, Astiz, Choto, Komorowski - Szałachowski (17' Radović), Smoliński, Iwański, Giza, Rybus (63' Borysiuk) - Mięciel (52' Paluchowski).
Rezerwowi: Machnowskyj, Szala, Kiełbowicz, Jarzębowski.
Ruch: Pilarz - Stawarczyk, Grodzicki, Sadlok, Brzyski - Grzyb, Baran, Scherfchen (46' Pulkowski), Nowacki (57' Zając), Janoszka (79' Balaz) - Sobiech.
Rezerwowi: Perdijić, Feruga, Flis, Kieruzel.
Sędzia: Paweł Gil (Lublin)
Widzów: 3.000
źródło: Niebiescy.pl