Po bardzo słabym widowisku, toczonym przy pustych trybunach Stadionu Śląskiego, Ruch przegrał z Odrą Wodzisław Śląski. O ile sama porażka jest wytłumaczalna (w końcu mierzyły się ze sobą ekipy z dolnych partii tabeli), to styl, w jakim ulegli chorzowianie, przyprawia o ból głowy.
Po dwóch pewnych zwycięstwach - ligowym nad Polonią Bytom i pucharowym nad Zagłębiem Lubin - mogło się wydawać, że chorzowianie z dołującą ostatnimi czasy Odrą Wodzisław rozprawią się bez specjalnych problemów. Jednak po raz kolejny okazało się, że takie dywagacje w sporcie nie mają prawa bytu, a mecz meczowi nierówny. Wprawdzie Ruch od pierwszego gwizdka sędziego posiadał optyczną przewagę, lecz w żaden sposób nie potrafił tego wykorzystać i udokumentować. Poza nielicznymi próbami Wojciecha Grzyba i Tomasza Brzyskiego w grze gospodarzy trudny było doszukać się pozytywów. Ale słabi tego dnia "Niebiescy" na tle jeszcze słabszej Odry i tak wypadali nieźle.
Koniec końców, bierna postawa graczy Ruchu w końcu zemściła się na nich. O tym, że zabawy z futbolówką we własnym polu karnym są niebezpieczne, przekonał się na własnej skórze Krzysztof Pilarz. Golkiper "Niebieskich" w 43 minucie miast wyekspediować piłkę daleko poza swoją "szesnastkę", zawahał się i po chwili trafił w Krzysztofa Nykiela. Futbolówkę przejął Maciej Korzym i natychmiast odegrał do Macieja Małkowskiego, a ten wykorzystał dogodną okazję i celnym, mierzonym strzałem pod poprzeczkę wyprowadził swój zespół na prowadzenie. - Sami sobie tę bramkę strzeliliśmy - relacjonował po spotkaniu zawiedziony Ariel Jakubowski.
Na przerwę zespół Bogusława Pietrzaka schodził więc podłamany, ale z zamiarem odrobienia straty. Po zmianie stron niewiele się jednak zmieniło. Odra nadal pozostawała w cieniu rywala i nie była w stanie poważnie mu zagrozić. Wyborną sytuację po centrze Jakubowskiego zmarnował Remigiusz Jezierski. Napastnik znalazł się sam na sam ze strzegącym bramki Odry Adamem Stachowiakiem, ale huknął prosto w niego. Chwilę później losy meczu mogły zostać rozstrzygnięte. Kolejny katastrofalny błąd popełnił Pilarz, który po dośrodkowaniu minął się z piłką, ale tą wybił w ostatnim momencie z linii bramkowej Ireneusz Adamski.
Chorzowianie po tym zdarzeniu nabrali nieco oddechu i otrzymali nawet kolejny prezent od losu - czerwoną kartkę w wyniku drugiej żółtej ujrzał Dariusz Dudek. Okazało się, że nawet przewaga liczebna nie była dla gospodarzy odpowiednim bodźcem do tego, by odrobić straconego w pierwszej odsłonie gola. Po 90 minutach gry z lekkim okładem doliczonym przez arbitra, na Stadionie Śląskim oraz w jego okolicach słychać było jedynie okrzyki radości piłkarzy i sztabu trenerskiego z Wodzisławia Śląskiego. Ruch natomiast zawiódł, prezentując się diametralnie inaczej w porównaniu z niedawnymi potyczkami z Polonią czy Zagłębiem. - Podkreślam, że nie jesteśmy w stanie zagwarantować ładnych widowisk. Gwarantujemy tylko mecze pełne walki - stwierdził Pietrzak.
Teraz przed zespołami Ruchu i Odry trudna i żmudna walka o uniknięcie degradacji do I ligi. - Mam nadzieję, że za rok znowu spotkamy się z Ruchem w ekstraklasie - zaznaczał opiekun gości, Ryszard Wieczorek.
Ruch Chorzów 0:1 (0:1) Odra Wodzisław Śl.
Bramka: Małkowski 43'
Żółte kartki Sobiech, Pulkowski, Sadlok - Dudek, Woś, Dymkowski, Stachowiak, Małkowski
Czerwona kartka: Dudek 73' (za drugą żółtą)
Składy:
Ruch: Pilarz - Jakubowski, Sadlok, Adamski, Nykiel - Grzyb, Pulkowski (73' Balaz), Baran, Brzyski - Jezierski (83' Zając), Sobiech (59' Fabusz).
Rezerwowi: Perdijić, Grodzicki, Nowacki, Janoszka.
Odra: Stachowiak - Kłos, Dudek, Dymkowski, Szary (46' Kokoszka) - Woś, Malinowski, Gruber (78' Markowski), Małkowski - Matulevicius, Korzym (67' Wodecki).
Rezerwowi: Bensz, Bagnicki, Rygel, Pielorz.
Sędzia: Marcin Borski (Warszawa)
Widzów: 0 (stadion zamknięty dla publiczności)
źródło: Niebiescy.pl