Twierdza przy Cichej padła, Ruch nie jest już niepokonany na własnym boisku. Pierwszą po roku przerwy drużyną, która zdołała przywieźć komplet punktów z Chorzowa okazał się Śląsk Wrocław.
- Nasi najbliżsi rywale grają bardzo konsekwentnie z tyłu i wyprowadzają rażąco skuteczne kontrataki. Będziemy na pewno świadkami zażartego boju. Śląsk nie gra może pięknej piłki, ale jest skuteczny - tak charakteryzował ekipę z Wrocławia szkoleniowiec Ruchu, Bogusław Pietrzak jeszcze przed wtorkowym spotkaniem. Skład "Niebieskich" był nieco zaskakujący, bo Pietrzak zdecydował się na grę zaledwie jednym napastnikiem, za to na ławce zasiadło aż trzech snajperów.
Takie ustawienie najwyraźniej nie miało jednak na celu bronienia się, gdyż wraz z upływem czasu to Śląsk znajdował się w głębokiej defensywie. Ruch przeważał, więcej operował piłką w środku pola, lecz nie przekładało się to na sytuacje podbramkowe. A w tych, które udało się stworzyć, znowu dała o sobie znać szwankująca skuteczność. Najbliżej szczęścia w pierwszej partii był Marcin Zając, który niesygnalizowanym uderzeniem zza "szesnastki" sprawił spore kłopoty Jackowi Banaszyńskiemu. Gdy większość kibiców widziała już piłkę w siatce, golkiper Jagiellonii czubkami palców wybił ją na róg.
Wydawało się, że w drugiej połowie obraz gry nie ulegnie zmianie. Ale w 50 minucie Śląsk przeprowadził praktycznie pierwszą groźną akcję w spotkaniu. W pole karne gospodarzy wpadł Krzysztof Ostrowski, a że był kompletnie niepilnowany bez większych problemów dośrodkował wprost do Tomasza Szewczuka. Ten z kolei dostawił głowę gdzie trzeba i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Sprawdziły się więc słowa opiekuna Ruchu o "zabójczych" kontrach wrocławian. - Zostaliśmy ukarani za to, że na początku drugiej części gry byliśmy chyba jeszcze myślami na przerwie - ocenił trener Pietrzak.
Jak się okazało Szewczuk dopiero rozwiązał worek z bramkami. Niespełna 10 minut po pierwszym trafieniu kolejne zanotował Janusz Gancarczyk, który bez problemów przebił się przez defensywę rywali i strzałem pod poprzeczkę. Chwilę później kapitalną okazję zmarnował Sebastian Mila, nie trafiając do pustej bramki. Kiedy wydawało się, że "Niebiescy" nie są w stanie skutecznie powalczyć o korzystny wynik, Tomasz Brzyski obsłużył dokładnym podaniem Zająca. Pomocnik sprowadzony z Lecha Poznań zrehabilitował się za "setki" zmarnowane w poprzednim spotkaniu i strzelił gola kontaktowego.
Jeśli ktoś po golu "Kicaja" spodziewał się huraganowych ataków Ruchu srogo się zawiódł. Wprawdzie chorzowianie podobnie jak w pierwszej, tak i w drugiej połowie potrafili przejąć inicjatywę, ale wciąż nie przynosiło to skutku. - O ile w pierwszej połowie zagraliśmy nieźle, to nie rozumiem co zrobiliśmy w drugiej... - przyznawał Rafał Grodzicki. Zawiedziony był także Michał Pulkowski, który w środku pola godnie zastąpił Marcina Nowackiego i wydawał się być we wtorek najmocniejszym punktem ekipy Ruchu. - Trudno powiedzieć czy harowałem za dwóch, najwyraźniej harowałem za mało. Nie wiem za bardzo co po takiej porażce powiedzieć.
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE
Ruch Chorzów 1:2 (0:0) Śląsk Wrocław
Bramki: Zając 68' - Szewczuk 50', Gancarczyk 58'
Żółta kartka: Sadlok
Składy:
Ruch: Pilarz - Grzyb, Grodzicki, Sadlok, Nykiel - Zając, Scherfchen (54' Sobczak), Pulkowski (83' Balaz), Baran, Brzyski - Ćwielong (64' Jezierski).
Rezerwowi: Mioduszewski, Adamski, Sobiech, Jakubowski.
Śląsk: Banaszyński - Pawelec, Sztylka (59' Wójcik), Celeban, Wołczek - Ostrowski (85' Marek Gancarczyk), Łukasiewicz, Mila (76' Sotirović), Dudek, Janusz Gancarczyk - Szewczuk.
Rezerwowi: Kaczmarek, Łudziński, Górski, Sobociński.
Sędzia: Marcin Wróbel (Warszawa)
Widzów: 7.500 (w tym około 500 kibiców Śląska)
źródło: Niebiescy.pl