strona główna Forum Kibiców Fan Page Niebiescy.pl Twitter Niebiescy.pl Stowarzyszenie Wielki Ruch Typer Foto TV Niebiescy w Youtube Relacje LIVE
Urbańczyk: "To była integracja! Dobrze, że straciliśmy tylko kajaki..."
  • Data: 27.01.24; 20:44  Dodał: Neo
- Zawsze wierzyłem, że nie ma szans, żeby taki klub jak Ruch Chorzów padł, że wcześniej czy później się odrodzi. Po latach cieszę się bardzo, że taką decyzję podjąłem. Od razu zakładałem, że zostaję i nie mam zamiaru się wynosić z Ruchu - opowiada kierownik drużyny Niebieskich Andrzej Urbańczyk, z którym przeprowadziliśmy wywiad z okazji 15-lecia jego pracy w Klubie z ulicy Cichej 6. Nie przedłużając wstępu, zapraszamy do czytania!

Pamiętasz, co miało miejsce 19 stycznia 2009 roku?
Andrzej Urbańczyk: - To był mój pierwszy dzień w Ruchu Chorzów. Niesamowity czas, przeleciało w mgnieniu oka.

Dwie osoby z ówczesnej kadry są dzisiaj w Ruchu i biorą udział w zgrupowaniu.
- "Grzybek" i Maciek Sadlok.

Wszystko zaczęło się od twojej znajomości z "Grzybkiem" i wspólnych dojazdów na treningi do Radzionkowa.
- Znamy się od 1998 roku. Mój Peugeot 106, jego Renault Clio... Wymienialiśmy się, jeżdżąc na treningi. Był taki czas, że mieszkałem w Katowicach Panewnikach i okazało się, że są niebieskie, choć wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Wojtek mieszkał w centrum Katowic, chyba na ulicy Korfantego. Zmienialiśmy się tydzień na tydzień. Większość zawodników tak się dobierała, żeby zaoszczędzać na benzynie.

Kilka lat później to właśnie "Grzybek" polecił cię do Ruchu.
- Maczał w tym palce. Każdy robi wywiad środowiskowy i ówczesny właściciel Mariusz Klimek dopytywał, kim jestem, czy warto mnie zatrudnić. Wiadomo, robi się takie rzeczy przed podpisaniem umowy. Był też z nami wtedy Damian Galeja i również dzięki niemu trafiłem do Ruchu. Mirek Mosór szukał kogoś na zastępstwo Jarka Barteczki i zadzwonił między innymi do Damiana, by wypytać o moją osobę.

Spodziewałeś się, że ta przygoda tyle potrwa?
- Szczerze mówiąc, nie. Pracowałem z Damianem jako trener w GKS-ie Tychy, udało nam się wywalczyć awans z czwartej do drugiej ligi, wtedy była reorganizacja. Raczej myślałem o tym, żeby być asystentem czy trenerem bramkarzy, bo też się szkoliłem w tym kierunku. Ale jak to bywa w trenerskim fachu, zwolniono nas. Przez jakiś czas nic się nie pojawiało, żadnej propozycji pracy. A gdy dostajesz telefon z Chorzowa, to się nie zastanawiasz.

Wcześniej brałeś pod uwagę objęcie stanowiska kierownika drużyny?
- Będąc w Tychach większość rzeczy ja załatwiałem, pomagałem coś ogarnąć. Gdy organizowaliśmy coś w grupie zawodników, to zawsze byłem osobą, która brała to na siebie. Jak trzeba zebrać składki, każdy się ociąga. Jak trzeba gdzieś zadzwonić, każdy się ociąga. Jak trzeba zorganizować imprezę, nie ma wielu chętnych. Przejawiałem więc takie cechy.

Przez 15 lat przez szatnię Ruchu przewinęło się kilkuset zawodników. Z kim utrzymujesz kontakt?
- Gdy wchodziłem do Ruchu, w szatni byli Ariel Jakubowski czy Michał Pulkowski. Do dzisiaj często wymieniamy informacje. Zostali trenerami, więc często się spotykamy na trasie naszych meczów. Matko Perdijić mieszka w Chorzowie, niedaleko mnie i często widujemy się w sklepie. On mieszka na Pniokach, a ja na Amelungu. Zawsze jest okazja, by zamienić kilka słów. Z wieloma zawodnikami mam kontakt. Byli tacy, którzy byli wtedy, a teraz wracają. Gdy ktoś z nas potrzebuje przysługi, to nie ma z tym żadnego problemu i działa to w obie strony.

Z trenerami jest podobnie?
- Mam kontakt z trenerem Waldkiem Fornalikiem, spędziliśmy najwięcej czasu i to były spektakularne lata dla Ruchu. Z Juanem Rochą wysyłamy sobie życzenia urodzinowe. Aż byłem zdziwiony, że pamiętał o moich. To było miłe i sympatyczne z jego strony. Można powiedzieć, że to dla nas trochę egzotyczny trener. Janek Kocian dzwoni czasami i pyta jak tam w Ruchu, jest sentymentalny i bardzo miło wspomina czas spędzony w Chorzowie.

W samej drużynie to jakieś dwa pokolenia różnicy. Gdy przychodziłeś do Ruchu, w kadrze byli piłkarze z roczników 1974 czy 1976. Dzisiaj w zespole znajdują się zawodnicy, którzy przyszli na świat 30 lat później. Jak duże zmiany obserwujesz?
- Są duże, jednak u mnie kontakt z zawodnikami przychodzi płynnie. W szatni zawsze było kilku starszych, przychodziło kilku młodych. Wszyscy się wszystkich uczą. Pewnie oni myślą swoje odnośnie nas starszych, ale mamy dobry kontakt. Zawsze podsuwam przykład Włodka Dusia, który był starszy od nas o wiele, ale obracał się w młodym towarzystwie. Który 60-latek kilka lat temu potrafił obsługiwać telefon, Internet i hulać po stronach? Włodek bez problemu radził sobie z takimi rzeczami.

Podczas kariery piłkarskiej byłeś bramkarzem i na treningach nieprzypadkowo dość często obserwujesz naszych golkiperów.
- Jest to bliskie mojemu sercu. Czasem sobie podpatrzę, jak chłopaki pracują. Patrząc na warunki, jakie tutaj mamy, sam mam ochotę potrenować. Człowiek chciałby być młodszy i samemu stanąć do bramki. Jak czasami ktoś poprosi, żeby pomóc w jakichś zajęciach to bardzo chętnie. Dzisiaj raczej już nie widzę się w roli trenera bramkarzy, choć kiedyś myślałem, że to może być moja droga. Życie pokazało jednak, że raczej nie. W przeszłości przez kilka lat łączyłem pracę jako kierownik i byłem trenerem w futsalu. Był taki klub Hunger Bud Siemianowice Śląskie i awansowaliśmy z nim na szczebel centralny. Potem właściciel zmienił się na Babilon Siemianowice Śląskie i weszliśmy do pierwszej ligi. Z czasem drużyna się troszkę rozsypała, nie było pieniążków. Dwa awanse w futsalu udało się jednak zrobić.

Jak oceniasz potencjał bramkarzy Ruchu?
- Jestem pod wrażeniem młodego Marcela, ma papiery na to, żeby być bardzo dobrym bramkarzem. Mamy dwóch doświadczonych chłopaków jak Dante i "Buchal" - uważam, że klasa sama w sobie. I "Bielu" który bardzo wydatnie przyczynił się do tego, że jesteśmy w Ekstraklasie. Na tej pozycji trener może być spokojny i co by się nie wydarzyło, alternatyw ma dużo. Sam jestem ciekaw, na kogo postawi.

Nie pokazujesz tego na co dzień, ale wiem, że dobrze znasz gwarę śląską.
- Przeprowadziłem się na Śląsk, jak miałem 15 lat, więc już się znaturalizowałem. Staram się nie kaleczyć godki. Na pewno wszystko rozumiem, ale jak skończyłem wiek juniora i wszedłem do szatni Ruchu Radzionków, to nie rozumiałem nic. Gwara radzionkowska jest "sycąca", specyficzna. Do dzisiaj pamiętam, jak kibice śpiewali nam "napsód sersenie!".

Nie wiedziałeś na przykład, co to jest... "scurcoło".
- (śmiech) To już jest klasyk! Marian Janoszka żartował z jednego z zawodników, że ma klatę jak scur coło. Wszyscy się śmiali, tylko nie ja i "Ecik" zapytał, czemu się nie śmieję? Odpowiedziałem, że nie wiem co to "scurcoło" i... śmiali się jeszcze bardziej. Widzę, że ta historia zatoczyła szerokie koło! Radzionków był specyficzny, ale bardzo miło wspominam. W końcu miałem tam okazję do debiutu w ówczesnej pierwszej lidze.

15 lat to kawał historii. Jakie wspomnienia wysuwają się na pierwszy plan?
- Na pewno te miłe. Zdobycie medalu za drugie miejsce i dwa razy za trzecie, finał Pucharu Polski. Pierwszy wyjazd w Lidze Europy do Kazachstanu to było przeżycie organizacyjne i sam fakt, że to dla nas bardzo egzotyczny kierunek.



Srebrny medal to było duże osiągnięcie, a czego zabrakło do złota?
- Chyba tylko niuansów. W pewnym momencie graliśmy bez publiczności, ciężko nam było bez tego wsparcia. Chociaż początkowo na boisku te spotkania układały się nieźle, bo prowadziliśmy. Później były teorie spiskowe, ale nigdy w takie rzeczy nie wierzyłem, że ktoś komuś mecze oddaje. Wierzę głęboko, że zawsze była uczciwa i sportowa walka.

Sam klub przeszedł taką drogę, że to historia na książkę.
- Trzeba by usiąść i to spisać chronologicznie. Podczas naszej rozmowy nie da się wszystkiego przypomnieć. Każdy sezon to różne ciekawostki i fajne rzeczy, które się wydarzyły. Było też wiele niefajnych, gdy klubowi się nie wiodło. Czasami było ciężko, ale najwytrwalsi zostali tak jak ty czy ja.

W czasach, które już na szczęście minęły, trudno było zarezerwować hotel czy zamówić transport.
- Były ciężkie czasy, naprawdę. Były sytuacje, że byliśmy na obozie i musieliśmy odpalić własne pieniądze, które mieliśmy odłożone na czarną godzinę, żeby kierowca przyjechał po drużynę. Nawet Donata musiała kiedyś wyłożyć pieniądze przewoźnikowi, bo groził, że nie przyjedzie. Klub czekał na jakąś transzę za coś, a oczywiste było, że to trzeba załatwić i jest to na głowie kierownika. Jakimś cudem, ale ma to ogarnąć... Czasami wstyd było dzwonić do jakichś ludzi, gdzie przez kilka miesięcy korzystaliśmy z usług, a nie było uregulowanych kilku faktur.

Opadały ręce, gdy działacze nie pomagali, tylko zostawiali takie kwestie na twojej głowie?
- Wielokrotnie. Przykre było to, że w perspektywie nikt nie myślał, że nie zapłacił prezes tylko klub Ruch Chorzów. To jego dobre imię było nastawiane na szwank, a nie któregoś z działaczy. Na szczęście te czasy mamy już dawno za sobą.

Co zatem uległo największej zmianie?
- Może paradoksalnie to, że znaleźliśmy się na dnie pozwoliło zacząć bez jakiegoś ogromnego balastu. Odbudowaliśmy wiarygodność jako klub. Jest tak jak powinno być, jest normalność. Zaległości wobec pracowników były patologią. Teraz czegoś takiego nie ma. Każde słowo, które mówią działacze naszego klubu, jest prawdą. Zawsze jest dotrzymywany termin, jesteśmy transparentni i to bardzo wiele znaczy. Robimy to, na co stać klub i w tym przekonaniu utrzymujemy się cały czas.

Ruchu nie opuściłeś nawet w 2019 roku, gdy klub był na dnie, a mogłeś to zrobić. Miałeś propozycję ze Stali Mielec, która zmierzała do Ekstraklasy.
- Była propozycja, ale nie chciałem stąd odchodzić. Jestem człowiekiem, który jest stały w uczuciach. Może to banał, ale pieniądze to nie wszystko. Stal szukała wtedy pomocy organizacyjnej. Wszędzie gdzie jesteś i coś załatwiasz, musisz się opierać na znajomościach. Gdy nie znasz odpowiednich ludzi, organizacja pochłania o wiele więcej sił i czasu. Im większe doświadczenie tym łatwiej ci to ogarnąć. Akurat znam trenera Skowronka i zadzwonił do mnie kilka razy. Zawsze wierzyłem jednak, że nie ma szans, żeby taki klub jak Ruch Chorzów padł, że wcześniej czy później się odrodzi. Po latach cieszę się bardzo, że taką decyzję podjąłem. Nie szukałem żadnych alternatyw, od razu zakładałem, że zostaję i nie mam zamiaru się wynosić z Ruchu. Przyznam, że tym telefonem ze Stali byłem zaskoczonym, bo nie często się zdarza, że zmieniają kierowników w klubach.

W 2009 roku, tuż po podpisaniu umowy z Ruchem, poleciałeś z drużyną na pierwsze zagraniczne zgrupowanie, a jakże - do Turcji.
- Pierwsze zgrupowanie zagraniczne jako kierownik odbyłem w Alanyi. To było dla mnie nowe, a obóz był przygotowany wcześniej. Klub się dogadał z panem Edwardem Sochą, który teoretycznie miał się nami zajmować. Patrząc przez pryzmat lat, ten obóz był fatalny. Nie było dobrego boiska do treningu. Na cztery sparingi tylko dwa czy trzy były OK. Jeden mecz się nie odbył, bo drużyna w ogóle nie przyjechała. Średnio to wyglądało.

Co się zmieniło w kwestii tureckich obozów?
- Infrastruktura na pewno. Turcy zrozumieli, że w tym okresie też mogą zarabiać pieniążki. Powstało wiele baz treningowych, a miejscowi nastawiają się, żeby w tym martwym dla nich okresie przyjmować drużyny piłkarskie. Jest dużo sparingpartnerów w takich miejscowościach jak Belek czy Antalya. Mamy przykład, że 70 procent polskich drużyn przyjechało na obóz właśnie tutaj. Turcja daje gwarancję dobrych boisk i dobrego hotelu.

Kierownik drużyny to najbardziej zapracowany człowiek podczas zgrupowania?
- Jest co robić. Zgrupowanie zaczęło się dla mnie w sierpniu. Wtedy był pierwszy telefon do Roberta Stachury, z którym to organizowałem. To menedżer, który grał kiedyś w piłkę i wie, jakie mamy oczekiwania. Później kolejne telefony, przymiarki do umowy, wizytacja. Pozdrawiam kibica Pawła, który był tutaj ze mną i wszystkiego doglądał. Wybieraliśmy razem bazę hotelową i treningową. Na zgrupowaniu każdy dzień może ci przynieść coś nowego. Na przykład zorganizowanie dla zawodnika USG w Turcji i bujanie się po szpitalach. Myślałem, że będzie trudniej, ale udało się nawet nieźle.



Jakie kwestie są najistotniejsze?
- Baza treningowa. Jeżeli mamy dosyć duży budżet, to znajdujemy miejsce, gdzie jest więcej boisk w lepszym stanie. Tutaj każdy hotel ma swoją bazę treningową. Jeśli masz więcej pieniędzy, to wybierasz lokacje z lepszymi boiskami, gdzie jest bardziej intymnie, nikt nie przeszkadza.

Z jakimi najdziwniejszymi sytuacjami się spotkałeś?
- Na wspomnianym wcześniej zgrupowaniu pojechaliśmy na sparing i... sparingu nie było. Wymówka była taka, że zginął prezes klubu i musieli wracać. Nie przyjechali, bo im się nie chciało, a mogli dać znać, że mają to gdzieś. Przyjechaliśmy, chłopcy się przebierali w szatni, a nagle się okazało, że rywale się nie stawią.

Stresująca była też przeprowadzka w trakcie obozu.
- To też miało miejsce w Turcji. Na szczęście nie byłem sam, był też wtedy dyrektor sportowy Mirek Mosór. Przyjechaliśmy do hotelu, który nawet nie był najgorszy, ale nawiedziły nas dzieciaki. Młodzi adepci piłki tureckiej z Besiktasu, grupa około 80 osób. Jak weszli rano na stołówkę, to jakby przeszła szarańcza. Trener Waldek Fornalik raczej lubi spokój, więc było tylko "Andrzej ku... wyjeżdżamy stąd!" (śmiech). Od razu został wezwany pan Jacek Kopka, który nam organizował obóz. Trener wywarł na nim taką presję, że po jednodniowym pobycie w tym hotelu zmieniliśmy na inny, który okazał się trzy razy lepszy z lepszymi boiskami.

Przy okazji wylotów zdarzyło ci się stracić cenny przedmiot.
- I to nie raz... Lubię zbierać scyzoryki, to jest moja pasja i zawsze lubię mieć coś takiego przy sobie. Na lotnisku jest ciężko, kiedy się tego nie schowa do bagażu. Kilka z moich fajnych trofeów straciłem właśnie w ten sposób. Jedno na Malcie, jedno w Berlinie... Miałem od brata taki rybacki. Kurczę, super był... Jak lecieliśmy na mecz pucharowy na Maltę, Paweł Larysz miał swoją apteczkę, gdzie miał nożyczki. Brał to ze sobą i myślę, kurde wrzucę ten scyzoryk do niego! Może się nie zorientują? A później jeszcze on miał nieprzyjemności przeze mnie.

Podrzuciłeś mu ten scyzoryk?
- No tak! Paweł mówi: dobra, dawaj, może się uda. Ale jak to wjechało do tej maszyny... Wytłumaczył się z zestawu apteczki, po czym pan powiedział: ale to jest panu niepotrzebne. Na szczęście to jeszcze nie były czasy takie jak teraz. Zabrali po prostu i nie drążyli tematu. Jak straciłem trzeci scyzoryk, to od tego czasu nie wożę już nic ze sobą (śmiech).

Loty generują wiele ciekawych sytuacji.
- Zawsze coś się dzieje na lotniskach. Kilka razy straciliśmy sprzęt, bo został gdzieś w magazynie, raz szukaliśmy piłek. Ciekawy był lot na obóz w Hiszpanii. Jedziemy rano na lotnisko do Balic, mamy wsiadać do samolotu, ale okazuje się, że jest taka mgła, że nie damy rady wylecieć o określonej porze. Opóźnienie wyniosło chyba trzy godziny, aż w końcu ruszyliśmy do Frankfurtu, skąd mieliśmy mieć lot do Walencji. Spóźniliśmy się 15 minut i zaczęło się kombinowanie. Wtedy teoretycznie pomagał nam pan Zimmermann. "Pomagał". Utknęliśmy na lotnisku, potem wymyślił, że część poleci jednym samolotem, a część następnego dnia. Trener Waldek spojrzał na niego wymownie i wszyscy pojechaliśmy do hotelu, a nazajutrz razem polecieliśmy do Walencji. Pan Zimmermann był poddenerwowany, choć to nie była jego wina, ale z tego wszystkiego na lotnisku w Walencji zostawił kurtkę i neseser, w którym było trzy tysiące euro. Biegał biedny po lotnisku, aż w końcu przyniósł mu to jeden z pracowników lotniska.

Organizowałeś dotąd zagraniczne obozy w Turcji, Hiszpanii i na Cyprze. Który z tych kierunków jest twoim ulubionym i dlaczego?
- Zdecydowanie Turcja. Tu jesteśmy pewni dobrych boisk. Na Cyprze byliśmy dwukrotnie, raz były fatalne, raz lepsze, ale i tak bez porównania z tymi tutaj. Mają tam podłoże gliniaste i trudniej utrzymać murawę w dobrym stanie. Wiadomo, są też na Cyprze hotele z dobrymi boiskami, ale jest bardzo drogo. W Turcji łatwiej się dostosować i znaleźć coś przyzwoitego w dobrej cenie. Jak widać, większość drużyn lata tutaj. Ktoś leciał kiedyś do Dubaju, ale przecież tam jest teraz ze 30 stopni. Fajnie i egzotycznie, ale ja bym nie chciał tam trenować.

Hiszpania to kraj wręcz idealny do piłki nożnej, a jednak nie jest tak często wybierany na miejsce zgrupowań.
- Myślę, że chodzi o cenę. Hiszpania ma wysoki pułap finansowy. Przez jakieś koneksje regularnie lata tam Piast Gliwice, ale mają jakąś swoją bazę i pewnie ceny preferencyjne. Na pewno jest tam super, jednak jak ktoś ma do wyboru zaoszczędzić parę tysięcy euro, to woli wykorzystać to na coś innego. Za niższą cenę można mieć nawet lepszy standard.

Raczej rzadko się zdarza, by wracać dwa razy w to samo miejsce na zagraniczne zgrupowanie.
- Mieliśmy kiedyś ulubiony hotel, w którym byliśmy cztery razy - trzy z trenerem Fornalikiem i raz z trenerem Kocianem. To był duży kompleks, jeden hotel nazywał się Grand Side a drugi Club Grand Aqua Side. Pewnie byśmy jeździli tam dalej, ale właściciel zmienił opcję i nie chce już przyjmować piłkarzy. To było naprawdę dobre miejsce. Nie tylko my tam jeździliśmy, w jednym czasie była tam też Arka czy Jagiellonia.



Na obozach zazwyczaj panuje świetna atmosfera, zwłaszcza gdy w drużynie nie brakuje żartownisiów.
- Zawsze są. W każdym zespole jest mnóstwo takich, którzy robią sobie jaja non stop i ze wszystkich. Nie ma litości dla nikogo, począwszy od trenera, masażystów, kierownika. Każdy chrzest no to wiesz... Jednym z największych żartownisiów był chyba "Kowal", Marcin Kowalski. Większość ludzi potrzebuje sobie drinka wypić, żeby mieć taki humor. On w ogóle nie pije alkoholu, a choćby był cały czas... (śmiech) Bardzo pozytywna postać. Od razu wszystkich ponazywał, ja zostałem... Gandalfem Szarym. A przeważnie mówią na mnie Kiero, Kieruś albo... Te Quiero! To akurat "Grzybek", który zawsze ten hiszpański szlifował.

Jaka była najbardziej pamiętna impreza z drużyną?
- Przed sezonem 2020/2021. Trener Bereta powiedział, że fajnie byłoby zrobić integrację, żeby się wszyscy poznali i poczuli się jak drużyna. Filip Czapla opowiedział, że był z dzieciakami na spływie kajakowym, bardzo fajna zabawa i może byśmy w to poszli? Zapodaliśmy temat trenerowi, stwierdził, że super sprawa, organizujemy. Sprawdziliśmy najpierw wszystko, wypytaliśmy jaka to trasa, czy dla początkujących czy zaawansowanych. Zapowiedzieliśmy, że przyjedzie grupa sportowców, ale nie wszyscy pływali na kajakach. Organizator zapewniał natomiast, że spokojnie sobie poradzą.

Domyślam się, że rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
- Wszyscy przepłynęli, ale nerwów najedliśmy się dużo. Praktycznie wszyscy przewrócili kajaki, przemarzliśmy w wodzie, kilka osób musiało porzucić kajaki na brzegu i wracać pieszo. Okazało się, że dwa dni wcześniej były ulewne deszcze i woda strasznie wezbrała. Nurt był wartki i ciężko było manewrować, a nie wszyscy mieli wcześniej styczność z kajakami. Na początku to było śmieszne, jak się ktoś wywrócił, ale potem już zaczęliśmy się bać, że się potopimy. Dobrze, że ostatecznie wszyscy się odnaleźli, a straty były tylko w kajakach i wiosłach. Czterech kajaków nie udało się uratować, więc w pewnej części zostaliśmy obciążeni kosztami.

Dużo było przy tym nerwów, śmiechu i zabawy, ale wszystko dobrze się skończyło. Każdy z zawodników taką integrację i sposób poznania się będzie wspominał do końca życia. Wróciliśmy przemarznięci i zahartowani. Gdy jechaliśmy już do Chorzowa z Łukaszem Beretą i Filipem Czaplą, trener powiedział: awans w porównaniu do tych kajaków to jest pikuś. Słowa okazały się prorocze, awans wywalczyliśmy, więc finalnie bardzo fajna historia.

Przychodząc do Ruchu, zadebiutowałeś od razu w wielkim meczu, którym były derby z Górnikiem na Stadionie Śląskim.
- Drugie derby na starym Stadionie Śląskim. Stres był ogromny, ale przyznam, że każde spotkanie jest ważne. Wiele razy sobie mówię, że się nie będę denerwował, choć w sumie nie przypominam sobie spokojnego meczu o stawkę. Zresztą w Ruchu zawsze się o coś grało. Te siwe włosy na brodzie nie biorą się znikąd.

Denerwował? Obserwując z prasówki oceniam, że na ławce jesteś osobą, która uspokaja pozostałych.
- Taka jest moja rola. Czasem sobie przeklnę pod nosem, ale nie wybiegam do linii, tak jak to często robią asystenci. Jak ktoś biegnie w stronę sędziego, to grozi to kartką albo wykluczeniem. To mój obowiązek, żeby go powstrzymać. Przyznam jednak, że zdarzyło mi się dostać dwie żółte kartki.

Za swój wybryk czy współudział?
- Raz za swój a raz za współudział. Dokładnie! Czasami zdrowy rozsądek nie zapanuje nad człowiekiem, ale raczej staram się być ostoją, niż potęgować nerwowe zachowania. Przez wiele lat nauczyłem się, że z sędziami trzeba żyć dobrze i się szanować. To daje więcej dobrego. Arbiter tak naprawdę ma przerąbaną robotę, bo jadą go z każdej strony. Oni też mają prawo się mylić.

Jak oceniasz sędziów podczas zgrupowania w Turcji? Dużo się o nich słyszy, a już podczas pierwszego sparingu nie brakowało kontrowersji.
- Kiedyś był taki wyjazd, że przylecieli tutaj sędziowie z Polski i dla celów szkoleniowych poprowadzili kilka meczów. Uważam, że to jest dobry pomysł, ale to jest biznes Turków i nie chcą za bardzo dopuszczać do takich sytuacji. Każde spotkanie to w końcu kilkaset euro.

Już za niespełna dwa tygodnie inauguracja rundy wiosennej. Mecz z Legią zapowiada się jako wielkie wydarzenie, które może przyciągnąć na trybuny komplet widzów.
- Do drużyny doszli nowi zawodnicy i myślę, że dla każdego chłopaka to jest ekscytujące zagrać na Stadionie Śląskim. Dla naszych przeciwników, czyli Legii to też jest wydarzenie wystąpić w "Kotle Czarownic". Jestem przekonany, że naszych kibiców będzie bardzo dużo i doda nam to skrzydeł. Legia to ciężki przeciwnik, ale nie można się stawiać na straconej pozycji. W końcu wielokrotnie zwyciężaliśmy zarówno u siebie, jak i na Łazienkowskiej. Obyśmy wygrali i tym razem.

Rozmawiał w Belek: Neo (Niebiescy.pl)



REKLAMA
OSTATNI MECZ
30. kolejka Ekstraklasy - 27.04.2024 r. godz. 17:30, Wrocław
Czas na szpil »
Relacja LIVE »
Relacja z meczu »
Relacja z wyjazdu »
Konferencja »
Wypowiedzi »
Fotogaleria »
Skrót meczu »
Wideo »
2:3
ŚLĄSK WROCŁAW - RUCH
 Exposito 87'
 Matsenko 90'
 Novothny 11'
 Wójtowicz 27'
 Feliks 75'
REKLAMA
NASTĘPNY MECZ
RUCH CHORZÓW - LECH POZNAŃ
ul. Katowicka 10, Chorzów
03.05.2024 r. godz. 20:30
:
TV NIEBIESCY
REKLAMA
PLAN PRZYGOTOWAŃ
08.01 - 19.01 - treningi w Chorzowie
17.01 g. 11:30 - sparing: Polonia Bytom 1:1 Ruch
20.01 - 01.02 - zgrupowanie w Belek (Turcja)
23.01 g. 15:30 - sparing: Ruch 1:1 Kecskemeti TE
26.01 g. 14:00 - sparing: Ruch 0:1 Drita Gnjilane
30.01 g. 14:00 - sparing: Ruch 2:1 Brera Strumica
31.01 g. 14:00 - sparing: Ruch 1:1 FK Skupi
02.02 - 08.02 - treningi w Chorzowie
09.02 g. 20:30 - 20. kolejka Ekstraklasy: Ruch - Legia Warszawa
* Więcej informacji o sparingach można zobaczyć po najechaniu na
TRANSFERY
PRZYSZLI
Robert Dadok (Górnik)
Mike Huras (Vfb Stuttgart)
Josema (Leganes)
Ksawery Kwiatkowski (Ruch II)
Patryk Stępiński (Widzew)
Dante Stipica (Pogoń Szczecin)
Adam Vlkanova (Viktoria Pilzno)
Filip Wilak (Lech Poznań)
ODESZLI
Paweł Baranowski (GKS Jastrzębie)
Dawid Barnowski (?)
Maciej Firlej (Puszcza)
Krzysztof Kamiński (Płock)
Konrad Kasolik (Wieczysta)
Artur Pląskowski (?)
Tomas Podstawski (?)
Jan Sedlak (?)
Kacper Skwierczyński (Waterford)
Dominik Steczyk (Preussen)
Tomasz Swędrowski (Wieczysta)
Remigiusz Szywacz (?)
STRZELCY - TOP 5                         ASYSTY - TOP 5
   Daniel Szczepan4
   Tomasz Swędrowski3
   Michał Feliks2
   Tomasz Foszmańczyk1
   Kacper Michalski1
   Daniel Szczepan2
   Mateusz Bartolewski1
   Kacper Michalski1
   Tomasz Swędrowski1
   Filip Starzyński1
ŻÓŁTE KARTKI
   Maciej Sadlok5
   Mateusz Bartolewski3
   Kacper Michalski3
   Tomas Podstawski3
   Miłosz Kozak2
   Juliusz Letniowski2
   Tomasz Swędrowski2
   Daniel Szczepan2
   Remigiusz Szywacz2
   Tomasz Wójtowicz2
REKLAMA
NA SKRÓTY
  • Terminarz meczów Ruchu
  • Runda jesienna
  • Runda wiosenna
  • Kadra Ruchu
  • Sztab szkoleniowy Ruchu
  • DOŁĄCZ DO NAS!
    REKLAMA
    REKLAMA
    TABELA
    1. Jagiellonia Białystok 56
    2. Górnik Zabrze 51
    3. Śląsk Wrocław 51
    4. Lech Poznań 51
    5. Pogoń Szczecin 48
    6. Legia Warszawa 47
    7. Raków Częstochowa 46
    8. Widzew Łódź 42
    9. Piast Gliwice 38
    10. Stal Mielec 38
    11. Zagłębie Lubin 35
    12. Radomiak Radom 35
    13. Warta Poznań 34
    14. Puszcza Niepołomice 32
    15. Cracovia 32
    16. Korona Kielce 30
    17. Ruch Chorzów 23
    18. ŁKS Łódź 21
    REKLAMA
    REKLAMA
    REKLAMA
    REKLAMA
    TV NIEBIESCY
    BUTTONY
    90 Minut Widzew To MY
    UKS Ruch Chorzów Elana Toruń
    Kibice.net
    Copyright by Niebiescy.pl © 2005-2024 | Polityka prywatności