- Wszyscy będą liczyć na moje doświadczenie. Po to klub ściągnął mnie, bym pomógł drużynie w nowym sezonie. Trudnym sezonie. Ruch jest po dwóch awansach i trzeba mieć świadomość, że nie będzie już łatwo o seryjne zwycięstwa. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by było dobrze. Pierwszy krok jest taki, by się wyleczyć, być w 100 procentach gotowym do grania. Nie mogę się już tego doczekać. Bardzo żałuję tej kontuzji. Chcę jak najszybciej znaleźć się w pełni zdrowia, by na boisku brać odpowiedzialność za to, co dzieje się z Ruchem - mówi
Maciej Sadlok, który udzielił wywiadu dziennikowi "Sport". Prezentujemy wybrane fragmenty.
Uszkodzone więzadła w prawym stawie skokowym: z takim urazem zakończył pan poprzedni sezon. Jak zdrowie? Kiedy można spodziewać się pańskiego powrotu na boisko?
Maciej Sadlok: - Mogłoby być lepiej, niestety… W końcówce ostatniego meczu ligowego przytrafiła mi się kontuzja, z którą nadal się borykam. Zaznaczę, że nic się nie przedłuża, bo wiedziałem, ile mniej więcej potrwa powrót do zdrowia. W tej chwili nie jestem jeszcze w treningu z drużyną, a ćwiczę indywidualnie. Liczę, że będę gotowy na początek sierpnia, ale doświadczenie nauczyło mnie, że lepiej niczego nie zakładać. Po prostu muszę być zdrowy, by móc w 100 procentach wrócić do gry.
Pierwsza liga rusza już w przyszłym tygodniu. Obawia się pan o swoją dyspozycję w rundzie jesiennej, skoro przystąpi pan do niej bez przepracowanego okresu przygotowawczego?
- Szczerze, to raczej nie. Nieco ponad miesiąc temu zagrałem ostatni mecz, a jeszcze w okresie urlopowym rozpocząłem rehabilitację i pracę na siłowni. Praktycznie cały czas jestem zatem w treningu. Nie jest on typowo piłkarski, ale wierzę, że ta piłkarska dyspozycja po wejściu w trening z drużyną szybko wróci i powrót będzie przebiegał dość sprawnie. Dołączyłem do zespołu, codziennie jestem w klubie, pracuję z rehabilitantem czy w siłowni, powoli zaczynam wchodzić w jakieś biegi. Krok po kroku… Niczego nie przyspieszamy, to mogłoby tylko i wyłącznie pogorszyć sprawę.
(...)
Decyzja o powrocie do Chorzowa była trudna?
- Jak każda dotycząca zmiany klubu. Nie jest łatwa, musi być maksymalnie przemyślana. Musiałem być tego pewny w 100 procentach. Długo to nie trwało. Przekonało mnie przede wszystkim to, jaką chęć czułem ze strony klubu względem swojej osoby. Tutaj bardzo chcieli, bym dołączył do zespołu, trener Skrobacz był na "tak". Determinacja Ruchu sprawiła, że wracam do Chorzowa. W Ruchu już grałem, wiem, jak tu się wszystko odbywa, jaka jest atmosfera, jacy są kibice. Przychodzę tu jak do domu, co ułatwiło mój wybór.
(...)
"Do końca życia się z tym nie pogodzę" - tak powiedział pan o spadku Wisły. Minęło 1,5 miesiąca. Rany choć trochę się zabliźniły?
- Myślę, że to już zawsze będzie dla mnie temat ciężki do przetrawienia. Spaść z ekstraklasy - to nic fajnego, a co dopiero z takim klubem jak Wisła… Wierzyłem do samego końca, że nam się uda, a na zakończenie 8-letniej przygody w Krakowie przytrafiło się coś takiego. Po tylu sezonach, tylu trudnych okresach, które w Wiśle przeżyłem, na koniec przyszło spaść. To boli mnie najbardziej - że odchodzę w momencie degradacji i mimo chęci naprawienia tego, nie dostałem już na to szansy. Takie były jednak decyzje trenera (Jerzego Brzęczka - dop. red.) i ja to szanuję.
Czyli zadeklarował pan wolę przedłużenia kontraktu z Wisłą?
- Wyraziłem swoją opinię na ten temat. Powiedziałem, że skoro byłem częścią drużyny, która spadła, to chcę naprawić to, co wspólnie zapieprzyliśmy. Byłem gotów wypić to piwo, którego naważyliśmy. Trener zadecydował inaczej. Respektuję to.
(...)
Po ośmiu sezonach trzeba się uczyć Ruchu na nowo?
- Co prawda dotyczy to bardziej klubu niż szatni, ale nadal jest wiele osób, z którymi wcześniej miałem styczność w Chorzowie. Miło jest wrócić w to miejsce. W drużynie został tylko Łukasz Janoszka, ale chorzowska szatnia niezmiennie ma swój klimat. Szybko się do niej adoptujesz, czuć w niej więź, rodzinną atmosferę i to, że każdy idzie w jednym kierunku. Wierzę, że to również będzie coś, co w nowym sezonie nam pomoże.
(...)
Z Ruchem związał się pan rocznym kontraktem. Taka była wola pańska czy klubu?
- Początkowo plan był trochę inny. Miał to być dłuższy kontrakt. Doszliśmy do tego wspólnie – a wyszło to wręcz z mojej inicjatywy – by podpisać tylko na rok. Przychodzę z urazem. Jeśli wszystko będzie OK, to w zimę usiądziemy do rozmów jeszcze raz, by przedłużyć umowę. To nie jest żaden problem. Chcę zobaczyć, jak to będzie wyglądało. Najważniejszy jest powrót do zdrowia, pokazanie się z dobrej strony na boisku. Jeśli obie strony będą zadowolone, dogadanie się nie będzie najmniejszym kłopotem.
źródło: Sport