- Kiedyś każda przeszkoda była dla nas problemem, dziś z tymi mniejszymi jesteśmy sobie w stanie poradzić siłą rozpędu. Te większe wciąż stwarzają problem, ale już nie są poza zasięgiem. Cały czas chcemy się rozwijać, jednocześnie czyszcząc to, co się ciągnie za nami od lat. Nie jest łatwo, ale walczymy - mówi Prezes Ruchu
Seweryn Siemianowski, który w rozmowie z "Faktem" opowiedział o swoim codziennym życiu. Zapraszamy do przeczytania wybranych fragmentów.
Udało się panu zmienić Ruch, a jak Ruch, a właściwie bycie prezesem Niebieskich, zmieniło pana?
Seweryn Siemianowski: - Na pewno na plus. Wielu rzeczy się nauczyłem i jeszcze sporo przede mną.
A gdyby pan miał wymienić jedną?
- Na pewno wiele dowiedziałem się o zarządzaniu, z którym wcześniej nie miałem do czynienia na taką skalę. Organizacja czasu też stanowi spore wyzwanie. No i jeszcze kwestie prawne, tu też musiałem sporo się dowiedzieć.
Czyli musiał pan zainwestować w kalendarz?
- Wszystko zapisuję w telefonie, bez tego już dawno bym się pogubił. Tu każdy dzień jest wypełniony po brzegi (Siemianowski wyciąga telefon i pokazuje liczbę zapisanych spotkań, a jest ich przynajmniej kilka dziennie - przyp. red.). Jak pan widzi trochę tego jest i naprawdę trudno byłoby się bez niego połapać co i kiedy się dzieje. Czasem ludzie się dziwią, że jeszcze kilkanaście minut wcześniej widzieli mnie w garniturze, a chwilę później już stoję w dresie na treningu juniorów. Za chwilę znowu jestem w dżinsach i z kimś rozmawiam, więc w trakcie dnia kilka razy zmieniam się w inną postać, ale lubię to. Naprawdę nie narzekam. To pozwala zachować pewien komfort psychiczny. Szczególnie zajęcia z chłopakami z juniorów. Lubię to, bo pozwala to złapać oddech.
To pana sposób na reset?
- Tak. Sprawia mi to przyjemność. Kontakt z młodymi pozwala złapać trochę energii. Uwielbiam ich nauczać, szkolić i patrzeć, jak się rozwijają. Mam nadzieję, że uda się z kilkoma z nich podpisać w przyszłości profesjonalne kontrakty. To byłaby ogromna satysfakcja. Staram się też dbać o własny rozwój, dlatego uczę się języków. Zainstalowałem sobie aplikację i po angielsku wkuwam hiszpański. Mam 650 dni z rzędu z przynajmniej jedną zaliczoną lekcją, więc naprawdę staram się jak mogę. Co prawda często robię to tuż przed północą, żeby broń Boże nie stracić serii. A na tym i tak dzień się nie kończy, bo później i tak jeszcze długo odpisuję ludziom, czasem schodzi i do drugiej.
A gdzie czas na odpoczynek?
- Jakiś jest. Lubię ten aktywny, dlatego staram się regularnie jeździć na rowerze i ćwiczyć na siłowni. Tę zrobiłem wspólnie z synem w garażu, żeby nie tracić czasu na dojazd.
Co z rodziną? Jest dla niej miejsce w kalendarzu?
- To największa ofiara sukcesu Ruchu. Żona jest cierpliwa, wspiera mnie w tym, co robię, choć moje zaangażowanie w pracę dla niej na pewno nie jest łatwe. Dzieci już są dorosłe. I córka, i syn są zaradni, mają swoje pasje, które rozwijają, więc o nich jestem spokojny, że dadzą radę.
źródło: Fakt