33-letni Marcin Kowalski jest tej wiosny podstawowym zawodnikiem Ruchu, idealnie pasując do gry na lewym wahadle w ustawieniu z trójką środkowych obrońców. Zagrał w dwóch meczach z rzędu od 1 minuty, co w tym sezonie zdarzyło mu się po raz pierwszy. I to mimo okresu przygotowawczego, którego nie przepracował w pełni.
- Nie była ta zima najlepsza. Zdarzały się urazy, na szczęście nie jakieś groźne, dlatego wróciłem i funkcjonuję w drużynie. Choć lata płyną, to nie czuję się gorszy; nie czuję, bym odstawał. Charakter mam taki, że nigdy nie odstawiam nogi i zawsze walczę do końca – czy to na boisku, czy poza nim. Będę robił to, co do tej pory przynosiło pozytywny efekt. Oby tak było dalej. A czy obawiałem się o miejsce w składzie? Nie chciałem zaprzątać sobie głowy złymi myślami - mówi "Kowal".
- Robiłem swoje i wyszło mi to na dobre. Nie wydaje mi się, by urazy z okresu przygotowawczego wpłynęły na moją dyspozycję w dalszej części rundy. Jestem już w takim wieku, organizm jest na tyle wytrenowany, że trzeba tylko dbać o to, by pewne kwestie podtrzymywać - tłumaczy.
Kontrakt "Kowala", który na Cichą trafił przed sezonem 2019/20, wygaśnie 30 czerwca. Na razie nie toczą się rozmowy o jego przedłużeniu. - Trudno mi się na ten temat wypowiedzieć. Robię swoje, walczę i zobaczymy, czy to da jakiś efekt. Nie ukrywam, że dobrze się tu czuję i bardzo chciałbym zostać w Chorzowie, ale to już nie zależy ode mnie. Czy trener będzie mnie dalej widział, czy "góra" widzi dla mnie miejsce… To nie moje decyzje - wskazuje Kowalski.
- Robię wszystko, by zapracować na przedłużenie umowy i staram się nie myśleć o tym, że wygaśnie za 3,5 miesiąca. Gdy człowiek za bardzo wybiega w przyszłość, nie koncentruje się na tym, co tu i teraz, to teraźniejszość może mu uciec, a to niepotrzebne. Dlatego nie rozmyślam zbyt wiele o tym, co będzie po sezonie - zaznacza lewy obrońca Ruchu.
źródło: Sport