"Do następnego szpilu pozostał tydzień i tyle też trwały nasze tajne do niego przygotowania. Nasza wiedza o meczach wyjazdowych była spora, by nie powiedzieć pełna. Każdy z nas miał kumpla, którego kuzyn miał starszego bracika, mieszkającego w Giszowcu albo Chropaczowie i jeżdżącego po Polsce z Ruchem. No i od tego starszego bracika kuzyna kumpla wiedzieliśmy, że na wyjazdach dzieją się cuda. Udział w tak poważnym przedsięwzięciu jak mecz w delegacji wymagał pomyślunku, z drobiazgowym budżetowaniem włącznie. Z takich filmów jak Zaginiony w akcji i Zaginiony w akcji II wynieśliśmy, że warunkiem powodzenia sekretnej misji jest pełna dyskrecja i nieangażowanie w pracę nad planami zbyt wielu ludzi - szczególnie rodziców. Matki bowiem miały tendencję do wyolbrzymiania rzekomych niebezpieczeństw, jakie czekają na kibiców on tour. Strategię działania na wyjazd do Katowic opracowaliśmy w trójkę: Całus, Nowacki i ja. Nowacki, jak na dziecko prawników przystało, rzeczywistość społeczną widział szerzej, więc od razu zapytał:
- Bierzemy fele?
Miał na myśli kij, przypominający bejsbolowy. Próbowaliśmy grać w bejsbol i palanta (stawaliśmy również do wielu innych konkurencji, a raz Remek i Pyjter zorganizowali nawet pełne igrzyska olimpijskie - ale o tym później), ale zasady sportów z patykiem i piłką były tak mało zespołowe, że nudziliśmy się po jakichś pięciu minutach gry i kij został wykorzystany może ze dwa razy. Nad kwestią zaopatrzenia w broń zastanawialiśmy się długo, uważnie ważąc argumenty. Ostatecznie stanęło na tym, że oręż zostaje w domu. Postanowiono również, co następuje: fundusze na bilet każdy kombinuje sam (cena 100-200 zł), ruszamy wczesną porą, by nie wzbudzić podejrzeń, obowiązuje całkowity zakaz informowania o operacji osób trzecich. Stosowny fundusz zgromadziłem poprzez wstrzymanie się od zakupów drożdżówek (cena za sztukę 19 zł), a trochę wygrałem w ducę.
(...)
Myślałem, że stanowimy główną kolumnę niebieskich kibiców, ale gdy podeszliśmy do kas, stały tam już potężne kolejki naszych, a kiedy i tę niedogodność pokonaliśmy i weszliśmy na stadion, okazało się, że są nas tu już tysiące. Znałem z telewizji stadion Gieksy i ze wszystkich polskich stadionów ten podobał mi się najbardziej. Miał dwie zadaszone trybuny, obie dosunięte dość blisko murawy, małe boisko i potężne jupitery, acz nie jestem pewien, czy reflektory już wtedy - w sierpniu 1988 roku - stały i działały, bo mecz odbywał się w słoneczny dzień. Na obiekty tego typu mówiło się, że są w stylu angielskim. Dopchaliśmy się na Blaszok, mniejszą z trybun, który był już w całości zajęty przez chorzowskich szalikowców. Nikt nie siedział, choć piękne ławki aż zachęcały do skorzystania. Ścisk był potężny, za to widok znakomity, bo trybuna odznaczała się większą stromizną niż te na Ruchu. Niebieskie flagi prawie w całości pokryły płoty stadionu, naprzeciw na imponującej trybunie głównej zasiadło mnóstwo ludzi w biało-niebieskich szalikach, gdzieniegdzie tylko wśród nich majaczył żółto-czarny. To gdzieś tam, na droższych miejscach, musiał zasiąść tata z panem Niebieskim. Oceniłem, że skoro ja go nie widzę, to nie ma szans, by i on mnie dostrzegł. Na razie miałem dobry humor. W lewym górny rogu trybuny głównej zebrało się kilkudziesięciu szalikowców GKS-u. Siedzieli cicho i smutno, aż było mi przykro, że jest ich tak mało, bo przypominali te niewielkie grupki, które przyjeżdżały do nas w poprzednim sezonie z różnych małych miejscowości i w milczeniu obserwowały lanie, jakie dostawały ich drużyny. Wiedziałem, że w Katowicach kibicuje się Ruchowi, ale widok przygniatającej dominacji mnie zaszokował, a poczucie, że właściwie gramy u siebie wyzwoliło stres dobrze już znany z Cichej - przekonanie, że w domu przegrać nie można, bo skończy się świat."
Przeczytaliście właśnie fragment książki
"1989" autorstwa
Grzegorza Kopaczewskiego, która przeniesie was do drugiej połowy lat osiemdziesiątych. Do naprawy ówczesnej rzeczywistości przystępują dziesięciolatki z górnośląskiego blokowiska i ich idole - piłkarze Ruchu Chorzów. "1989" to ciepła i zabawna opowieść o pasji, marzeniach, ambicji i sile lokalnej wspólnoty.
Trzy egzemplarze książki będziecie mogli wygrać w naszym konkursie, który przeprowadzimy dzisiaj wieczorem. Zapraszamy do zabawy!
źródło: Niebiescy.pl