Jako nastolatek pracował na bazarze przy Barskiej, karierę piłkarską skomplikowały mu dwa urazy ręki, w celach zarobkowych latał do Stanów Zjednoczonych. Prezesura przy Cichej to dla Seweryna Siemianowskiego kolejne życiowe wyzwanie - opisuje dziennik "Sport".
- Zawsze staram się pracować na pełnych obrotach i w taki sposób, by coś po sobie zostawić. Fajnie byłoby, gdyby kiedyś ktoś powiedział, że udało nam się odbudować Ruch w historycznie najgorszym momencie - mówi Seweryn Siemianowski. Nowy prezes Ruchu Chorzów wyzwań się nie boi. Życie stawiało już przed nim wiele. Skoro stanął na czele 14-krotnego mistrza Polski, to znaczy, że wychodził z nich obronną ręką.
Od urodzenia mieszka w bliskim sąsiedztwie Cichej. Ulica Trzyniecka, Chorzów-Batory, bloki niemalże naprzeciwko stadionu, na który ma pięć minut pieszo. Gdy miał 13 lat, stracił ojca.
- Musiałem szybko pójść do pracy. Starsza siostra też robiła, co mogła, by wesprzeć mamę i podreperować domowy budżet. Chodziłem na bazar na Barską, sprzedawałem ubrania. Poza tym uczyłem się, grałem. Im było gorzej, tym większą miałem motywację do działania. Nie było alternatywy, by się wybić. Jeśli chciałem coś osiągnąć, to tylko przez sport. Z Ruchem jestem związany od piątej klasy podstawówki. Choć wielu rówieśników było lepszych ode mnie, to ja jeden zagrałem w ekstraklasie. Zadebiutowałem jako 18-latek - opowiada Siemianowski, podkreślając też z dumą największe osiągnięcia: zdobycie Pucharu Polski i dotarcie do finału Pucharu Intertoto.
Jako zawodnik nie próżnował. Ukończył 5-letnie technikum mechaniczno-elektryczne, uzyskując tytuł technika maszyn i urządzeń hutniczych. Wyrobił też uprawnienia geodety, a dopiero potem poszedł na studia na katowicką AWF. Po odwieszeniu korków na kołek zaczął pracę w dwóch szkołach. Dziś jest już dyplomowanym nauczycielem, od lat związanym z UKS-em Ruch Chorzów.
- Kiedyś UKS był bezpośrednio pod Ruchem, ale w 2004 roku powołano go do życia jako osobną jednostkę, mającą swój budżet i będącą w stanie - przy współpracy z miastem - utrzymywać się. Gdy trzy lata temu UKS miał pewne problemy finansowe, pojawiła się koncepcja stworzenia prywatnego SMS-u. Nie było jednak na to zgody rodziców. Przełom dokonał się na walnym zebraniu. Prezesem UKS-u został Krzysiu Śliwa, mnie mianowano dyrektorem. Udało się to wyprowadzić na prostą, zaczęliśmy się rozbudowywać, przy bardzo gospodarnej polityce. UKS jest fajną marką. Wspieramy Akademię Ruchu swoimi zawodnikami. Piramida szkoleniowa w Chorzowie jest wzorowa. W pierwszej drużynie nie brakuje wychowanków UKS-u. Lech, Nowak, Kulejewski, Machała, Rudek, Winciersz, Hołoś, a nawet Foszmańczyk. Jest ich ośmiu - wylicza Siemianowski.
Już mówi się, że UKS Ruch i Akademia Ruchu zostaną połączone, a nominacja "Siemiona" na prezesa Niebieskich ma być tego początkiem.
- Wielkiej rewolucji nie chcę robić. No bo gdy jest rewolucja, zawsze ponosi się wiele strat. Trzeba to usprawnić, delikatnie zrestrukturyzować. Mam pomysł, jak to zrobić. Jest wiele argumentów za tym, by to łączyć, ale i wiele przeciw. Trzeba rozważyć każdą opcję. Dziś UKS jest stabilny, a w Ruchu SA koszty akademii przewyższają przychody. Trzeba to w jakiś sposób załatwić - podkreśla Siemianowski, który będzie teraz pracował... po obu stronach ulicy. Prezesurę przy Cichej ma łączyć z obowiązkami na Kresach, czyli właśnie w UKS-ie.
- Nie będzie to łatwe, ale jak najbardziej do zrobienia. Mam wokół siebie wielu zaufanych ludzi. To też był jeden z warunków mojego zatrudnienia się w Ruchu. Nie przyszedłem dla pieniędzy, tylko by pomóc w zrobieniu porządku. Aż przykro było na to wszystko patrzeć. Robię to bardziej dla idei, a UKS daje mi stabilność pozwalającą żyć. W porównaniu do tego, co zarabiali ludzie w Chorzowie kiedyś, naprawdę mam grosze. Byłaby potrzeba zatrudnienia dyrektora sportowego, ale musimy mądrze rozporządzać środkami. Dziś Ruch ma 1-osobowy zarząd i radę nadzorczą, która nie pobiera żadnych pieniędzy. Działamy tak, jak powinniśmy, nie żyjemy ponad stan. Nie jestem oszołomem. Wiem, jakie problemy ma Ruch, który w życiu bardzo mi pomógł. Teraz ja chcę pomóc mu - mówi Siemianowski.
- Nigdy z Chorzowa się nie wyprowadzę. Zawsze będę tu mieszkał, będę musiał patrzeć ludziom w oczy. Dlatego nie zrobię klubowi niczego złego. Na hasło „Ruch” ludzie mają przestać łapać się za głowy, a zacząć uśmiechać. To duże wyzwanie, ale ja się go nie boję...
Całość przeczytacie
tutaj.