- Wszyscy, którzy oglądają nasze mecze, wypowiadają się pozytywnie; mówią, że prezentujemy dobrą piłkę, staramy się w nią grać, a nie wybijać, realizujemy założenia. Tak trenujemy i chcemy, by taki był nasz styl, ale musi za tym iść zdobycz punktowa. Trzeba pójść w górę tabeli. Myślę, że na to zasługujemy - mówi trener
Łukasz Bereta, który udzielił wywiadu katowickiemu "Sportowi". Prezentujemy wybrane fragmenty.
Jak przyjął pan nominację Seweryna Siemianowskiego na prezesa?
Łukasz Bereta: - Pozytywnie. To kolejna osoba związana z Ruchem. Jak sam mówi, od 25 lat - jako zawodnik, trener czy ostatnimi czasy dyrektor sportowy UKS-u. Ma wiele kontaktów, jest dobrze postrzegany w środowisku sportowym i nie tylko. Sądzę, że wniesie tu wiele dobrego. Znamy się jeszcze z relacji na linii trener-zawodnik. Grając w UKS-ie, miałem kilkukrotnie przyjemność trenować z zespołem prowadzonym właśnie przez Seweryna Siemianowskiego.
Jak zapamięta pan współpracę z wiceprezesem Marcinem Waszczukiem?
- W piątek zaprosiliśmy go do szatni, dostał od drużyny klubową koszulkę ze swoim nazwiskiem i numerem 12. Podziękowaliśmy mu za trudne chwile, w których z nami był. Bez wiceprezesa różnie mogło się to wszystko potoczyć, również dzięki niemu Ruch przetrwał. Sporo mu zawdzięczamy. Był w sobotę na meczu, dopingował nas, pożegnaliśmy się w dobrej atmosferze. Choć tak naprawdę to nie pożegnanie, bo przecież z pewnością będziemy się dalej widywać.
(...)
Klub jest wobec was na czysto z wypłatami. "Wyczyszczenie" tych zobowiązań dało pozytywnego kopa?
- W klubie bardzo poprawiło się pod względem organizacyjnym. Wszyscy mamy nadzieję, że nie na chwilę, a na dłużej, dzięki czemu wizerunek Ruchu będzie się poprawiać. Każdy z nas musi zacząć odbudowywać tę markę, by szła w górę. Tematu pieniędzy w szatni raczej unikaliśmy, ale w głowach to siedziało. Naszym celem jest, by drużyna składała się z takich zawodników, którzy wiążą z Ruchem dłuższą przyszłość. Jeśli w klubie będzie dobrze, to i oni będą się tu dobrze czuli. Cieszy też zawieszenie bojkotu. Gdy w meczu z Ruchem Zdzieszowice graliśmy przez pół godziny o jednego zawodnika mniej, to doping kibiców te siły wyrównywał i na boisku nie było widać różnicy. Szliśmy za ciosem, odrobiliśmy dwubramkową stratę, po czerwonej kartce prezentowaliśmy się bardzo dobrze. Każdy inny wynik niż zwycięstwo traktujemy przy Cichej jako rozczarowanie, dlatego szkoda, że nie strzeliliśmy trzeciego gola.
(...)
Tej jesieni zmierzycie się jeszcze z m.in. z ROW-em, Polonią, rezerwami Śląska, Lechią, Pniówkiem. Są obawy, że zimę możecie spędzić w bliskim sąsiedztwie strefy spadkowej?
- Patrzymy do przodu. Był już moment, gdy graliśmy z wymagającymi rywalami - wspomnę pierwszy tydzień września i wyjazdy do Bielska-Białej czy Zabrza - a wychodziliśmy z tego obronną ręką. Nie zawsze z teoretycznie słabszymi gra się lepiej, a teoretycznie mocniejszymi - trudniej. Każdy mecz jest inny. ROW czy Polonia to drużyny oparte na bardzo dobrych zawodnikach, dlatego jestem przekonany, że postawią na otwarty futbol, a wtedy i nam może być łatwiej atakować.
źródło: Sport