Porażka ze Śląskiem Świętochłowice oznacza, że w przyszłym sezonie drużyny Ruchu zabraknie w Pucharze Polski. To pierwsza taka sytuacja w historii czternasrokrotnego mistrza Polski... - pisze dziennik "Sport".
Prawo startu w tegorocznej edycji PP (odpadli po heroicznym boju ze Stomilem) przysługiwało Niebieskim jako drużynie występującej w poprzednim sezonie na szczeblu centralnym. Droga do edycji przyszłorocznej - jak w przypadku każdego klubu z (makro)regionalnego poziomu - wiodła przez eliminacje. Najpierw w podokręgu, a następnie okręgu. Chorzowianie nie przebrnęli tej pierwszej fazy. Pokonali UKS Ruch i Podlesiankę, zatrzymali się na półfinale. Tak naprawdę, porażki ze Śląskiem Świętochłowice nie można określać mianem dużej niespodzianki. No bo jak tu o niej mówić, skoro III-ligowiec w rezerwowym składzie ulega na wyjeździe solidnemu IV-ligowcowi...
Niebiescy prowadzili ze Śląskiem już 2:0 i mieli grę pod kontrolą do momentu… poczwórnej zmiany, jakiej przed II połową dokonali świętochłowiczanie. Asystę za asystą notował Kamil Ściętek, a decydującego gola strzelił Marcin Jaskiernia, który pierwotnie miał wystąpić w wyjściowym składzie, ale ostatecznie wszedł na murawę z ławki.
- Nie dałem rady wyrobić się na 15:30, bo przedłużyły mi się dwa służbowe spotkania - opowiadał Jaskiernia. - Pracuję w firmie farmaceutycznej jako przedstawiciel medyczny, mam pod sobą zespół ludzi. Niedawno też urodził mi się syn i dlatego piłka poszła na nieco dalszy tor, są inne priorytety. Nieraz wskutek delegacji omijają mnie mecze. We wtorek wjechałem na stadion, gdy akurat rozbrzmiewał gwizdek kończący pierwszą połowę. Pobiegłem do szatni się przebrać, rozgrzałem się i wszedłem na boisko, żeby pomóc chłopakom. Nim trafiłem do siatki, miałem w głowie myśl, by szukać podania, ale ostatecznie zdecydowałem się na uderzenie. Cieszymy się, bo motywacja na mecz z taką firmą jak Ruch była podwójna - dodawał 30-latek.
źródło: Sport