Sędzia Sebastian Grzebski był najsłabszym aktorem spotkania pomiędzy Ruchem Chorzów a Miedzią II Legnica. Arbiter z Nysy popełnił mnóstwo błędów, które wyprowadzały z równowagi kibiców, piłkarzy oraz trenerów Niebieskich.
Grzebski nie panował nad tym, co działo się na boisku. Ewidentne faule interpretował zupełnie odwrotnie niż wszyscy dookoła, a w niektórych sytuacjach krzyk zawodnika okazywał się wystarczający do odgwizdania przewinienia, którego nie było. Z kolei w sytuacji gdy Marcin Garucha bez piłki zaatakował Michała Mokrzyckiego, kartką upomniany został także... niewinny gracz Ruchu.
Bardzo słaba postawa sędziego doprowadziła do tego, że praktycznie zepsuł on mecz. Nerwowo nie wytrzymywali nie tylko kibice i zawodnicy, ale też trenerzy Ruchu oraz inni członkowie sztabu szkoleniowego. W 80. minucie na trybuny wyrzucony został asystent Berety, Łukasz Molek, który w drugiej połowie za protesty otrzymał dwie żółte kartki i w konsekwencji czerwoną. Później "żółtkiem" ukarany został również pierwszy szkoleniowiec Niebieskich i można się zastanawiać, czy dotrwałby na ławce do końca, gdyby mecz miał trwać jeszcze kwadrans...
- Czasami oczywiście zdarza się, że trenerzy również otrzymują kartki. W tym meczu było jednak bardzo dużo takich kontrowersyjnych sytuacji, dlatego nasze zachowanie było takie, a nie inne. To wprowadzało nerwowość w całą naszą grę, bo zamiast skupić się na konstruowaniu kolejnych akcji, dyskutowaliśmy z sędzią, a można było tego na pewno uniknąć - stwierdził trener Łukasz Bereta.
- Kilka sytuacji było kontrowersyjnych i na pewno będziemy je analizować. W końcówce były na przykład dwa faule z udziałem Bartolewskiego oraz Kowalskiego. Wszyscy na stadionie byli pewni, że zostaną odgwizdane w naszą stronę, a były w przeciwną. Ciężko było wytrzymać na ławce rezerwowych. Chcieliśmy ten mecz wygrać za wszelką cenę, dlatego te emocje były bardzo wysokie - dodał.
źródło: Niebiescy.pl