Czy Ruchowi Chorzów uda się wystartować w trzeciej lidze? - Jeszcze za wcześnie, żeby odpowiedzieć na to pytanie wprost, ale nie wyobrażam sobie innej drogi. Nie jestem wróżką ani Copperfieldem, lecz do końca będę walczył o to, by zagrał. Ruch musi grać, a my musimy i walczymy o Ruch! - powiedział wiceprezes Marcin Waszczuk, który udzielił wywiadu dziennikowi "Sport". Prezentujemy wybrane fragmenty.
Poniedziałek miał być ważnym dniem.
Marcin Waszczuk: - I był. Czekamy na wpływy. Jesteśmy gotowi, by po ich otrzymaniu wykonać przelewy dla zawodników, pracowników. Te środki to nie będzie pożyczka.
Mówiło się, że potrzeba kwoty rzędu 600-700 tys. zł.
- O całości będę mówił, dopiero gdy wpłyną na nasze konto.
(...)
Jaka jest rola miasta?
- Próbowałem się porozumieć z prezydentem Kotalą. Wiem, że jest w szpitalu, dlatego życzyłem mu szybkiego powrotu do zdrowia, a swoje ścieżki skierowałem do wiceprezydenta. W trakcie urlopu działania podjął właśnie wiceprezydent Marcin Michalik. Na efekty musimy poczekać. W poniedziałek aktywność podjęli akcjonariusze. Tu na efekty też trzeba poczekać.
Kiedy pracownicy wrócą do pracy?
- Zgodnie z umową - gdy dostaną na konta swoje pieniądze. Czekam na nich niecierpliwie.
Jaka jest pewność, że środki spłyną do nich, a nie rozejdą się na inne cele?
- Ja jestem ich gwarancją. Definitywnie zostało ustalone, że tylko zarząd może podejmować decyzje o kierunku przepływu środków. Jako że jako wiceprezes tworzę zarząd 1-osobowy, daję tę pewność. W momencie, w którym pieniądze trafią na nasze konto, zostaną przelane pracownikom, zawodnikom, sztabowi. Zabezpieczymy działalność pierwszej drużyny i obóz szkoleniowy dla młodzieży. Podobnie jak środki zorganizowane tydzień temu, które poszły na pensje dla pracowników.
Czy środki, jakich się spodziewacie, pozwolą w pełni spłacić zaległości względem zawodników, trenerów, pracowników, przedstawicieli akademii?
- Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Pracownicy wyliczają swoje potrzeby niezbędne do wykonania zadań, musimy z nimi tak to poukładać, by nie stracić żadnej ze współpracujących z nami firm. Pracownicy wiedzą, jak to poskładać, czekamy tylko na środki. Jakąś część tych zaległości - oby jak najmniejszą - będziemy pewnie spłacać systematycznie, ale ciut później. Do Ruchu trafiłem trzy tygodnie temu, nie jestem w stanie natychmiast zbudować tu Krakowa. Mając do dyspozycji takich pracowników, sztab trenerski - są podstawy, by wierzyć, że wszystko poukładamy. Nie poddaliśmy się i nie zamierzamy poddać. Brakuje mi tylko współpracy z kibicami. O to wciąż apeluję, by przyszli porozmawiać. Nie wymagam od razu zawieszenia bojkotu, a rozmowy.
O tym, że przepadły wpłacone wcześniej przez rodziców pieniądze na obozy dla młodych graczy akademii, było bardzo głośno. To bulwersująca sprawa.
- Te środki nie przepadły i młodzież pojedzie na obozy. Takie przesunięcia pieniędzy z akademii nie powinny jednak mieć miejsca. To było zupełnie niepotrzebne. Przepraszam rodziców i chcę, żeby wiedzieli, że akademia to nasz skarb, bo największą siłą Ruchu zawsze byli wychowankowie. Daję gwarancję, że gdy tylko ustabilizujemy naszą sytuację, stanie się tak, jak zapowiadał prezes Bik - konto akademii będzie służyło tylko i wyłącznie temu, by mogła rozwijać się akademia. Będę kładł ogromny nacisk na rozwój akademii, bo nasza młodzież jest przyszłością Ruchu!
(...)
Czy Ruch da radę zorganizować sobotni mecz z Zagłębiem II Lubin?
- Odpowiem inaczej: zrobimy wszystko, by tego meczu nie stracić. I proszę nie ciągnąć mnie za język... Myślę, że za dwa dni będę mógł powiedzieć więcej.
(...)
Nie zadrżała panu ręka, gdy w poniedziałek 1000 złotych wręczyli panu dwaj starsi kibice?
- Nie zadrżała. Trzeba było widzieć ich oczy pełne wiary, że uratujemy ich miłość życia! To jest prawdziwa walka - do końca! Widziałem, że robią to ze łzami w oczach. Ci dwaj panowie powiedzieli wprost, że staną twarzą w twarz z tymi, którzy chcą upadłości klubu. Że spojrzą im w oczy. Sami chcieli, by upublicznić ich z imienia i nazwiska, co niniejszym czynię. To panowie Henryk Szroborz i Andrzej Kuczera. Zadeklarowali nawet, że wpłacą więcej, jeśli tylko zobaczą, że rzeczywiście dzieje się to, co do nich dociera - czyli że w klubie dochodzi do pozytywnych zmian. Zapewnili, że przyprowadzą więcej osób, bo są tacy, którzy chcą ratować klub. Chcieli przedstawić się z imienia i nazwiska i sprawić, by inni poszli za nimi. Pozdrawiam ich bardzo gorąco! Oni bardzo wzmocnili moją wiarę w uratowanie Ruchu!
źródło: Sport