Ruch Chorzów znajduje się na skraju upadku. Klub jest zadłużony, piłkarze mogą lada chwila rozwiązać umowy z winy pracodawcy, a pozostali pracownicy kilkanaście dni temu ogłosili strajk. - Nie widzimy ze strony właścicieli chęci ratowania klubu, to tylko przedłużanie agonii. Nie będziemy umierać w ciszy. Niech ludzie się dowiedzą, co się działo i dzieje przy Cichej. Oszukiwano nas i wykorzystywano emocjonalne związanie z klubem - powiedział rzecznik prasowy Ruchu Tomasz Ferens, który udzielił wywiadu portalowi Onet.pl. Poniżej prezentujemy wybrane fragmenty.
Od jak dawna nie otrzymujecie wypłat?
Tomasz Ferens: - Pracownicy na umowy o pracę - kilkanaście osób - ostatnią pensję dostali za marzec. Jeśli chodzi o ludzi współpracujących z Ruchem na umowach-zleceniach, trenerów akademii piłkarskiej i różne firmy zewnętrzne, w niektórych przypadkach zaległości sięgają sześciu miesięcy. Nie mamy za co żyć. Każdy ma przecież rodzinę, rachunki do spłacenia... Jakoś sobie radzimy. Mnie utrzymuje teraz żona, ale jest też np. małżeństwo państwa Kubiaków, pracujące w klubowym magazynie. Nie wiem, co robią, skoro oboje nie dostają wynagrodzenia. Niektórym pomaga rodzina, są też tacy, którzy dorabiają gdzieś indziej.
Zapowiedzieliście, że jeśli w poniedziałek akcjonariusze Ruchu nie uregulują najpilniejszych długów w wysokości miliona złotych, klub nie przystąpi do rozgrywek, a wy odejdziecie.
- Nie czekamy na deszcz gotówki, tylko na gest dobrej woli ze strony właścicieli. By ktoś nam pokazał, że razem z nami chce ratować klub. Postawiliśmy warunki, żeby zapłacono najpilniejsze rachunki związane ze startem w rozgrywkach oraz uregulowano nasze wypłaty do maja, w moim przypadku są to dwie pensje. Podkreślam, ma to być sygnał, że komuś na nas zależy. A jeśli nikomu nie zależy, po co mamy dalej wypruwać sobie żyły? Na dodatek próbuje się już na nas zrzucać odpowiedzialność, mówiąc, że jeśli nie wrócimy do pracy, doprowadzimy do upadku klubu. Oczekuje się od nas kolejnych wyrzeczeń i dalszego kredytowania działań. A gwarancji, że otrzymamy jakieś zaległości, nie ma, bo w kolejne zapewnienia już po prostu nie wierzymy. Mówiąc inaczej, ze strony właścicieli poszedł komunikat: "chcecie odzyskać swoje pieniądze, to je sobie zaróbcie". Takie stawianie sprawy to po prostu świństwo.
(...)
Władze klubu cały czas milczą?
- Na placu boju pozostał tylko wiceprezes Marcin Waszczuk, który pełni swoją funkcję od trzech tygodni. Trzeba mu oddać, że walczy do końca. Prowadzi rozmowy z kilkoma podmiotami, które być może byłyby skłonne przekazać jakieś fundusze. Jeśli to mu się uda, pojawi się światełko w tunelu. Takich rzeczy nie załatwia się jednak z dnia na dzień, miliona nikt nie wyciągnie przecież z kieszeni.
(...)
Dlaczego obecni akcjonariusze nie spłacą, przynajmniej w części, zadłużenia Ruchu?
- To wynika z nieporozumień między nimi. W tle są polityka i biznes. Pan Bik w pewnym momencie powiedział dość i uznał, że nie będzie sam finansował klubu. Stwierdził, że skoro miasto ma podobny procent udziałów, to musi utrzymywać Ruch do spółki z nim. W styczniu doszło do zawarcia porozumienia dotyczącego wspólnego finansowania Ruchu. Miasto obiecywało, że wesprze Niebieskich. Rozpisano konkurs na promocję Chorzowa, ale wszystko się ślimaczyło. Konkurs miał wystartować w lutym, jednak koniec końców ruszył dopiero w kwietniu i rozstrzygnięto go już po sezonie, więc przez całą rundę nie mieliśmy środków i pożyczaliśmy pieniądze.
Kiedy macie otrzymać miejskie środki z tytułu tego konkursu?
- W sierpniu, tyle że warunkiem jest podjęcie pewnych działań promocyjnych, które w harmonogramie rzeczowo-finansowym zostały rozpisane na miesiąc lipiec. Miasto mówi: podejmijcie je, to dostaniecie pieniądze. Drugi akcjonariusz odpowiada: dopóki miasto nie da pieniędzy, ja też nie dam. I tak obie strony przerzucają na siebie odpowiedzialność jak dzieci w piaskownicy. Zaparli się i wzajemnie robią sobie na złość. A najbardziej cierpi na tym Ruch. Pieniądze z promocji miasta moglibyśmy zdobywać w kolejnych miesiącach i może dzięki temu byłaby wreszcie jakaś płynność, ale najpierw trzeba uratować klub. Środki są potrzebne tu i teraz, nie można dłużej czekać.
(...)
Jest jakaś szansa na uratowanie klubu?
- Te szanse ciągle są. Wystarczy tylko i aż wyłożyć określone pieniądze. Jestem pracownikiem, ale też kibicem Ruchu. Choć nie brakowało trudnych chwil, sytuacja nigdy nie była bardziej dramatyczna. Rozum podpowiada, że Ruch się nie uratuje, ale serce wciąż wierzy. Liczę, że wydarzy się cud. Nic innego nie pozostało…
źródło:
Onet.pl