- Do stu występów w Ruchu zabrakło mi pięciu. Szkoda mi tego, bo byłoby to dla mnie dużym przeżyciem. Myślę, że mało jest teraz takich osób z taką ilością meczów. Cały czas odczuwam emocje, bo Ruch nie jest mi obojętnym klubem. Nie był i nigdy nie będzie - mówi
Jakub Kowalski, który opowiedział nam o kulisach swojego rozstania z Niebieskimi. Zapraszamy do przeczytania wywiadu.
Gdy wróciłeś z urlopu, nie wiedziałeś, czy nadal będziesz piłkarzem Ruchu. We wtorek wątpliwości zostały rozwiane - klub postanowił, że nie przedłuży z tobą kontraktu.
Jakub Kowalski: - Przyjechałem w poniedziałek do klubu, bo dostałem SMS od kierownika drużyny, że mam się stawić na treningu. Pojawiłem się na Cichej i myślałem, że zaczną się jakieś rozmowy. Nie miałem ważnego kontraktu, więc nie wyszedłem na trening ze względu na sprawy zdrowotne, jakie mogłyby się wydarzyć. Liczyłem, że odbędą się jakieś rozmowy w związku ze mną, ale nie doszło do tego. We wtorek wieczorem dostałem natomiast komunikat z klubu, że nie dostanę żadnej propozycji nowego kontraktu.
Nigdy nie czytałem komentarzy w internecie, ale zacząłem. Muszę powiedzieć kibicom, że moje niepozostanie w klubie nie było spowodowane warunkami finansowymi. Chciałbym również zdementować to, że tutaj niektórzy zarabiają 10 czy 20 tysięcy złotych. Nie ma nawet połowy tych sum. Takich pieniędzy po prostu w Ruchu nie ma. Zapewniam, że nie poszło o finanse. Ja nie dostałem żadnej propozycji kontraktu.
Dyrektor Ziętek powiedział na naszych łamach, że był umówiony z twoim menadżerem na 7 stycznia. Czy doszło do rozmów?
- Dyrektor Ziętek dużo rzeczy mówił. Osobiście uważam, że takich kwestii nie powinno się załatwiać 7 stycznia, gdzie kontrakt zawodnika wygasł 31 grudnia. Jeżeli klub jest zainteresowany, to takie rzeczy powinno się uzgadniać parę miesięcy przed wygaśnięciem umowy, a w najgorszym wypadku do momentu jej zakończenia. Spodziewałem się zatem, że są jakieś opory.
Mieliśmy tę sprawę załatwić wcześniej, bo w grudniu usłyszałem, że klub będzie chciał ze mną współpracować. Rozmowy były jednak bardzo długo przeciągane i finalnie nie otrzymałem żadnych warunków umowy. Dopiero 8 stycznia dowiedziałem się, że mój rozdział w Ruchu został zamknięty. Mam bardzo duży żal, że tak ze mną postąpiono i nie powiedziano mi tego troszeczkę wcześniej. Zasługiwałem na jakąś prawdę i szybszą reakcję klubu. Można było mi to powiedzieć po ostatnim meczu albo przed świętami. Mogliśmy się spotkać i podziękować sobie za współpracę. Mogliśmy to po prostu załatwić jak dorośli ludzie.
Jakie kwestie twoim zdaniem zadecydowały o tym, że Ruch nie przedłużył z tobą kontraktu?
- Nie mam pojęcia. Cały czas odczuwam emocje, bo Ruch nie jest mi obojętnym klubem. Nie był i nigdy nie będzie. Jakie sprawy okazały się decydujące? Nie wiem. Trener Wleciałowski powiedział mi po ostatnim meczu, że jestem jego trzecim wyborem po Pawle Mandryszu i Tomku Podgórskim. Nie powiedział jednak, że mnie nie chce. Zaznaczył, że jeśli się dogadam z klubem, to nie ma problemu. Ja podszedłem do tego spokojnie, bo gdy Marek Wleciałowski został naszym trenerem, to usiadłem na ławce, ale później wywalczyłem sobie miejsce w składzie i ostatnie trzy mecze zacząłem w wyjściowej jedenastce. Po to jest okres przygotowawczy, by wybrać następnie zawodnika, który prezentuje najlepszą formę.
Jakie jeszcze aspekty mogły zaważyć? Na pewno nie finanse. Chyba, że sytuacja w klubie jest jeszcze gorsza niż myślę... Tak naprawdę nie dowiedziałem się, co konkretnie okazało się decydujące. Chciałbym dostać taką informację. Do stu występów w Ruchu zabrakło mi pięciu. Szkoda mi tego, bo to byłoby dla mnie dużym przeżyciem. Myślę, że mało jest teraz takich osób z taką ilością meczów.
Jak zareagowała drużyna? Byłeś ważną częścią tego zespołu.
- Gdy przyszedłem do Ruchu, to ludzie zarządzający klubem poprosili mnie, abym się postarał odbudować szatnię. Słyszeli, że nie jest w niej za ciekawie, a wiedzieli, że byłem kiedyś w szatni, która atmosferą zdobyła brązowy medal mistrzostw Polski. Nie ma co oszukiwać, że to było wtedy decydujące. Klimat tamtej szatni był wspaniały. Poproszono mnie o odbudowę atmosfery i myślę, że nam się udało. Mówię nam, bo zrobili to doświadczeni piłkarze. W szatni stworzyła się fajna atmosfera i nie ma już tego, co ja zastałem tutaj w pierwszej lidze.
A jak zareagował zespół? Bardzo dobrze i bardzo mu za to dziękuję. Cała rada drużyny poszła najpierw do trenera i przekazała, że jestem ważną częścią zespołu i szatni. Uważali, że mogę im jeszcze pomóc. Następnie koledzy porozmawiali z dyrektorem Ziętkiem i poprosili, by się mnie nie pozbywano. Widocznie jednak szatnia nie ma tutaj wielkiego znaczenia, a uważam, że na tym powinno się budować drużynę. Mogę bardzo podziękować chłopakom za to, że próbowali się za mną wstawić.
Wnioskuję, że słowa trenera Wleciałowskiego, iż jesteś dla niego trzecim wyborem, nie były dla ciebie problemem. Byłeś gotów na walkę o przesunięcie się w tej hierarchii?
- Wiadomo, że to jest ciężkie, gdy trener ci mówi, że jesteś jego trzecim wyborem i możesz nie mieć miejsca w osiemnastce meczowej. Jestem jednak ambitny i tak samo podchodziłem do tego, gdy trener Wleciałowski przyszedł do klubu i posadził mnie na ławce. Wcześniej grałem przecież większość meczów w pierwszym składzie i w pełnym wymiarze. Nie załamałem się jednak tą decyzją, tylko pokazałem się na treningach i później w końcówkach spotkań. Oczywiście nie odpowiadało mi wchodzenie na ostatnie dwie minuty, bo przecież wcześniej grałem prawie wszystko. Czułem sportową złość i swoją wartość udowadniałem na boisku.
Moim zdaniem w grudniu nie można powiedzieć, kto w marcu będzie grał w pierwszym składzie. Od tego jest okres przygotowawczy. Nie wiadomo, czy będą jakieś kontuzje czy inne kwestie. To jest sportowa rywalizacja i ja byłem na nią przygotowany.
Dzisiaj odczuwasz żal i złość, natomiast za chwilę możesz się znaleźć w wyższej lidze. Interesują się tobą kluby z zaplecza Ekstraklasy.
- Myślę, że znajdę sobie klub, bo uważam, że mogę jeszcze pomóc jakiejś drużynie. Chciałem też pomóc Ruchowi. Przychodząc tutaj, znałem sytuację i byłem świadomy, że drużyna może za chwilę spaść do drugiej ligi. Chciałem pomóc w odbudowie tego zespołu, by wrócił do minimum pierwszej ligi. Nadal uważam, że wiosną i w kolejnym sezonie byłbym w stanie pomóc Niebieskim. Widocznie nie wszyscy widzieli we mnie dobre aspekty sportowe i mi podziękowano.
Jaki będzie kolejny krok w twojej karierze? Od momentu wygaśnięcia kontraktu z Ruchem zrobiło się wokół ciebie bardzo głośno.
- Jestem trochę zszokowany, że aż tak głośno. Nie sądziłem, że aż tylu kibiców będzie za mną. Są oczywiście ludzie, którzy są przeciwko, ale mają do tego prawo. Co będzie dalej? Nie chciałbym się na razie wypowiadać. Mówiłem mojemu menadżerowi, że dla mnie priorytetem jest pozostanie w Ruchu i żeby nie podejmował jeszcze żadnych rozmów. Drużyny dopiero rozpoczynają przygotowania, a zaledwie od wczoraj wiadomo, że jestem wolnym zawodnikiem. Być może ktoś się jeszcze zdecyduje na moją osobę.
Twój menadżer napisał wczoraj na Twitterze "poradzimy sobie". Dał tym do zrozumienia, że nie będziesz miał problemu ze znalezieniem nowego klubu.
- Zapytania się pojawiają. Szkoda, że inne kluby widzą we mnie potencjał, a Ruch nie. W Chorzowie jest bardzo młody zespół i moim zdaniem potrzeba doświadczonych ludzi, od których oni się będą uczyć. Doświadczenie, cwaniactwo zdobywa się z wiekiem, z ilością rozegranych meczów i podpatrując starszych zawodników. Uważam, że doświadczonych graczy i tak jest przy Cichej za mało, a pozbywając się następnych - nie idzie to ku dobremu. Mam nadzieję, że nie skończę grać w piłkę. Mam 31 lat, ale w żadnym wypadku nie czuję się wypalony.
Wśród komentarzy kibiców pojawiają się wpisy w stylu "Kowal, przy Cichej zawsze będziesz mógł czuć się jak w domu". Zobaczymy cię jeszcze w Chorzowie?
- Jasne, że tak. Choć trudno na razie powiedzieć, gdzie będę grał wiosną. Mamy tutaj dom i chcieliśmy zostać na Śląsku. Nie pójdę jednak do żadnego ze śląskich klubów, bo... nie wypada. Śląsk odpada, więc na pewno wyjadę troszeczkę dalej. Gdy tylko będę miał możliwość, to na pewno przyjadę na mecz Ruchu. Cały czas będę kibicował chłopakom z drużyny. Jutro przyjadę się z nimi pożegnać i nie tylko z nimi. Nie można zapomnieć o pani Reni, czy pracownikach marketingu. Zżyłem się z tymi ludźmi, w końcu z niektórymi spędziłem trzy lata. Chcę podziękować kolegom z drużyny, z którymi się bardzo polubiłem i pojawiły się nawet nowe przyjaźnie. Jak tylko będę mógł, to przyjadę na Cichą. Natomiast takie komentarze kibiców budują. Większość fanów pisze, że nie rozumie takiej decyzji. Ja też nie rozumiem. Może kiedyś dowiem się prawdy, jak to tak rzeczywiście wyglądało.
Rozmawiał: Neo (Niebiescy.pl)