To jest udany maj dla Dominika Małkowskiego. 19-letni stoper notuje dobre wejście do podstawowego składu Niebieskich, za nim matura, a w tym sezonie czeka go jeszcze walka o utrzymanie i… awans.
O takim przywitaniu z zapleczem ekstraklasy może marzyć każdy młody środkowy obrońca. Odkąd Dominik Małkowski wskoczył do wyjściowego składu Ruchu, drużyna wygrała dwa mecze i nie straciła gola, a on sam w miniony piątek w Opolu wpisał się na listę strzelców. - Gratulacji było sporo, ale najbliżsi - rodzina, trenerzy - starali się mnie od razu tonować, bym nie odfrunął. Sam dobrze wiem, że to tylko dwa występy i jedna bramka. To cieszy, ale w kolejnych meczach muszę udowodnić, że jestem przydatny drużynie - mówi 19-latek w rozmowie ze "Sportem".
Trafienia w spotkaniu z Odrą (3:0) Dominikowi pogratulował Kamil Grabara, bramkarz Liverpoolu. - Wyobraźcie sobie, że przed meczem mój najlepszy przyjaciel dostał instrukcje, jak wbiec w pole karne i strzelił debiutanckiego gola dla Ruchu - napisał z typowym dla siebie przekąsem Grabara, który przez wiele sezonów dzielił z Małkowskim szatnię.
- Od zawsze trzymaliśmy się razem, wyjeżdżaliśmy na zgrupowania kadry Śląska czy Polski, w której grałem w rocznikach U-16, U-17 i U-18. Do dziś utrzymujemy kontakt, mimo że Kamil jest teraz w Anglii, a ja w Chorzowie. W piątek rzeczywiście rozmawialiśmy. Powtarzał mi, że muszę wchodzić na stałe fragmenty mocniej, bardziej zdecydowanie, czego w derbach z "Gieksą" mi trochę brakło. Mateusz Bogusz dał z rzutu rożnego dobre dośrodkowanie i cieszę się, że z tego skorzystałem - mówi młody obrońca Niebieskich.
Fakt, że swój debiut w podstawowym składzie zanotował w tak szczególnym meczu jak z GKS-em Katowice, miał dla niego duże znaczenie. - To było mega uczucie. Wiadomo, czym dla kibiców są derby. Jako wychowanek przeżywałem to mocno. Ta wygrana z "Gieksą" było jak spełnienie jednego z marzeń z dzieciństwa. Na rozgrzewce czułem trochę stresu, ale nieźle wszedłem w mecz i potem było już OK, O tym, że zagram, dowiedziałem się dopiero na przedmeczowej odprawie, gdy trenerzy podawali skład. Mogłem się jednak tego spodziewać, skoro kilka dni wcześniej w Częstochowie pojawiłem się na boisku w 70 minucie. Było wtedy 2:0 dla Rakowa, a skończyło się 2:1 i wydaje mi się, że nie zawiodłem, mimo wszystko mogłem pozytywnie ocenić swój występ - przyznaje.
Choć urodził się w Katowicach, Ruch był obecny w jego życiu od początku. - Tata od zawsze kibicował Ruchowi. Gdy byłem mały, zabrał mnie na mecz z ŁKS-em, który w przerwie… został przerwany. Nie powiem teraz, że mi się to spodobało, ale od tamtego czasu już chodziłem na Cichą. Nieraz - na sektor nr 8, czyli do "młyna". Mieszkałem na osiedlu Witosa, gdzie wszyscy wiedzieli, że jestem za Ruchem, dlatego lekko nie było… Potem przeprowadziliśmy się do Chorzowa-Batorego - opowiada "Mały”.
źródło:
Sport