- Zrobię wszystko, żeby osiągnąć cel, bo ciągle jesteśmy w grze, a do końca pozostało jeszcze siedem kolejek - mówi trener Dariusz Fornalak, który udzielił wywiadu "Dziennikowi Zachodniemu".
Co może zrobić trener po tym, jak jego zespół traci u siebie pół tuzina goli? Jak stara się podnieść morale zespołu: dokładnie analizując popełnione błędy, czy też starając się jak najszybciej o tym zapomnieć?
Dariusz Fornalak: - Zdecydowanie lepszy jest ten drugi wariant, ale aby wcielić go w życie konieczne było spełnienie trzech warunków. Pierwszym był jak najszybszy kolejny mecz i on został spełniony, bo we wtorek graliśmy ze Stomilem.
Drugim było jak najszybsze wyparcie tego spotkania z pamięci. Pomogliśmy w tym zawodnikom nie robiąc żadnej analizy tego pojedynku i traktując go jako coś, co się nigdy nie wydarzyło. W zamian przypomnieliśmy im pozytywy z wcześniejszych spotkań. Trzecim warunkiem było zwycięstwo w kolejnym meczu i tego niestety nie udało nam się spełnić, aczkolwiek doprowadzenie w Olsztynie do remisu ze stanu 0:2 też było wielką sztuką, bo jak ktoś policzył w klubie, ostatnio Ruchowi udało się odrobić dwubramkową stratę i zdobyć w takim meczu punkt pięć lat temu.
(...)
Uratowanie Niebieskich przed pierwszym w historii spadkiem na trzeci poziom rozgrywkowy jest największym wyzwaniem w pana trenerskiej karierze?
- Na pewno jest to mój podstawowy cel w Chorzowie, natomiast nie porównuję tego z tym, co robiłem wcześniej i nie wartościuję. Zrobię wszystko, żeby go osiągnąć, bo ciągle jesteśmy w grze, a do końca pozostało jeszcze siedem kolejek.
Czego panu najbardziej brakuje w Chorzowie, poza czasem, na brak którego narzeka każdy trener przejmujący zespół w trakcie sezonu?
- Czasu faktycznie brakuje, zwłaszcza, że gramy teraz bardzo często, ale bardzo brakuje nam też sześciu punktów zabranych nam przez PZPN. Efekt jest taki, że wciąż zajmujemy ostatnie miejsce, choć na boisku nie wywalczyliśmy wcale najmniej punktów.
Wciąż nie ma w klubie planu B na wypadek, gdyby jednak Ruch został zdegradowany?
- Nie rozmawiamy o tym na tę chwilę. Walczymy o utrzymanie i na tym się skupiamy. Gramy co trzy dni mecze. Nie mamy czasu na normalne treningi, bo między spotkaniami jest miejsce tylko na regenerację i mobilizację drużyny. Robimy wszystko, żeby efekt naszej pracy był jak najlepszy. Strata do miejsca barażowego jest cały czas niewielka. W sobotę czeka nas mecz z liderem Miedzią i na pewno nie jesteśmy faworytem spotkania w Legnicy, ale futbol zna nie takie przypadki, dlatego nie skreślałbym jeszcze Ruchu.
Zespół opuścił Santiago Villafane, którego jeden z synów wcześniaków umarł, a drugi walczy o życie. Kiedy Argentyńczyk wróci do Ruchu?
- Jego brak komplikuje nam trochę sytuację, ale przy tym ogromie nieszczęścia, które spotkało tego chłopaka, to nieistotny szczegół. Santiago był w takim stanie psychicznym, że absolutnie nie nadawał się do gry. Poleciał do Argentyny i czekamy na wieści od niego, a z tego co mówiła jego żona wszystko jest teraz w rękach Boga.
źródło:
Dziennik Zachodni