- Jestem optymistą, bo widzę, jak to wygląda na treningach. Nie chcę porównywać drużyn, klubów, bo nie o to chodzi, ale widzę, że w Ruchu jest teraz naprawdę fajna ekipa. Młoda, ale dobra piłkarsko. Walka czeka nas w każdym meczu, presja będzie coraz większa i mam nadzieję, że sobie z tym poradzimy. O umiejętności piłkarskie jestem spokojny - mówi
Jakub Kowalski, który udzielił wywiadu "Katowickiemu Sportowi". Oto fragmenty.
W sezonie 2010/11 występował pan w Olsztynie, gdzie w sobotę zagra Ruch. Jakie wspomnienia?
Jakub Kowalski: - Bardzo dobre! Rozegrałem tam jeden z lepszych sezonów. To był taki przełomowy czas, bo trafiłem stamtąd do Arki Gdynia, a później potoczyło się to tak, że moja przygoda z piłką wskoczyła na jeszcze wyższy poziom i znalazłem się w ekstraklasie. Przez ten rok w Olsztynie zanotowałem bardzo dużo asyst, chyba ponad 20, ale teraz już dokładnej liczby sobie nie przypomnę. Jako drugoligowiec graliśmy w Pucharze Polski z... Ruchem i przegraliśmy dopiero po karnych. Ciśnienia na awans wtedy dużego nie było. Nie brakło nam wiele, ale to nie był główny cel. Nie ma co ukrywać, że perspektywy w Olsztynie są takie, że mogłoby tam być nawet coś więcej niż pierwsza liga. Brakuje tego, czego i w Chorzowie - stadionu. Kibice dopisują i z tego trzeba się cieszyć, ale podejrzewam, że gdyby wybudowano dla Stomilu nowy obiekt, to poszedłby za tym jakiś wyższy cel. To dobre miejsce, bo atmosfera w tej drużynie zawsze była dobra; może dlatego, że gra w niej wiele osób, które utożsamiają się z Olsztynem, są z tych rejonów, a przyjezdnych witają bardzo normalnie i przez to tworzą niezły kolektyw. Mimo upływu tylu lat, do teraz mam znajomych, utrzymujemy kontakt z Jasiem Bucholcem. Wiem, że w klubie było źle, ale teraz znowu wypłaty są na czysto, a to najważniejsze dla piłkarzy. To ich zawód i za to powinni otrzymywać wynagrodzenie, a nie czekać po 3-4 miesiące.
Kibice w Chorzowie powitali pana bardzo ciepło, na prezentacji zespołu długo skandowali pana nazwisko.
- Nie wiedziałem, jak kibice mnie odbiorą, choć trzeba pamiętać, że ja nigdy nie chciałem odchodzić z Ruchu. W 2015 roku była możliwość, bym przedłużył kontrakt o kolejne dwa lata. Nie opuściłem Chorzowa i nie szedłem do Podbeskidzia dla pieniędzy. Nikt nie mógł mi mieć tego za złe, bo po prostu nie chciał mnie trener Fornalik. Teraz historia zatoczyła koło i znów tu jestem. Na prezentacji był lekki szok, ale też czułem się bardzo szczęśliwy, że kibice dali mi takie wsparcie. Dyrektorzy, prezesi, postawili na mnie bez żadnych testów. Trenerzy Rocha i Warzycha też nie widzieli mnie w akcji, a ostatnie pół roku grałem w rezerwach Tychów w czwartej lidze, więc była to dla nich niewiadoma. Bardzo szybko wskoczyłem jednak do składu i swoją grą chcę udowodnić, że jestem wartościowym zawodnikiem, a nie jakimś starym gościem. Mam dopiero 30 lat i wierzę, że przede mną jeszcze dobre chwile. Oby w Ruchu.
(...)
Kontrakt z GKS-em Tychy rozwiązał pan w samej końcówce lutego. Nie było obawy, że zostanie pan na lodzie?
- Temat Ruchu przewijał się już w grudniu i styczniu. Szkoda, że wtedy nie wypaliło. Nie wiem, z jakich względów... Z jednej strony, dobrze, że w ogóle tu się znalazłem, ale można żałować, że tak późno. Gdyby to stało się kilka tygodni wcześniej, lepiej zgrałbym się z drużyną, trener lepiej by mnie poznał. Nie ukrywam, że po rozstaniu z Tychami miałem kilka ofert; tyle że nie z pierwszej, a drugiej ligi. Byłem już dogadany z jednym klubem na kontrakt do czerwca. Oglądałem drużynę w jednym ze sparingów, rozmawiałem z trenerem i prezesami, miałem podpisywać umowę. I... w przerwie tego sparingu zadzwonił dyrektor Kapica, mówiąc, że w Chorzowie jednak chcieliby, bym przyjechał. Cóż, prezesom drugoligowca musiałem niestety podziękować i przekazać, że rezygnuję. Wsiadłem w auto, a drugiego dnia byłem już na Cichej.
Ruchowi się nie odmawia?
- Darzę ten klub wielkim sentymentem; nie tylko ja, ale też żona i dzieciaki. Może tego nie pamiętają, ale też było im tu dobrze. Śląsk to będzie nasz kącik. Tu na pewno osiądziemy na stałe. Rozmawiając zresztą z działaczami, mówiłem, że nie chciałbym przychodzić do Ruchu tylko na pół roku, a znacznie, znacznie dłużej.
(...)
Z Bytovią zagraliście lepiej niż można się było spodziewać?
- Zagraliśmy dobry mecz, ale przecież może być lepiej! Słyszałem opinie, że był to jeden z lepszych występów Ruchu w pierwszej lidze. Fajnie, że mogłem w tym uczestniczyć, że wygraliśmy, ale cele są zupełnie inne. Jednym meczem się nie utrzymamy. Musimy złapać serię zwycięstw i wtedy będziemy mogli się cieszyć. Teraz jedziemy na ciężki teren. Byłem na meczu Stomilu z Podbeskidziem i widziałem, że zaliczył bardzo dobry występ. Przegrał niezasłużenie. My mamy jednak w drużynie jakość, czas działa na naszą korzyść, zgrywamy się. Twierdzę, że jesteśmy w stanie grać lepiej niż z Bytovią.
źródło:
Katowicki Sport