"Katowicki Sport" w ciekawy sposób opisał historię Grzegorza Joszki, naszego redakcyjnego kolegi, który jest autorem książki "Niebieskie Majstry". Prezentujemy spory fragment oraz zachęcamy do przeczytania całości na łamach strony internetowej dziennika.
Grzegorz Joszko - rocznik 1975. Ruch sięgał wtedy po 12. tytuł mistrza kraju; to była legendarna ekipa Michala Viczana, która "otarła się" o półfinał Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Kiedy Grześ miał cztery latka, Niebiescy zdobywali laur numer 13. Bolesta, Drzewiecki, Lorens, Wira, Małnowicz, Benigier, Mikulski - wtedy jeszcze nie miał prawa znać ówczesnych bohaterów Chorzowa. Ale na którymś z ich meczów był na pewno. Bardziej z powtarzanych przez lata opowieści ojca, niż z własnej świadomości wydobywa wspomnienie wizyty czterolatka na stadionie przy Cichej. - Tak naprawdę ojciec był kibicem AKS-u - mówi Grzegorz. - Grał w "Zielonych koniczynkach", doskonale znał się z synem legendarnego Leonarda Piontka. Z czasem jednak zaczął doceniać i Niebieskich. - Od pewnego momentu plan na weekend był prosty: sobota na Ruchu, niedziela na AKS-ie - wspomina.
On sam - może ze względu na sportową różnicę klas, dzielącą w latach 80. (i teraz) obydwa ekstraklasowe niegdyś kluby - wybrał Cichą. I... został z Ruchem na dobre i na złe. To były czasy "przedinternetowe"; udział w meczu poprzedzała cała seria zabiegów i starań. - Najpierw brałem rower i szukałem najbliższego afisza z zaproszeniem na mecz, by sprawdzić dzień i godzinę. Trzy godziny przed pierwszym gwizdkiem trzeba było stawić się przy kasie, by kupić bilet. A 60 minut przed rozpoczęciem warto było wejść na trybuny, żeby zająć dobre miejsce - wspomina końcówkę lat. 80. A Ruch - po spadku w dramatycznych okolicznościach w 1987 roku - po powrocie do ekstraklasy znów był wielki. - To z tej epoki pochodzi mój pierwszy wielki idol piłkarski, czyli "Gucio" Warzycha. Ale pamiętam wielu innych. Choćby Józka Nowaka - najlepszego skrzydłowego. Albo walecznego do bólu Mietka Szewczyka. W II lidze - zwłaszcza na początku - zdobył trochę goli. A w pierwszym sezonie w pierwszej lidze - nic. Zero. Tym bardziej zapamiętałem tę jego szaleńczą radość, gdy w końcu mu wpadło, w ostatnim meczu sezonu, z Górnikiem Wałbrzych.
Ów mistrzowski sezon Niebieskich był pierwszym, w którym Grzegorz zaczął już na mecze przy Cichej chodzić sam. Kolejny "etap kibicowskiego wtajemniczenia" - to udział w potyczkach wyjazdowych. - Wiadomo, że wygrana "w gościach" smakuje podwójnie! - podkreśla. Ale wyjazdy na przełomie lat 80. i 90. miały dodatkowe tło. - To wciąż były czasy, w których chłopcy w białych kaskach lubili sobie "popałować" kibicowskie towarzystwo. Pamiętam zwłaszcza wyjazdy do Krakowa. Na dworcu w Mydlnikach witała nas więc prawdziwa armia: antyterroryści i funkcjonariusze z psami. - Średnio przyjemne to było, ale traktowaliśmy to jako naturalną cenę za udział w meczach.
Jak widać, Niebieski futbol wciągnął Grzegorza już na dobre. I... trzyma do dziś. Zmieniały się tylko sektory, w których zasiadał przy Cichej. "Piątka", później "szóstka", teraz "siódemka" (- Bo tam siedzi "stara gwardia" - uśmiecha się Joszko). Czasem też kryta, i kabiny dziennikarskie. Bo przecież - poza piłką nożną - właśnie... pisanie o niej stało się drugą pasją Joszki. - Składanie zdań i przelewanie ich na papier nigdy nie stanowiło dla mnie problemu. Pół życia piszę raporty - uśmiecha się Grzegorz. Prowadzi dziś firmę consultingową; w roli audytora jeździ po kraju, weryfikuje i doradza przedsiębiorcom w zakresie zarządzania biznesem.
Ponad trzy lata temu otwarł jednak zupełnie nowy rozdział swej autorskiej twórczości... - Pomysł pojawił się z... emocji. Strasznie wkur... mnie gwizdy naszych kibiców na Filipa Starzyńskiego, który akurat dla mnie był jednym z najlepszych graczy Ruchu w tym czasie i jednym z najzdolniejszych, jakich w ogóle widziałem - mówi. I tak powstał blog, który - poza prezentacją odautorskich uczuć - z czasem stał się również skarbnicą faktów i doniesień z ruchowskiej historii, wygrzebanych z odległych w czasie tytułów prasowych. Bo historia zawsze była pasją Grzegorza. Choć kończył technikum, właśnie historię zdecydował się zdawać na ustnej maturze; jako jedyny w całej szkole! I do dziś jest ona dlań odskocznią od codzienności. Joszko: Nic nie sprawia mi większej frajdy, niż odnalezienie ciekawej notki prasowej, interesującego dokumentu z pierwszych lat działalności klubu czy też nieznanego dotąd zdjęcia.
Dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu - pęczniało archiwum materiałów o Niebieskich. No i na którymś z meczów w głowie autora zakiełkował pomysł, by cykl artykułów zwieńczyć książką. Tak narodziły się "Niebieskie majstry", które niedawno miały swą oficjalną premierę.
Cały artykuł o Grzegorzu Joszce możecie przeczytać na stronie
KatowickiSport.pl