- Niewiele pierwszoligowych klubów wyjeżdża na zagraniczne zgrupowania. Jestem mile zaskoczony, naprawdę bardzo dobrze to wygląda. Nic, tylko pracować. Słyszy się o problemach Ruchu, ale działacze dołożyli wszelkich starań, by stworzyć nam tak komfortowe warunki. W sobotę zgrupowanie zakończył tutaj Śląsk Wrocław, to też o czymś świadczy. Poziom organizacji jest naprawdę dobry - chwali
Paweł Wojciechowski, który udzielił wywiadu oficjalnej stronie klubu. Prezentujemy wybrane fragmenty.
Jesteś z drużyną Ruchu od niespełna miesiąca. Zaaklimatyzowałeś się już w zespole?
Paweł Wojciechowski: - Myślę, że po obozie w Kamieniu mogę powiedzieć, że ten etap już się zakończył. Poznałem wszystkich chłopaków bardzo dobrze. Przed przyjściem do Ruchu znałem tylko Miłosza Przybeckiego. Spotkaliśmy się na meczu Niebieskich z Chrobrym Głogów w Pucharze Polski. Siedzieliśmy razem na trybunie. Już wtedy byłem przymierzany do Ruchu i chciałem zobaczyć jak wygląda zespół, dlatego wybrałem się do Chorzowa. Wracając do aklimatyzacji, drużyna bardzo dobrze mnie przyjęła, cieszę się, że tu jestem. Widzę u wszystkich pozytywne nastawienie, mimo tego, gdzie się znajdujemy w tabeli. Widzę, że każdy wierzy w pozytywne zakończenie sezonu.
(...)
Nie miałeś wątpliwości przyjmując ofertę Ruchu?
- Już w lecie miałem trafić do Chorzowa. Już wtedy byłem zdecydowany, ale kluby wówczas się nie dogadały. Widziałem, jak to wszystko wygląda i podjąłem taką wewnętrzną decyzję, że chcę przejść do Ruchu. W Odrze moja współpraca z trenerem się nie układała, od samego początku zostałem odstawiony na boczny tor. Mimo że przez pół roku byłem w Odrze, cały czas miałem kontakt z dyrektorem Grzegorzem Kapicą i widziałem, że wciąż mnie tutaj chcą. To na pewno budujące, gdy ktoś o ciebie zabiega. Nie tylko Ruch jest w trudnej sytuacji, ja również byłem. Jesienią praktycznie nie grałem i ważne jest dla mnie to, że ktoś mnie chciał i wierzy, że mogę pomóc na boisku w walce o utrzymanie.
Czyli wiary nie brakuje...
- Mi na pewno nie! Naprawdę jestem pozytywnie nastawiony do zbliżającej się rundy. Widząc jak przygotowujemy się do gry, jak wyglądało zgrupowanie w Kamieniu, jakie tutaj - na Cyprze - mamy warunki do pracy, jestem optymistą. Jestem nabuzowany i czekam na pierwsze mecze o punkty.
O miejsce w składzie rywalizujesz z kilkoma zawodnikami i chyba nie są to tylko napastnicy.
- Trener ustawia mnie troszkę niżej, jako taką a la "ósemkę", "dziesiątkę". Postaram się dać z siebie jak najwięcej na tej pozycji, na jakiej będę grał. Bo przede wszystkim przyszedłem tutaj po to, by grać. Do zespołu dołączył też Mateusz Majewski, więc ta rywalizacja z przodu na pewno się zwiększyła. Zobaczymy. Rozmawiałem z trenerem przed podpisaniem kontraktu i zaznaczyłem, że najlepiej się czuję jako taka "fałszywa dziewiątka" lub bardzo ofensywna "dziesiątka". Wszystko zależy od trenera, jest doświadczony, będzie wiedział, jak to poukładać.
(...)
Sporą część swojego dotychczasowego piłkarskiego życia spędziłeś w Holandii. Zapewne liczyłeś, że ta przygoda inaczej się potoczy. Jak to oceniasz z perspektywy czasu?
- Nie mam żadnych wątpliwości, że powodem były kontuzje. Do tej pory miałem aż 7 operacji, głównie kolana, raz przepuklina pachwinowa. Trochę czasu spędziłem na stołach operacyjnych i w salach rehabilitacyjnych. Jestem zdrowy od trzech lat, cieszę się z tego. Oczywiście nie tak wyobrażałem sobie swój pobyt w Holandii, ale jestem już na tyle doświadczony, że nie patrzę wstecz, nie myślę o tym, że na przykład kiedyś grałem dla 30 tysięcy ludzi w Heerenveen. Nie żyję przeszłością, cieszę się, że było mi dane w ogóle zostać zawodowym piłkarzem, cieszę się z każdego treningu. Wielu nie mogło tego doświadczyć. Wielu moich rówieśników, z którymi występowałem w reprezentacji U-17, dzisiaj nie gra już w piłkę. Wykruszyli się gdzieś po drodze. Ale z drugiej strony kilku zrobiło kariery. Grałem wtedy w kadrze z Wojtkiem Szczęsnym, Grzegorzem Krychowiakiem, Mateuszem Klichem, Michałem Janotą czy Tomkiem Kupiszem, z którym utrzymuję najlepszy kontakt.
Przenosimy się na Białoruś. Czekający nas sparing z FK Homel z pewnością przywołuje wspomnienia z czasów gry u naszych wschodnich sąsiadów. Jak wygląda tamtejszy futbol?
- Po kontuzji więzadeł krzyżowych stwierdziłem, że muszę coś zmienić. Chciałem wrócić do Polski, nie wypaliły mi testy w Lechii Gdańsk, wszystko się przyciągało. Dostałem wtedy bardzo dobrą pod względem finansowym ofertę z Mińska. Podsumowując czas spędzony na Białorusi, uważam, że ta liga nie jest taka słaba jakby się komuś mogło wydawać. Nie jest jednak tak opakowana, jak polska. Biorąc od uwagę zaplecze - stadiony, bazy treningowe - są daleko za nami. My jesteśmy już na europejskim poziomie i chce się to oglądać, mimo że czasem ten poziom kłuje w oczy, są wywiady w przerwie, po meczu, studio. Ludzie godzinami siedzą i analizują jak ktoś kopnął piłkę, jak przyjął, rysują. Kiedyś na Białorusi zostałem wybrany zawodnikiem miesiąca i dostałem zaproszenie do programu piłkarskiego, ale miałem wrażenie, że tego nikt nie ogląda. Jeśli chodzi o poziom sportowy to są takie zespoły jak BATE Borysów, Dinamo Mińsk i Szachtior Soligorsk, które prezentują poziom zbliżony do Ekstraklasy. Oczywiście jest tam też sporo zawirowań. Tam się nie podpisuje kontraktów na dwa lata czy więcej, tylko zwykle na rok. Piłkarze zmieniają kluby jak rękawiczki, bo dzisiaj tu lepiej płacą, a jutro gdzie indziej. Dzisiaj takim zespołem jest Dinamo Brześć, gdzie są duże pieniądze jak na warunki białoruskie i to widać. Ściągnęli do siebie chociażby znanego w Polsce trenera Radoslava Latala.
źródło: Ruch Chorzów