- Nie wyobrażam sobie, żeby miasto nie wywiązało się z obietnicy, którą złożyło. Na coś się umówiliśmy; i to umawiały się nie dzieci, a dorośli ludzie. Włożyliśmy w spółkę pieniądze i oczekujemy, by miasto też włożyło to, do czego się zobowiązało - mówi Prezes
Janusz Paterman, który udzielił wywiadu katowickiemu "Sportowi". Zapraszamy do przeczytania wybranych fragmentów.
Jeśli do końca lutego spłacicie ponad 2-milionowe zadłużenie, Komisja ds. Licencji Klubowych ostatecznie odbierze drużynie nie sześć, a jeden punkt. Jak jego brak może wpłynąć na walkę o utrzymanie?
Janusz Paterman: - Każdy punkt może okazać się tym decydujący. Odwołaliśmy się jednak od tej decyzji. Pytanie, czy będzie to odwołanie skuteczne. Czekamy na ostateczny werdykt. Walczymy!
W grudniu zapowiadaliście wejście do klubu dużego sponsora o ekstraklasowym poziomie wsparcia. Czy oficjalnie można już powiedzieć coś więcej?
- Oficjalnie - jeszcze nic. Walczymy. Są procedury, które trzeba przejść, ale jesteśmy dobrej myśli. Ten sponsor będzie.
Mówił pan, że zaprezentujecie go na przełomie lutego i marca.
- To nadal realny termin.
A co z drugim, nieco mniejszym sponsorem?
- Będzie nim Pepsi-Cola. Umowa leży już u mnie na biurku. Dogrywamy jeszcze wysokość kontraktu. Myślę, że będzie obowiązywała przez dłuższy okres, około trzech lat. To kwestia do ustalenia, czy znajdzie się na koszulkach. Przede wszystkim będzie jednak na stadionie. Mamy też nasz sklep, czyli "Grzybka", który kiedyś był oklejony logiem Pepsi. To była fajna reklama, a teraz do tego wrócimy i zostanie odnowiona. Przez te trzy-cztery lata, dopóki nie będziemy mieli nowego stadionu, musimy o niego zadbać. Wiemy, że nie będzie wyglądał super, ale zrobimy wszystko, by prezentował się przynajmniej przyzwoicie.
(...)
Deklarowaliście, że na 2018 rok spółka konstruuje 12-milionowy budżet. Co z pieniędzmi z miasta? Liczyliście, że wyłoży 5 milionów, ale radni zwracają uwagę, że 3 miliony miały być pokryte ze zwrotu pożyczki. Nie trafiły jednak z powrotem ze spółki do miasta, bo w układzie zostały przekonwertowane na akcje.
- Nie wyobrażam sobie, żeby miasto nie wywiązało się z obietnicy, którą złożyło. Na coś się umówiliśmy; i to umawiały się nie dzieci, a dorośli ludzie. Włożyliśmy w spółkę pieniądze i oczekujemy, by miasto też włożyło to, do czego się zobowiązało. Nie chciałbym jednak, byśmy byli bez przerwy odbierani jako klub, który tylko czeka na miejskie pieniądze. Miasto posiada w spółce określone udziały i mamy wspólny biznes, jakim jest Ruch Chorzów. To nie jest dosypywanie do prywatnego gara, a nasza wspólna sprawa. Jeśli powiedziało się "A", to trzeba też powiedzieć "B".
(...)
Na zgrupowaniu w Rybniku-Kamieniu drużyna najpierw zremisowała z Pniówkiem Pawłowice, a potem - Podbeskidziem. Jest jakikolwiek powiew optymizmu przed wiosną?
- Na razie trudno powiedzieć, choć generalnie jesteśmy optymistami. Sparing z Podbeskidziem pokazał, że jest postęp. Widać po chłopakach power i wolę walki. Piękną bramkę zdobył Mello, ale nie żyjmy nią, a spójrzmy, że z trzech innych świetnych sytuacji nie wykorzystaliśmy ani jednej. Myślimy o transferach. Czekamy teraz na warunki Legii Warszawa i zakontraktujemy Mateusza Majewskiego. Hubert Kotus, który akurat w sobotę zszedł z lekką kontuzją, też będzie nasz. W piątek lecimy na Cypr. Wszystko jest "klepnięte", trzeba się przygotować. Ta drużyna musi się zgrywać. W Kamieniu nie było fajerwerków, bo zawodnicy mieli w nogach ciężkie treningi. Na Cypr lecą, by trochę "wyluzować" z obciążeniami, zacząć grać i się scalać.
źródło:
Katowicki Sport