Z drużyną Ruchu od kilkunastu dni trenuje 24-letni
Hubert Kotus, który w przeszłości występował przy Cichej w zespole Młodej Ekstraklasy oraz trzecioligowych rezerwach. Urodzony w Dębnie zawodnik wraca na Cichą po blisko czterech latach, czuje się znacznie mocniejszy i z optymizmem patrzy na walkę o utrzymanie w pierwszej lidze.
Jak do tego doszło, że ponownie znalazłeś się w Chorzowie?
Hubert Kotus: - Nie ukrywam, że duży w tym udział trenera Bogusława Pietrzaka. Kiedyś to on zdecydował o tym, że zostałem w Ruchu na dłużej, a teraz pomógł mi w tym, żebym znów mógł się pokazać. Kolejna sprawa to kontuzja Adriana Liberackiego. Klub poszukuje wzmocnienia na lewą obronę, a w tym sporcie jest tak, że nieszczęście jednego jest szczęściem drugiego. Tym razem ja na tym korzystam, a przecież cztery lata temu odszedłem z Ruchu przez to, że doznałem tej samej kontuzji, która niedawno przytrafiła się Adrianowi, a kończył mi się kontrakt. Historia zatacza koło.
Po odejściu z Ruchu grałeś kolejno w Stilonie Gorzów Wielkopolski, Świcie Skolwin, Olimpii Zambrów, a ostatnią rundę spędziłeś w Błękitnych Stargard. Nigdzie nie zostałeś jednak na dłużej niż sezon. Co było powodem braku stabilizacji?
- Stilon to było przetarcie po półrocznej przerwie. Wyleczyłem kontuzję na tydzień przed rozpoczęciem rozgrywek i byłem nieprzygotowany. Tę rundę i tak uważam jednak za poprawną. Na dobre odbudowałem się w Świcie, gdzie postawił na mnie trener, który znał mnie i moją historię. Zagrałem pełny bardzo dobry sezon i chciałem iść wyżej. Zambrów wyszedł zupełnie przypadkowo, bo po roku w Świcie miałem trafić do Stargardu. Zespół Błękitnych miał opuścić Ariel Wawszczyk, jednak sprawa się przeciągała, a ja nie mogłem dłużej czekać. Chciałem robić kroki do przodu i stąd decyzja o przejściu do Olimpii. Bardzo zależało mi na pokazaniu się w drugiej lidze.
Rok później odezwali się Błękitni, którzy mają swoją siedzibę 50 kilometrów od mojego rodzinnego domu. To zespół drugoligowy, więc z wiadomych względów tam trafiłem. Minęło pół roku i znowu jestem w Ruchu. Klasa rozgrywkowa wyżej, a poza tym Niebieskim się nie odmawia. To właśnie Ruch mnie ukształtował. Ze Stargardu nikt mnie nie wyganiał, ale ja chciałem przejść do Chorzowa i piąć się w górę.
Gdybym miał spojrzeć na przebieg mojej przygody po kontuzji: pół roku przetarcia w trzeciej lidze, później rok grania w trzeciej lidze oraz półtora roku grania w drugiej lidze. Teraz Ruch, wszystko idzie do przodu, do góry i to mnie cieszy. Mógłbym przecież zostać w trzeciej lidze kilka lat i byłaby stabilizacja, ale czy to jest ważne? Ja mam swoje ambicje i chcę grać jak najwyżej.
Obecnie czujesz się lepszym zawodnikiem niż niespełna cztery lata temu, gdy odchodziłeś z Ruchu?
- Na pewno bardziej doświadczonym i ułożonym. W piłce widziałem już dużo, więc nic mnie nie zdziwi. Teraz potrafię utrzymać poziom przez długi czas, gram równo i to mnie cieszy najbardziej. Gdy byłem młodszy, to w Ruchu było tak, że w jednym meczu były fajerwerki, a w drugim kiepsko. Teraz jestem ciągle stabilny, a to jest ważne na mojej pozycji.
Twój kontrakt z Błękitnymi jest ciągle ważny, ale nie stanowi to problemu przy związaniu się z Niebieskimi?
- Stargard to specyficzne i dość zamknięte środowisko. Praktycznie wszyscy są tam miejscowi, każdy każdego zna i dobrze mu życzy. Na wieść o tym, że mogę iść wyżej, każdy raczej się cieszył, niż robił przeszkody. Sprawa się toczy i myślę, że zostanie rozstrzygnięta na dniach. Teraz jestem z Ruchem na obozie w Kamieniu, ciężko pracujemy i staram się skupić na maksa na swojej robicie. Aczkolwiek nie ukrywam, że wolałbym mieć już podpisany kontrakt i czystą głowę, bo dopóki nie ma podpisów na dokumentach, to nic nie jest pewne na sto procent. Jednak motywuje mnie to, że trenerzy są na tak i nie myślę o tych sprawach, które nie są jeszcze załatwione. Wiem, że to lada chwila się wyjaśni.
Na jakim etapie są rozmowy z działaczami Ruchu?
- Jestem po słowie z dyrektorem Kapicą i myślę, że wszystko jest jasne i klarowne. Nie powinno być żadnych przeszkód.
Sztab szkoleniowy ściągnął cię do Chorzowa z myślą o lewej obronie, lecz to nie jedyna pozycja, na której możesz grać.
- W Ruchu występowałem na lewej pomocy, ale odkąd odszedłem, to ciągle gram na lewej obronie i powiem szczerze - tam czuję się najlepiej. Inaczej trenuje się pod tę pozycję. Jednak jeśli chodzi o lewą pomoc, to nie zapomniałem, jak się na niej gra. Być może przyjdą takie mecze, że będę musiał tam zagrać i wtedy nie będę miał z tym problemu.
Dzień po tym, jak przyjechałeś na Cichą, klub został ukarany przez Komisję Licencyjną odjęciem punktów. Jak odbierasz sytuację w tabeli?
- Przed wyjazdem na obóz zostaliśmy zapewnieni przez władze, żebyśmy skupili się tylko na trenowaniu, a reszta leży w ich gestii. Dlatego nie za bardzo interesuję się tą sprawą, bo nie mam na nią wpływu. Jestem optymistą i jestem pewny, że się utrzymamy.
W drużynie zastałeś swoich znajomych z poprzednich lat gry w Ruchu?
- Pewnie, że tak! Naprawdę dobrze się czułem po przyjeździe do Chorzowa i nie potrzebuję czasu na jakąś aklimatyzację. Maciek Urbańczyk, Miłosz Trojak i Łukasz Siedlik to zawodnicy, z którymi grałem. Ponadto gdy byłem w Świcie Skolwin, to Walski czy Przybecki występowali w Pogoni Szczecin, więc też ich kojarzyłem. Znałem też Michała Rutkowskiego czy młodego Sikorę. No i oczywiście trenerów oraz pana Włodka i Filipa Czaplę. Muszę też obowiązkowo wymienić panią Renię, która też mnie pamiętała.
Podsumowując: wracasz na stare śmieci.
- Bardzo się z tego powodu cieszę! Mam nadzieję, że kontrakt szybko zostanie podpisany i będę mógł w pełni skoncentrować się na pracy.
źródło: Niebiescy.pl