- Gra w Ruchu to dla mnie awans sportowy, wyróżnienie. W końcu trafiłem na Cichą z trzecioligowych rezerw Legii. Poza tym ostatnie doświadczenia uczą, że Chorzów jest wyjątkowo dobrym miejscem dla napastników, a także dla... legionistów, bo tylko w ostatnim okresie wybili się tutaj Kamil Mazek, Łukasz Moneta, czy Jarosław Niezgoda. Na ich przykładach widać, że Ruch jest znakomitym miejscem do rozwoju sportowego. Mam nadzieję, że tak samo będzie w moim przypadku. Jestem przekonany, że wybrałem dobry kierunek - mówi Mateusz Majewski, który udzielił wywiadu dziennikowi "Sport".
Jak to się stało, że zdecydował się pan zamienić stolicę na dużo mniejszy Chorzów?
Mateusz Majewski: - Zostałem poinformowany przez Legię, że Ruch jest mną zainteresowany. Zacząłem się zastanawiać, jednocześnie analizowałem kilka innych ofert z klubów pierwszoligowych. Miałem też bardzo poważną propozycję z Widzewa Łódź.
Ostatecznie postawił pan na Ruch...
- Ruch był bardzo konkretny. Poza tym to uznana w kraju firma, klub bardzo utytułowany. Rekordzista po względem liczby mistrzostw Polski. To wszystko przemawiało za Niebieskimi, a swoje "trzy grosze" dorzucił mój serdeczny kolega Michał Efir, który grał tutaj i przekazał mi wiele pochlebnych informacji na temat chorzowskiego klubu, atmosfery, jaka panuje w Chorzowie.
(...)
Dlaczego nie udało się panu przebić do pierwszej drużyny Legii?
- To długa historia, ale po kolei. Kluczowym momentem w mojej przygodzie był wyjazd z Lubelszczyzny, regionu, z którego pochodzę. Trafiłem do Pelikana Łowicz, gdzie miałem dobry sezon. Strzeliłem 10 bramek, w tym dwie w meczach przeciwko Legii. Wtedy zostałem zauważony, dostałem propozycję z Łazienkowskiej i nie miałem się nad czym zastanawiać.
(...)
Śląskiej gwary już się pan uczy?
- Ha, zderzyłem się już ze Ślązakami i śląską gwarą i nie o Ruchu myślę. Siedziałem kiedyś na śniadaniu w restauracji, a obok przy stoliku dyskutowało czterech Ślązaków. Przyznam, że rozumiałem tylko co któreś słowo. Ale to przyjemne, żyją tutaj sympatyczni ludzie.
źródło: Sport