- Pracę w Chorzowie podjąłem praktycznie z dnia na dzień, więc tę wigilię spędzimy w stolicy Grecji, ale nie wykluczam, że za rok zaproszę całą rodzinę na święta na Śląsk - mówi Chouan Ramon Rotsa.
Dla trenera Ruchu w święta najważniejsza będzie oczywiście rodzina, jednak nawet przy świątecznym stole jego myśli będą krążyły wokół drużyny Niebieskich, bo to prawdziwy pasjonat piłki kochający swoją pracę. Szkoleniowiec chorzowian od 27 lat mieszka w Grecji, gdzie najpierw grał w Panathinaikosie Ateny, a później prowadził różne kluby jako trener, ale te szczególne dni będzie obchodził zgodnie z tradycją wyniesioną z rodzinnego domu w Argentynie.
Jak zatem wygląda Boże Narodzenie po argentyńsku? - Przede wszystkim u nas nie ma śniegu, bo to jest środek lata, dlatego na choinkach wszyscy rozkładają sztuczne płatki białego puchu - śmieje się Rotsa.
Choinki w tym dziewięć razy większym od Polski kraju zaczyna się ubierać już 8 grudnia, więc w wigilię nikt nie zawraca sobie tym głowy. W Argentynie najpierw wszyscy udają się na pasterkę, a dopiero później siadają do uroczystej wieczerzy. - Pasterka jest o godzinie 20, natomiast do wigilii siadamy koło godziny 22. Wtedy po prostu jest już trochę chłodniej - tłumaczy trener Ruchu.
Tradycyjnym argentyńskim zwyczajem jest odpalanie w wigilię o północy sztucznych ogni, by w ten sposób uczcić pamiątkę narodzenia Jezusa Chrystusa. - My zawsze chodziliśmy nad przepływającą przez moje rodzinne miasteczko Santo Tome rzekę Urugwaj, oddzielającą Argentynę od Brazylii, i tam na jej brzegu zapalaliśmy race. To bardzo mała miejscowość, położona 1200 km na północ od Buenos Aires. Kiedy byłem mały, w tygodniu zatrzymywał się tam tylko jeden pociąg - wspomina Rotsa na łamach
"Dziennika Zachodniego".
Na co dzień na argentyńskich stołach króluje asado. - To specjalnie przyrządzany rodzaj wołowiny pieczony w całości na ruszcie, a następnie krojony na mniejsze kawałki. Asado przygotowuje się na większe spotkania rodzinne lub w gronie przyjaciół. Za jego przygotowanie odpowiada zawsze jedna osoba, z reguły mężczyzna, który w tym czasie zajmuje się tylko pieczeniem mięsa i absolutnie nie wolno mu w tym przeszkadzać. Trwa to z reguły trzy godziny, a po podaniu mięsa na stół kucharz zostaje nagrodzony przez biesiadników brawami - mówi szkoleniowiec.
W wigilię na argentyńskich stołach też króluje mięso, ale w zależności od regionu zamiast wołowiny podaje się baraninę lub indyka. - U mnie w domu na wigilię był zawsze indyk ze specjalnym nadzieniem. Do tego obowiązkowo piło się clerico. To czerwone wino z owocami przypominające sangrię, tyle że dużo mocniejsze, dlatego zawsze przy stole było bardzo wesoło - uśmiecha się Rotsa.
Podczas wigilii dzieci dostają tylko symboliczne prezenty, bo Papa Noel, jak nazywa się w Argentynie Świętego Mikołaja, większe podarki rozdaje dopiero w dniu Trzech Króli. - Wtedy dzień wcześniej należało napisać do niego list i włożyć do buta, a rano 6 stycznia znajdowało się prezent - wyjaśnia.
Dzieci w Boże Narodzenie i tak nie są pokrzywdzone, bo 25 grudnia w Argentynie rozpoczynają się dla nich trzymiesięczne letnie wakacje. - Wakacje są, ale nie dla wszystkich. Ci, którzy mają kłopoty z jakimś przedmiotem, muszą w tym czasie nadrabiać zaległości. Sam byłem jednym z takich uczniów, a przedmiotem, którego nie chciałem się uczyć, był język angielski. Myślałem sobie: po co mnie, mieszkańcowi małego miasteczka położonego na granicy argentyńsko-brazylijskiej, znajomość angielskiego? Później jednak okazało się, że po przyjeździe do Europy bardzo by mi się on w życiu przydał - mówi Rotsa, który do dziś nie najlepiej radzi sobie z tym językiem, za to świetnie mówi po grecku.
Licząca ponad 44 mln mieszkańców Argentyna uchodzi za najbardziej europejski z krajów Ameryki Południowej, więc święta, podobnie jak u nas, mają tam rodzinny charakter. - W Boże Narodzenie najważniejsza jest rodzina, spotkanie przy wigilijnym stole, wizyta w kościele. Tak samo jest w Grecji, w której mieszkam od 1980 roku, i z tego, co słyszę, również w Polsce. Cieszę się, że w Boże Narodzenie odwiedzi mnie mieszkająca w Buenos Aires córka. W Atenach cały czas mieszka mój syn, który po moim wyjeździe do Polski opiekuje się moimi 40 psami, więc znów spotkamy się całą rodziną. Pracę w Chorzowie podjąłem praktycznie z dnia na dzień, więc tę Wigilię spędzimy w stolicy Grecji, ale nie wykluczam, że za rok zaproszę całą rodzinę na święta na Śląsk, bo dobrze się tu czuję i chciałbym, żeby Polskę poznała nie tylko żona, która mieszka tutaj ze mną, ale także moje dzieci, bo to bardzo sympatyczny kraj, który przyjął mnie z otwartymi ramionami - stwierdza 63-letni trener.
źródło: Niebiescy.pl / Dziennik Zachodni