Piłkarze za każdym razem zawierają dwa kontrakty. Jeden z klubem, drugi z kibicami. Ten pierwszy jest bardzo formalny, zawiera klauzule czasowe oraz informacje o wielkości wynagrodzenia. Drugi ma charakter emocjonalny. Nie jest spisywany, ani ograniczony ramami czasowymi. Nie ustaje w jednej chwili, ba w ogóle nie musi się kończyć. Futbol jest niczym religia, o czym świadczy też ta szczególna forma relacji. Często słyszymy, że dany zawodnik ma prawo odejść, gdy zarząd nie wywiązuje się z ustalonych zapisów. Pełna zgoda. Trzeba jednak zrobić to umiejętnie, pamiętając o więzach z sympatykami oraz o ich dozgonnym, niczym niewarunkowanym zapatrzeniu w klub.
Czasy w Chorzowie nie są łatwe. W trudnych chwilach okazuje się, kto kim jest naprawdę. Nie trudno o błąd, gdy na liczniku lat dopiero naście. Jak przeto zrozumieć świadome zachowanie Pawła Abbotta, który w 10 sekund zniszczył to, co budował latami? Sprawę jego zachowania
opisaliśmy w osobnym artykule. To przykład głupoty w najjaskrawszym wydaniu. Nikogo nie może dziwić, że z takim podejściem zawodnik wychowany na angielskich boiskach tuła się tylko gdzieś po ogonach Ekstraklasy, a także to że po paru latach wciąż pamiętamy.
Top 5 piłkarzy, którzy w ostatnich latach najbardziej podpadli kibicom Ruchu Chorzów:
Piotr Ćwielong: 54%
Patryk Lipski: 46%
Paweł Abbott: 16%
Rafał Siemaszko: 13%
Michał Koj: 6%
Przykład Abbotta pokazuje, że w życiu najbardziej potrafią zranić bliscy. Bardziej dotknęły nas słowa, niż cwaniacki, niezgodny z zasadami gol zdobyty przez Rafała Siemaszkę. Właściwie to ciężko powiedzieć, czy on przesądził o naszym spadku. Pamiętamy przegraną we Wrocławiu i katastrofę w meczu z Piastem. Gdyby tak było z pewnością piłkarz gdyńskiej Arki zebrałby więcej głosów. Na serdeczne powitanie go będziemy tłumnie wyczekiwać.
Bezpośrednie odejście do największego rywala zawsze będzie ryzykiem. W przypadku Michała Koja wiedzieliśmy jednak od początku, że jest fanem zabrzańskiego Górnika. Zawodnicze ścieżki na Górnym Śląsku bywają kręte, o czym przekonał się przecież sam Wojciech Grzyb. Jeżeli Koj w przyszłości powtórzy zachowanie Abbotta, to szybko w naszym rankingu awansuje.
No i mamy dwójkę byłych graczy środkowej części boiska: Piotra Ćwielonga i Patryka Lipskiego. Obu pamiętamy z pierwszych kroków stawianych w drużynach młodzieżowych i późniejszych debiutów w seniorskich teamach. Cieszyliśmy się z powrotu tego pierwszego, oczekując, że nie tylko będzie ciągnął grę, ale że w trudnych momentach wesprze kolegów z drużyny mentalnie. Jakże znamienna jest słynna niedzielna pogoda, która we Wrocławiu nie pasowała mu do gry. U nas dopiero miał pole do kręcenia nosem, psując swoim odejściem i późniejszymi wypowiedziami kompletnie atmosferę w szatni. Zastanawiające jest też to, że po rozegraniu dobrej pierwszej części sezonu (nawet wybraliśmy go numerem 1) zadowolił się grą w Magdeburgu oraz obecnie w Tychach. Jak widać brakuje mu Niebieskiego charakteru i ambicji.
Patryk Lipski zyskał naszą sympatię szybkim wkomponowaniem się do drużyny, nader pewnymi zagraniami oraz pozytywnym odniesieniem do historii. Kształtując się razem z tutejszą młodzieżą błędnie sądziliśmy, że Ruch będzie dla niego wyjątkowym miejscem. Tymczasem Patryk zamiast walczyć, w kluczowych spotkaniach liczył ze swoim managerem zarobione pieniądze. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że zaszkodził i sobie. Mógł przyczynić się do utrzymania, w dobrej formie pojechać na EURO U21 i dziś cieszyć się z gry nawet w klubie zagranicznym. A tak w CV jest ucieczka, spadek, słabe Euro, cyrk obwoźny po Europie, niepewna pozycja w Lechii i łatka Judasza, na jaką sobie zasłużył w Chorzowie.
Futbol, jak każdy zawód ma swoje plusy i minusy. Po stronie tych pierwszych - sława i pieniądze. Brak anonimowości oraz szydera, to cena za nie. To transakcja wiązana i każdy jest tego świadom. Naszym świętym prawem są emocje, którym największy upust dajemy na trybunach. Im większa w nas pasja, tym większy nasz RUCH. I niech skóra cierpnie, kolana drżą.
Czy Patryk Lipski zostałby zauważony w polskiej piłce, gdyby nie Cicha 6? Kto wie, tego nie możemy wykluczyć. Faktem jednak jest, że w Ekstraklasie zadebiutował i rozbłysnął, nie w bordowej, nie w zielonej, ale właśnie w NIEBIESKIEJ koszulce. Piotr Ćwielong mógł odejść po cichu, bez psucia atmosfery i wylewania żalów.
Obu przyjdzie pokutować za swoje winy. Posłużą za przykład kibicowskiego potępienia. Ku nauce, ku przestrodze, ku lepszej Niebieskiej przyszłości. Choć świat się zmienia, choć coraz mniej w nim lojalności, to nasza duma i wartości trwać będą. I nie będzie odstępstw, nie będzie wyjątków.
Marco FC K-ce
[email protected]