- Trener nam powtarza, że jeśli rywale wbiją nam trzy gole, to musimy zdobyć cztery. A jeśli dostaniemy cztery, to trzeba się postarać o pięć. Nie jesteśmy nastawieni na defensywę. Chcemy grać do przodu, z polotem i zawsze zdobywać przynajmniej jedną bramkę więcej niż rywal - powiedział przed dzisiejszą "Świętą Wojną"
Mateusz Cichocki, piłkarz Zagłębia Sosnowiec, który jeszcze kilka miesięcy temu reprezentował barwy chorzowskiego Ruchu. Zapraszamy do przeczytania fragmentów wywiadu opublikowanego w "Sporcie".
W generalnym rozrachunku dwa lata spędzone przy Cichej to był stracony czas?
Mateusz Cichocki: - Stracony na pewno nie. Zebrałem w Chorzowie doświadczenia mniej i bardziej pozytywne, ale każde z nich czegoś mnie nauczyło. W pierwszym sezonie grałem w ekstraklasie regularnie, awansowaliśmy po fazie zasadniczej do górnej ósemki. W drugim roku spadliśmy ligi, a ja nie grałem już tak dużo jak wcześniej. Nadal jednak zbierałem cenne doświadczenia i uczyłem się również na treningach - najpierw u Waldemara Fornalika, potem u Krzysztofa Warzychy.
Ostatni mecz w elicie rozegrał pan jednak w październiku ubiegłego roku. Wiosną nie było nawet epizodu. Dlaczego?
- Powiem szczerze, że sam chciałbym to wiedzieć. Różnie bywało z moją formą - raz lepiej, raz gorzej - ale w rundzie rewanżowej po prostu nie dostałem swojej szansy. Taka była decyzja trenera. Byłem cierpliwy, nie podpalałem się. Solidnie pracowałem. Być może drużyna potrzebowała wiosną więcej takiego doświadczenia, którego mi brakowało. Nie było sposobności, żeby usiąść z trenerem Fornalikiem i porozmawiać na ten temat w cztery oczy. Daleki jednak jestem dzisiaj od tego, żeby powiedzieć, że potraktował mnie źle.
(...)
Dobrą passę będzie można przedłużyć w piątek wieczorem. Wiadomo, że pełną satysfakcję da jedynie zwycięstwo. Ruch to dzisiaj drużyna, przed którą należy czuć niemały respekt?
- Podobnie jak w Zagłębiu doszło w tym zespole do poważnych zmian kadrowych, ale wciąż jest tam wielu zawodników, którzy jeszcze parę miesięcy temu grali w ekstraklasie. Cały czas mam tam wielu kolegów, nawet w wyjściowej jedenastce. Doszło kilku zagranicznych piłkarzy i nieźle wkomponowali się w drużynę. Rywal jest groźny - na sześć ostatnich meczów wygrał pięć. Ale to jeszcze nie powód, żebyśmy musieli odczuwać jakiś nadmierny respekt. W tej lidze jesteśmy w stanie wygrać z każdym.
źródło: Sport / Niebiescy.pl