- Miałem też oferty z Grecji, gdzie grałem wcześniej i gdzie mieszkam na stałe, ale mój menedżer, który jest Grekiem, powiedział, że Krzysztof Warzycha poszukuje nowych piłkarzy. A Warzycha to przecież legenda - opowiada nowy zawodnik Ruchu
Vilim Posinković.
Zapraszamy do przeczytania fragmentów wywiadu, który ukazał się na stronie KatowickiSport.pl.
Jakie są szanse na to, że zadebiutuje pan w piątek w barwach Ruchu?
Vilim Posinković: - To trener zdecyduje, czy zagram, bo w kwestii dokumentów, w tym certyfikatu z mojego poprzedniego klubu, nie powinno być żadnych problemów. Jestem przy Cichej półtora miesiąca i w tym czasie grałem jedynie w sparingach.
(...)
W grach kontrolnych był pan sprawdzany na lewym skrzydle, jak również w ataku. Ale jak na gracza ofensywnego dotychczas w karierze strzelił pan bardzo mało goli.
- Moja nominalna pozycja to skrzydłowy. Moje atuty to pojedynki jeden na jednego, szybkość, siła fizyczna. Nie jestem bramkostrzelnym graczem. Dopasowuję się do drużyny i pracuję dla dobra teamu.
Dlaczego zdecydował się pan na grę w Ruchu?
- Miałem też oferty z Grecji, gdzie grałem wcześniej i gdzie mieszkam na stałe, ale mój menedżer, który jest Grekiem, powiedział, że Krzysztof Warzycha poszukuje nowych piłkarzy. A Warzycha to przecież legenda. O jego popularności świadczy to, że w Atenach nie może przejść spokojnie ulicą. Chociaż zakończył już dawno karierę, gdy tylko pojawia się w centrum miasta i okolicach, kibice nie dają mu spokoju. Klepią po plecach, robią wspólne zdjęcia, wspominają jego bramki w Panathinaikosie... Ma niesamowity status.
(...)
Kibice Ruchu są już bardzo zniecierpliwieni, bo drużyna przegrywa mecz za meczem.
- Trener ze względu na zakaz transferowy miał bardzo małe pole manewru. Drużyna była w 70 procentach oparta na młodych piłkarzach. Rozumiem też fanów, bo Ruch to jeden z największych klubów w Polsce i kibice mają wysokie oczekiwania. Ale w takich warunkach nawet Pep Guardiola nie dałby rady. Warzycha, jak również my, nowi zawodnicy, potrzebujemy czasu.
Ale tego czasu przecież nie ma. Zespół ma minus 5 punktów i musi zacząć zdobywać punkty, bo inaczej nigdy nie wyjdzie z dołu tabeli.
- Według mnie sytuacja nie jest tragiczna. Liga dopiero rozpoczęła się. W piłce nożnej zespół nie rodzi się w tydzień. Presja w klubie jest duża, ale poradzę sobie. Grałem wcześniej w Turcji i Grecji, gdzie ciśnienie ze strony kibiców jest jeszcze większe. Gdy występowałem w Kayseri, przegraliśmy jedno ze spotkań i poszedłem razem z innym graczem drużyny do centrum handlowego. Tam zaczepili nas kibice, jeden splunął w naszym kierunku, drugi ostro wyzywał. W Grecji też jest wielu fanatyków. Gdy grałem w GAS Eginiakos, zremisowaliśmy z Arisem Saloniki. Byłem w szoku, bo schodząc z boiska na gracza Arisu Rafika Djebboura rzucił się jeden z kibiców i rozpoczęła się bójka. W Polsce jest pod tym względem spokojniej.
źródło:
Katowicki Sport