Za nami ostatni w tym sezonie wyjazd w Ekstraklasie, ponieważ w Gdyni dziwnym trafem sektor gości, gościnny jest tylko z nazwy. Niestety z powodu beznadziejnej sytuacji w tabeli i ogólnych problemów, wyjazd na Cracovię był prawdopodobnie naszym pożegnaniem z Ekstraklasą na pewien czas...
Na sam wyjazd nie było jakiejś większej mobilizacji. Jechali ci, którzy nigdy nie odpuszczają, którzy są z klubem do końca, na dobre i na złe. W podróż do Krakowa Niebiescy wyruszyli transportem kołowym. Wszyscy zebrali się pod Barem u Wiślaków, aby wspólnie przemaszerować przez Błonia.
Po drodze część ekipy wyjazdowej zaliczyła przymusowy postój przez nadgorliwość miejscowych szeryfów. Ostatecznie w kierunku gorszej strony błoń wyruszyliśmy po godzinie 19, w silnej asyście białych kasków. Gdy grupa podchodziła pod stadion, milicja użyła gazu, aby oddzielić czoło pochodu od przechodzących w pobliżu kibiców Cracovii.
Chwilę później wszyscy zostali zamknięci w przystadionowej zagrodzie - obiekt Cracovii jest idealnym przykładem architektury stadionowej XXI wieku... Zagroda, do której wchodzi się po to, aby inną bramą wyjść i od strony ulicy-chodnika wejść na stadion.
W międzyczasie jak zwykle wywiązała się wymiana uprzejmości z napinającymi się od strony parkingu miejscowymi pajacami. Po chwili silniejszego wiatru płot zaczął puszczać na spawach i do akcji wkroczył dzielny oddział policji, który spychał fanów Ruchu w głąb zagrody. W tym samym czasie przy wchodzeniu pod bramki stadionu zatrzymany został jeden z wyjazdowiczów, którego kaski wyprowadziły w formacji żółwia przy mocnej obstawie. Pomimo prób nie udało się odbić chłopaka, którego zatrzymanie znów zwiększy sztuczne statystyki policji.
Kolejne problemy nastąpiły z wniesieniem przygotowanej oprawy, która zatrzymana została na bramach. Przygotowane "show" zostało przechwycone i tym samym cała praca, by godnie zaprezentować się na ostatnim wyjeździe, legła w gruzach.
Samo wchodzenie na stadion to istna katorga. Tłum przepuszczany przez bramę blokowaną przez ochroniarzy, którzy mają problemy z liczeniem do 10, dlatego przepuszczali co kilka minut 4-5 osób. To powodowało jedynie coraz większe nerwy i ścisk, ponieważ mecz już się rozpoczynał. Dodatkowo atrakcji pod wyjściem z zagrody dostarczały jeszcze większe cymbały z "Hektora", które myślały chyba, że grają w reklamie "Axa", pryskając gazem na prawo i lewo.
Szczytem profesjonalizmu jest prośba o zdjęcie ortezy z kolana, bo można coś w niej wnieść. Idąc tym tokiem rozumowania, na bramach będzie się rozbijało komuś gips z nogi, bo w środku może mieć cały arsenał...
Takie przepychanki, wraz z "inhalacją", trwały praktycznie do końca drugiej połowy meczu. Ostatecznie w sektorze gości na sam koniec zasiadł komplet
750 osób, a kilkadziesiąt pozostało nadal w słynnej zagrodzie. Z nami podczas meczu obecnych około 50 Widzewiaków oraz liczne wsparcie Wiślaków.
W sektorze gości, który przeszedł modyfikację i dźwignięto płoty, zawisły tego dnia flagi: "Psycho Fans", "UN", "Herman", "Śląscy Ekstremiści", "Szarańcza", "SK 1920", "Criminal Family" oraz "Wisła Sharks".
Doping z sektora gości ruszył dopiero w 40 minucie, kiedy większość osób zdołała wejść na stadion. Wcześniej natomiast prowadzona była sporadyczna wymiana uprzejmości. W momencie kiedy Niebiescy zaczęli dopingować miejscowi zaprezentowali oprawę wraz z pirotechniką, która zadymiła murawę dokładnie w przerwie meczu.
Podczas dopingu jedziemy z konkretną korbą, pozdrawiając przy tym naszych przyjaciół i nie szczędząc uprzejmości tym z gorszej strony Błoń. Około 75 minuty zaczęła się napinka miejscowych meneli, jednak nie jak zwykle od strony prostej, gdzie został zwiększony bufor (tam ograniczono się do bocianiego gniazda z lornetkami), a od strony sektora rodzinnego. W wyniku tego również na stadionie użyto w naszą stronę gazu ze strony naćpanego rewolwerowca z dwoma butlami gazu, któremu z nerwów oczy świeciły się jak 5 złotych. Co ciekawe, gazem oberwali nie tylko kibice, ale także... fotoreporterzy.
Niestety pomimo naszego wsparcia zawodnicy przegrali trzeci mecz z rzędu, co spotkało się z dosadną krytyką. W stronę podchodzących piłkarzy poleciało gromkie "Ruch to my, a nie wy" oraz "Wypier...".
Po tym większość piłkarzy mogła wspólnie powiedzieć dziennikarzom, że jeśli kibice Ruchu nie odwołają tego co powiedzieli, to "wypier...".
- A co Wam powiedzieli!?
- Że mamy wypier...
Niestety po tych gorzkich słowach widać było, komu jest tak naprawdę wstyd za ostatnie występy. Pod sektorem do końca pozostało sześciu piłkarzy, których każdy mógł obserwować z "klatki". Reszta uciekła do szatni, słysząc jedynie w tle "Jak spadniemy, zaje..." czy "Ruch to my, a nie wy". Pomimo wielu obietnic walki o punkty na wagę życia, dostaliśmy w zamian trzy potężne porażki z rzędu. To wszystko na dwie kolejki przed końcem sezonu.
Po wszystkim jeszcze długo niosły się z sektora przyśpiewki sławiące Ruch, w tym nowe "44". Dodatkowo z racji obecnej sytuacji zaintonowano "Serce moje płacze i na ziemi jest mi źle, bo drużyna, którą kocham w pierwszej lidze znajdzie się".
Kibice Niebieskich pomimo ogromnego smutku i żalu zaśpiewali także "Ekstraklasa, pierwsza liga - jeden..." oraz "Bójcie się chamy, do pierwszej ligi wracamy", gdzie patrząc na przeciwników może być naprawdę gorąco.
Na przekór ochronie i gospodarzom, którzy wpuszczali nas przez cały mecz w ślimaczym tempie, postanowiliśmy zostać na sektorze gości dłużej niż zwykle. Pomimo komunikatów, próśb, upomnień i gróźb, że powinniśmy już opuścić stadion, nadal się dobrze bawiliśmy. Trwało to dobre 70 minut, a wokół stadionu i po błoniach niosło się głośne "niebieskie pier...".
Przed nami mecz wyjazdowy w Gdyni, gdzie nie jesteśmy mile widziani, dlatego zamknięto sektor gości. Zatem zbierajmy siły, przyjaciół, znajomych rodziny i wszyscy widzimy się na ostatnim meczu przy Cichej z Górnikiem Łęczna. Pokażmy, że jesteśmy z Ruchem do końca. Udowodnijmy, że jesteśmy jedną wielką rodziną, której klub potrzebuje w tych ciężkich chwilach.
Wszyscy widzimy się na Cichej!
Ave RUCH!
źródło: Niebiescy.pl