- Przyjdzie czas na rozliczenia. Na razie trzeba walczyć. Nie da się jednak ukryć, że w takich realiach klub dalej funkcjonować nie może. Pewne osoby muszą zniknąć, a potem trzymać się od klubu jak najdalej - mówi
Mariusz Śrutwa, były piłkarz, a dziś członek rady nadzorczej Ruchu Chorzów, który udzielił wywiadu "Gazecie Wyborczej". Poniżej prezentujemy wybrane fragmenty.
Trudno o optymizm.
Mariusz Śrutwa: - Nie możemy się poddać. Ci którzy myślą, że Ruch spadnie, a potem szybko odbuduje swoją pozycję w pierwszej lidze, są w głębokim błędzie. W pierwszej lidze będzie zdecydowanie trudniej. Oglądam mecze na zapleczu Ekstraklasy i widzę, że nawet jeżeli drużyny ustępują poziomem od tych najlepszych w Polsce, to walką, ambicją, zaciętością w wielu chwilach je przewyższają. W pierwszej lidze w cenie są przede wszystkim cechy wolicjonalne. Agresja, której nam w ostatnich tygodniach jednak brakuje. W pierwszej lidze nie brakuje ambitnych, dobrze zorganizowanych klubów.
Ruch musi walczyć do końca, żeby tam nie trafić. To nie czas na tanie wymówki.
Ostatnie mecze pokazują, że Ruch jest za słaby na Ekstraklasę.
- Piłkarsko? Moim zdaniem nie. Są od nas słabsze drużyny, ale my nie potrafimy tego pokazać i udowodnić na boisku. Inną sprawą jest organizacja klubu. Tu odstajemy. Trochę także na własne życzenie. Za mało czasu jestem w klubie, żeby wydawać sądy, kto na to najmocniej zapracował. Nowi ludzie, którzy zarządzają klubem wciąż są czymś zaskakiwani. Wciąż zmagają się z nowymi problemami. To męczące i frustrujące.
Najgorsze jest to, że Ruch walczy o przetrwanie, a na jego barki ciężar dokładają ludzie, którzy tak chętnie wycierają sobie usta stwierdzeniem o ich "niebieskich serach". W waszych ustach, to brzmi jak żart.
Zapewniacie, że wam na Ruchu zależy, a potem robicie wszystko, żeby położyć ten klub na łopatki. Liczą się tylko pieniądze. Każdy chce coś wyrwać. Zarobić. To smutne.
źródło:
Katowice.Wyborcza.pl